Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

czwartek, 15 czerwca 2017

Downton Abbey w dzielnicy tortów kremowych. Belgravia Fellowesa


Belgravia to Downton Abbey wtłoczone do aplikacji godnej „Household Worlds”, Dickensowskiego periodyku, w którym ukazywały się dziewiętnastowieczne powieści w odcinkach. Podzielona na równe odcinki, z mocnym akcentem albo cliffhangerem na końcu, niczym typowa wiktoriańska proza.W kwietniu ubiegłego roku pojawił się pierwszy, darmowy rozdział do pobrania. Teraz na stosownej stronie można kupić audiobooka, książkę i pojedyncze odcinki. To wszystko wyjaśnia: dlaczego wchodząc na Goodreads, przy Belgravii widać oznaczenie #1-11. Każdy z rozdziałów można znaleźć w postaci osobnego wydania

Belgravia to również post-Downtonowski projekt Fellowesa, uwielbianego autora scenariusza do bodaj najbardziej uwielbianego obecnie serialu kostiumowego. Na fali popularności produkcji powróciła moda na angielską arystokrację, służbę w liberii i posiadłości ziemskie; po tym, jak Downton Abbey się skończyło i nie pojawił się nowy serial sygnowany nazwiskiem sześćdziesięcioletniego barona, jak grzyby po deszczu powyrastały nowe projekty, książki, seriale. Jednym z takich projektów jest właśnie zdygitalizowana Belgravia, podpisana nie tylko nazwiskiem Fellowesa, ale również konsultantki historycznej i redaktorki merytorycznej; w wydaniu angielskim te dwie panie dostały nawet krótkie biografie obok notki o autorze, przez co podejrzewa się, że baron sam wszystkiego nie napisał od początku do końca. Skok na kasę czy autentyczny, świetny następca Downton Abbey?

Belgravia to również luksusowa i wytworna dzielnica Londynu, adres pożądany i ociekający pieniądzem. Zachwycające bielą, eleganckie kamieniczki, kolumnady i czarne balustrady wyglądają sterylnie, zachwycająco. Trochę jak torty kremowe. Zbudował je w XIX. wieku Książę Westminster, Thomas Cubbitt, rozumiejąc, że arystokracja gotowa jest zapłacić niezłą sumkę za wytworny dom w samym centrum Londynu, kilka kroków od pałacu młodej królowej, idealnie na sezon. To właśnie tutaj toczy się główna akcja powieści.


James Trenchard zawsze miał żyłkę do interesów, dzięki czemu ćwierć wieku lat wcześniej osobiście pomagał lordowi Wellingtonowi w Brukseli w dostawach dla armii brytyjskiej; teraz współpracuje z Cubbittem, budując domy dla arystokratów i sam mieszka w pobliżu, na Eaton Square. Powiodło mu się w życiu dzięki olbrzymiej ambicji. Ze zwykłego zaopatrzeniowca stał się niemal równy dobrze urodzonej śmietance towarzyskiej, ba, często wręcz bogatszy od niektórych starych rodów, szlachty tkwiącej po uszy w długach. Choć jemu trudno to zrozumieć, jego żona doskonale zdaje sobie jednak sprawę, że nigdy nie będą na równej stopie chociażby z takimi Bellasisami, mieszkającymi ledwie pięć minut drogi od nich, na Belgrave Square. Pomimo faktu, że ich córka dwadzieścia pięć lat wcześniej flirtowała z młodym Bellasisem na słynnym balu księżnej Richmond w przeddzień bitwy pod Waterloo, rodzina nuworyszy takich jak Trenchardowie nie zostanie przyjęta u błękitno-krwistych, bajecznie bogatych Bellasisów.

Oś fabuły zasadza się właśnie na tych różnicach społecznych, drobnych, niepisanych regułach. Jednocześnie można obserwować jak na dłoni ukrywane w buduarach, szeptane na ucho, ukrywane w starych listach tajemnice wychodzące poza ramy akceptowalnych zwyczajów. Mamy więc cały arsenał znanych z Downton Abbey czy klasycznych powieści wiktoriańskich motywów: nieznanych dziedziców, mezalianse, wstydliwe nałogi, sekretne romanse, sprzedajną służbę. Poznajemy też całą rzeszę bohaterów, których z przyjemnością zobaczylibyśmy na ekranie: wyrozumiałą, godną panią Trenchard, głośnego, szczerego pana Trencharda, ich syna, Olivera, zazdrosnego nieudacznika, i Susan, dwulicową, rządną zaszczytów żonę, lady Bellasis, sprytną, zaradną, ale zranioną kobietę, jej nieobecnego, spokojnego męża Peregrina i rodzinę jego młodszego brata, czyhającego na majątek, przede wszystkim paskudnego dziedzica, Johna Bellasisa. Czterysta stron gładko płynącej, bezbłędnie zaplanowanej fabuły z satysfakcjonującym, baśniowo dobrym zakończeniem. Do tego potoczyste, zgrabne dialogi, zwroty akcji, szybkie cięcia od sceny do sceny. 

Szczerze? Wciągnęło mnie totalnie. Czytało się z czystą, niewymuszoną przyjemnością, rozbawieniem i cieniem niepewności w sercu. Tak jak przy oglądaniu Downton Abbey. Uwielbiam takie klimaty, a ta powieść jest dla mnie idealnym spełnieniem tego, czego oczekiwałam.

Rzecz jasna Belgravia to nie jakaś perełka. Nie wyróżnia się w jakiś spektakularny sposób, nie zawiera tak fascynującego romansu jak Lady Mary z Matthew Crawleyem, nie jest napisana wybitnym językiem. To wciąż powieść historyczna pisana współczesną ręką, mało przypominająca ciężką, społeczną prozę Wiktorianów. To niezobowiązująca, lekka, wygodna jak rozchodzone buty rozrywka, nie pozytywizm; nie znajdziemy tu tematu biedoty, gwałtów, tragedii życiowych, ważkich dylematów moralnych, dyskusji o sztuce, polityki, wojny. Może i znajdziemy pewne dyskretne nawiązania do innych powieści, jak wspomina Daisy Goodwin w swojej recenzji, przede wszystkim do Thackeraya, nie usłyszymy ech Dickensa. To piękna, dobroduszna fasada, którą z przyjemnością zobaczyłabym w formie kolejnego serialu kostiumowego. Współczesna powieść srebrnego widelca (tzw. silver-fork novel).

No i co z tego? Chcę więcej!

Och, jak dobrze, że czeka jeszcze na mnie na półce Czas przeszły niedoskonały.


Belgravia

Julian Fellowes

Marginesy, 2017
462 strony
przekład: Anna Bańkowska
Odczucia: ★★★★/★★★★★
Dziękuję wydawnictwu za egzemplarz recenzencki!