niedziela, 28 stycznia 2018

Dlaczego kobiety Hardy'ego tak denerwują. "Z dala od zgiełku" Thomas Hardy


Z dala od zgiełku to jedna z pierwszych powieści Thomasa Hardy'ego, ważnego pisarza i poety w kanonie angielskiej literatury dziewiętnastowiecznej. Jednocześnie pierwsza, która osiągnęła taki sukces, że pisarz mógł porzucić swój wyuczony zawód architekta na rzecz kariery pisarskiej. Potem zasłużył się między innymi takimi tytułami, jak Tessa d’Urberville, Juda nieznanyBurmistrz z Casterbridge, Powrót na wrzosowisko. Zachwycający, ale i gorszący współczesnych, dręczący cliffhangerami (podobno to od jednej z jego powieści pochodzi to wyrażenie), najchętniej odmalowywał realistyczne literackie portrety wsi angielskiej, coraz bardziej przestarzałej i zagubionej w świecie nowych wynalazków i prężnie rozwijających się fabryk. Na najbardziej znanym zdjęciu wyprostowany jak struna Thomas z fantazyjnie podwiniętym wąsem patrzy z przenikliwością i powagą w dal.

W centrum powieści mamy postać młodej, charakternej, czasem wręcz bezczelnej Betsaby Everdene. Dziewczyna jest zarówno niezależna w podejściu do innych, ale i finansowo, bo szybko dziedziczy wiejski mająteczek, stając się panią na swoich włościach. Szybko wyrzuca obecnego ekonoma, pokrętnego złodziejaszka, by zająć się gospodarstwem osobiście. Bywa lekkomyślna, postrzelona, uparta, co chwila zmienia zdanie. Dlatego też bez większego zastanowienia odrzuca oświadczyny statecznego, rozmyślnego pasterza Gabriela Oaka. Następnie dla pustego żartu zwodzi starszego, poważnego sąsiada Williama Boldwooda. Ostatecznie pojawia się mężczyzna, który jej imponuje i za którym jest gotowa skoczyć nawet w ogień. Sierżant Troy okazuje się szybko jeszcze bardziej bezmyślny niż ona sama, jest hazardzistą, hulaką i Don Juanem, któremu bardziej zależy na dobrej zabawie niż na trosce o farmę. Ten miłosny czworokąt: Betsaba, Oak, Boldwood i Troy to oś dramatycznej konstrukcji powieści. Do niego dochodzi wątek poprzedniej ukochanej Troya, zwykłej dziewczyny Fanny, która rzuca wszystko, by być razem ze swoim sierżantem. Jego uczucia jednak równie szybko topnieją co się wzniecają, a poczucie skruchy przychodzi za późno.

Hardy przewrotnie maluje przed oczami czytelnika sielską wizję natury i wsi, jednocześnie przyprawiając ją pożarami, burzami z siarczystymi piorunami, nieokiełznanymi uczuciami, pijaństwem. Ale to nie koniec, dorzuca też obsesję, chorobą psychiczną, zbrodnie, tragedie, skrajne ubóstwo, a nawet martwą matkę z dzieckiem. Mimo to mieszkańcy wsi wcale nie narzekają zbytnio na swój los. To nie są Reymontowscy Chłopi, bo jednak wieś angielska jest bogatsza, a gospodarstwa, o których mówimy, to nie majątki szlachty, ale też nie ubogie chaty. Jednak rajskie okoliczności przyrody wcale nie gwarantują spokoju i ciszy, a zgiełk panuje nie tylko na jarmarku czy na podwórzu, ale też w sercach. 


Z dala od zgiełku błyska humorem, piękną frazą, dopracowaniem stylistycznym i... ukrytymi metaforami o podtekście wysoce seksualnym. Betsaba spotyka po kryjomu Troya w kotlinie pełnej paproci, by ten pokazał jej swoje umiejętności w robieniu szabelką. Tuż przed schadzką „dosłownie drżała teraz i dyszała na myśl o swym zuchwałym przedsięwzięciu”, by potem oddać się w ręce Troya, nieruchoma i zafascynowana, podczas gdy ten ćwiczy na niej sztychy i pchnięcia. „Błyski światła zapalone od dogasających promieni zachodu wirujące przed nią, nad nią i dokoła niej niemal zasłoniły jej cały świat; ziemia, niebo, wszystko dla niej znikło prócz cudownego migotania szabli w rękach Troya, która zdawała się obecna wszędzie, a zarazem nigdzie” (ten cytat i kolejne pochodzą z przekładu Róży Czekańskiej-Heymanowej)... Tej sceny się nie zapomina, tak nasycona jest rozedrganą energią seksualną. Podobnie było w Tess we fragmencie z truskawkami.

Co mnie jednak szalenie denerwuje w Hardym, po przeczytaniu Z dala od zgiełku i Tessy, to absolutny brak znajomości kobiecej psychiki. Bohaterki pisarza to wyobrażenie na temat kobiet. To uosobienia zbiorów pewnych stereotypów: Tessa to upadły anioł, krystalicznie czysta, naiwna, ograniczona jak oddane zwierzę, oddająca się pierwotnym instynktom, ale oportunistyczna. Betsaba z kolei to piękna, lekkomyślna despotka, zmienna, kapryśna i powierzchowna. Jak już wspominałam na Facebooku podczas czytania, Hardy zdaje się sugerować, że atrakcyjnej kobiecie można więcej wybaczyć: „Gdyby dziewczyna nie była tak piękna, despotyzm jej zasługiwałby na nieco większe potępienie, a z drugiej strony – owa piękność mogłaby okazać nieco mniej despotyzmu”. A jakie były moje przemyślenia na temat Tess, gdy czytałam o niej na studiach? Oto one:


Ale wciąż te bohaterki wybijają się pozytywnie na tle innych złotych spostrzeżeń zamykających płeć żeńską w kilku krzywdzących schematach i uprzedzeniach: 


  1. Kobiety nigdy nie myślą logicznie ani nie traktują mężczyzn sprawiedliwie: „Kobiety nie przestają narzekać na niestałość mężczyzn, natomiast wierność ich traktują z lekceważeniem”.
  2. Są niestałe i trudno na nich polegać: „Przepraszam panią, tak mi się tylko wyrwało, ale wiem, że my, kobiety, jesteśmy bardzo zmienne”
  3. Kłamią i lubują się w tym: „Tak, to prawda, że ona nigdy nie lubiła tych drobnych babskich kłamstw, czego nie można powiedzieć o innych kobietach”.
  4. Są niestabilne emocjonalnie i ich uczucia wiążą się z rzeczami przelotnymi: „Uczucia Betsaby, podobnie jak u wielu innych kobiet, budziły się w pewnej zależności od chwilowego nastroju. Jakieś wielkie wzruszenie chwyciło ją za gardło i napędziło do oczu łzy.”
  5. Kobiecość zakłada brak rozsądku: „Betsaba miała zbyt dużo rozsądku, by poddać się całkowicie swej kobiecości, miała jednak zbyt dużo kobiecości, by móc kierować się rozsądkiem w sposób dla siebie korzystny. Kobieta niczym tak nie zdumiewa mężczyzny jak swą dziwną właściwością dawania wiary pochlebstwom, o których wie, że są fałszywe; większym zdumieniem napełnia go tylko całkowity stoicyzm, z jakim kobieta odnosi się do surowej krytyki, o której wie, że jest słuszna.”

Czytając takie kwiatki, w człowieku wywraca się na drugą stronę. Wiadomo, obyczaje się zmieniają, więc rozumiem różnice kulturowe, rewolucję seksualną i emancypację, które mnie dzielą od autora, ale wciąż zgrzytam zębami.


Generalnie jednak warto czytać Hardy'ego, bo to świetny pisarz. Swoich bohaterów traktuje tak litościwie, jak Edypa potraktowało antyczne fatum. Doprowadza ich na skraj, pokazują pęknięcia w psychice, ale i wskazuje, jakie zachowanie zasługuje na pochwałę. Mówi o pożądaniu, próżności,  konwenansach, o braku komunikacji między bohaterami, niezrozumieniu, samopoznaniu, dumie do samego końca. Wzrusza, pociąga, zdumiewa i zachwyca poetyckimi frazami. Potrafi tak mocno dokopać w sam żołądek tylko jednym zdaniem, że znienacka orientujesz się, że po policzkach spływają ci łzy, nie możesz się uspokoić i łkasz na głos, aż współlokatorzy przybiegają w środku nocy i pytają się, kto cię skrzywdził.

Far from the Madding Crowd

Thomas Hardy

Penguin Classics, 2007
484 strony
Odczucia: ★★★/★★★★★

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz