niedziela, 2 grudnia 2018

POPKULTURALNE NOWINY HADYNY: LISTOPAD 2018



Przysięgam, nie mam pojęcia, gdzie się podział listopad. Niby był, ale przemknął tak szybko, byłam tak zmęczona ciężkim okresem w pracy, że ani nie pisałam specjalnie na blogu, ani nie czytałam, ani nie zażywałam popkulturalnych rozrywek. Tyle że byłam na Literackiej Stolicy, o czym rozpisałam się szeroko w osobnym wpisie.

Mogę jednak z satysfakcją stwierdzić, że razem ze skończonym dzisiaj drugim tomem Nędzników mam na koncie 52 książki przeczytane w tym roku. A w listopadzie:

  • słuchałam dwóch audiobooków, Wehikułu czasu i Niewidzialnego człowieka H.G. Wellsa
  • przeczytałam pierwszy tom nowej książki Murakamiego Śmierć Komandora. Pojawia się idea 

A jeśli chodzi o popkulturę?



Halloween (1978)


Jeszcze w okolicach halloweenowych obejrzeliśmy z Rybem pierwszy z całej dziko rozgałęzionej serii slasherów z dyszącym zza białej, niepokojącej maski Michaelem Myersem. To jeden z tych kultowych horrorów, które zapoczątkowały cały nowy podgatunek, z klasycznymi krwawymi mordami na beztroskich nastolatkach, które piją, palą, ćpają i uprawiają seks, a także z tą jedną dziewiczą, mądrą, rozsądną dziewczyną, która zostaje na deser, ale dzielnie się broni i na koniec nawet udaje jej się przeżyć. Film zestarzał się brzydko, nastolatki są zbyt dorosłe, mówią do siebie niesamowicie nienaturalnie, są idealnie głupie, wszystko dzieje się tak powoli... ale charakterystyczna muzyka robi świetną robotę i można się trochę pośmiać przy niektórych teraz już niezbyt strasznych scenach.



Halloween (2018)


To stare Halloween rzecz jasna obejrzeliśmy, bo nowy reboot serii, który można było zobaczyć ostatnio w kinach, zbierał dużo dobrych recenzji. W zamyśle ten nowy film to nowa kontynuacja tego pierwszego. Jamie Lee Curtis znowu w roli tej ostatniej dziewczyny, wraca jako paranoiczna babcia, która swoją obsesją na punkcie Myersa zniszczyła życie swoje i swojej córki, opracowując plan obrony na wypadek powrotu zbrodniarza, ucząc się strzelać, przekształcając dom w twierdzę i terroryzując dziecko niezdrowym strachem. Ostatecznie jednak stuknięta babcia ma rację, bo Myers znów pojawia się w miasteczku... i rzecz jasna zabija nastolatki. Film jest jednak naprawdę bardzo dobry, bo buduje dramat i napięcie na relacjach między kobietami z trzech pokoleń, każdej pozwalając się wykazać na swój sposób, a mordujący facet w masce to raczej pretekst do rozmowie o zaburzeniach psychicznych w rodzinie, obronie w momencie kryzysu, pojednaniu i odwadze.



JoJo's Bizarre Adventure (2012)


Ubiegły miesiąc zleciał przede wszystkim pod znakiem absolutnie szalonego (idąc za Tokarczuk, bizarnego!) anime na podstawie wychodzącej od lat osiemdziesiątych kultowej mangi shōnen. Od zawsze wiedziałam, że to rzecz specyficzna, którą ponoć warto uszczknąć, jednak po przejściu pierwszego, wolno rozkręcającego się sezonu, wybuchło wielobarwne wariactwo. To jazda, na jaką nikt nie jest przygotowany; przeżycie, które zaskakuje w każdym odcinku przesadzoną ilością kampu, dziwności, humoru, męskości i przesady. Mięśniacy pozujący w każdej sekundzie, wyginające się zalotnie męskie ciała, diaboliczne wampiry, pradawne istoty o wielkiej sile, supermoce, epickie pojedynki, podstępne sztuczki, zabójcze treningi, pokolenia kwadratowych facetów walczących ze złem... nie jestem w stanie nawet w jakimkolwiek procencie oddać, jak doskonały na swój sposób jest Jojo. No i ta muzyka! Tego trzeba doświadczyć, pokochać albo wyłączyć z przerażeniem. Polecam serię filmików przekonujących do anime autorstwa Super Eyepatch Wolfa. On to lepiej tłumaczy. Ja jestem ogłupiona fascynacją.



Bajecznie bogaci Azjaci (2018)


Pamiętacie, jak niedawno w minirozkminach chwaliłam przyjemne czytadło o obłędnie bogatych Azjatach? Trochę romans, trochę komedia, a trochę nauka nowego obszaru społecznego, o którym nawet się nie podejrzewało, że istnieje? Obejrzałam sobie z ciekawości film na podstawie tejże książki i pomimo wielu zmian (przede wszystkim w celu skrócenia fabuły i ucięcia zastępu postaci trzecio- i czwartoplanowych), wielkiego uproszczenia całości, wyszedł również całkiem satysfakcjonujący, zabawny obraz do odprężenia się i pośmiania. Co absolutnie niesłychane, Ryba, który zawsze odżegnuje się i zapiera zadnimi kopytkami, żeby omijać komedie romantyczne szerokim łukiem, obejrzał bez bólu, a nawet zdarzał mu się głośny śmiech. Jest dobrze.



Bohemian Rhapsody (2018)


Produkcja, na którą szłam z nastawieniem, że to nie będzie nic wybitnego. Wiedziałam o tej całej historii z Sachą Baronem Cohenem, który miał wcielić się we Freddy'ego zamiast Ramiego Maleka, o żyjących członkach przechwytujących kontrowersyjny projekt i przygaszający go do spokojnej laurki... Ale poszłam. Zobaczyłam historię opowiedzianą tak prosto, bez zagłębiania się w bolesne fragmenty, bez komentarza, prześlizgującą się po najważniejszych faktach, zamazujących niektóre fakty, by ukazać główny konflikt tak bezboleśnie dla zespołu, łopatologicznie i słabo. Ale jednak ta muzyka, ten koncert Live Aid odtworzony z niesamowitą starannością, a przede wszystkim fascynująco magnetyczny Malek genialnie odwzorowujący manieryzmy, ruchy, mimikę Mercury'ego, że chwyciło mnie to za serce. Przez kilka dni chodziłam jak we śnie, przegrzebując YouTube w poszukiwaniu dokumentów, wywiadów, rozmów. I kto mnie obserwuje prywatnie na Facebooku wie, że mam teraz swój mały projekt wsłuchiwania się w kolejne płyty (jedna dziennie) Queenów i wrzucania co fajniejszych kawałków. Nie, żebym była jakąś wielką fanką, ale ten film coś we mnie ruszył. I podejrzewam, że nie tylko mnie.



Mission: Impossible  Rogue Nation (2015)


Zostałam po raz kolejny wrobiona w oglądanie kolejnego filmu z cyklu Tom Cruise dyskretnie ratuje świat robiąc rzeczy niemożliwe. Tym razem wstrzymywał oddech pod wodą na ponad dwie minuty i wskakiwał na startujący samolot, także spoko. Simon Pegg jak zwykle cieszy, aktor znany bardziej jako Hawkeye również bawi, bohaterka kobieca nie sprowadzona do zabiegu fabularnego, stereotypu czy miłostki zwraca na siebie uwagę konfliktem wewnętrznym i ciekawą historią, ale to jednak wciąż świat mężczyzn i historia do szybkiego zapomnienia. Ileż to razy zamykali to biuro do spraw niemożliwych? No właśnie.


I to wszystko w listopadzie. A w połowie grudnia szykuję niespodziankę... Wietrzenie półek i piąte urodziny bloga, takie tam ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz