Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

piątek, 7 kwietnia 2017

Thor w damskich ciuszkach i zabawy Lokiego z kozą. Mitologia nordycka


Neil Gaiman poznawał mitologię skandynawską poprzez komiksowe uniwersum Marvela w latach sześćdziesiątych. Jako dzieciak czytał rysunkowe przygody dzielnego, ale nie najbystrzejszego Thora, przebiegłego i zdradzieckiego Lokiego, mądrego Odyna, władcy Asgardu. Mały, zaczytany w książkach i komiksach Brytyjczyk napawał się nieidealnymi postaciami i mrocznymi historiami, nasiąkając nimi do tego stopnia, by pokochać je najbardziej ze wszystkich gawęd świata.

Jako dojrzały autor, Gaiman wiele ze swojej twórczości buduje na mitach. Inspiracje czerpie z niemal każdej historii, jaką może znaleźć – od chrześcijaństwa, przez oczywistą dla każdego w kulturze zachodniej mitologię antyczną, po zdecydowanie mniej znane podania amerykańskie, słowiańskie, afrykańskie i inne. Komiksowy cykl o Sandmanie opiera się głównie o na poły boskie, na poły fantastyczne personifikacje wielkich abstrakcji, takich jak Sen, Śmierć, Zło. Nigdziebądź tworzy swoją własną, miejską mitologię. Amerykańscy bogowie pełnymi garściami sięgają po motywy ze wszystkich możliwych religii świata, czy to współczesnych, czy prastarych; pojawia się też pan Środa (angielskie Wednesday zawdzięcza swoje źródła etymologiczne Odynowi) oraz nordycki Yggdrasil, wielkie drzewo życia. Dopiero jednak w Mitologii nordyckiej Gaiman w pełni rozwija skrzydła swojego oddania i miłości historii z krajów wikingów.

Mity greckie i rzymskie wpajane są w nas od dziecka, czytamy Parandowskiego, omawiamy je w szkole, natrafiamy w literaturze, czasem nawet nieświadomie już używamy wyrażeń i nazw zaczerpniętych prosto z klasycznych historii kolebki kultury europejskiej. Gaiman podchodzi do tego dziedzictwa trochę pogardliwie, twierdzi, że wszystko kręci się tam wokół pawi i seksu; ludzie przesiadują na zielonej trawce i zakochują się w swoich odbiciach. W mitologii nordyckiej nie ma takich bajań. Nie siedzi się na zielonej trawce, a przesiadywanie na zewnątrz zimą grozi śmiercią (źródło). Może i ostre słowa, ale czuć tę fascynację bezwzględnym klimatem i prostą, choć nieoczywistą historią w każdym z podań, które opowiada nam pisarz.


Już we wstępie zapowiada, że on nie chce konkurować z dziełami naukowymi, a jeśli ktoś chce mocno wgryźć się w temat, są książki dokładniejsze, precyzyjniejsze. Gaiman chce tylko opowiedzieć nam gawędę, jak to się robi przy ognisku. Żebyśmy potem sami chcieli opowiadać, przekazywać dalej, cieszyć się przyjemnością dobrej, starej historii. Język tej mitologii jest raczej współczesny, ale bez przesady, prosty, ale piękny; momentami podniosły, ale bez patosu; lekko podkręcony ironicznym, gaimanowym stylem, niczym uśmieszkiem czającym się w kąciku ust starego bajarza czy puszczeniem oczka w kluczowym momencie.

Zaczyna się rzecz jasna od starej, poczciwej kosmogonii, świata mgły i świata ognia, by zręcznie przejść do teogonii: Gaiman przedstawia nam praojca olbrzymów, Ymira, oraz praojca Bogów, Buriego. To od Buriego pochodzi Odyn, czyli wszechojciec, ojciec nasz wszystkich. Następnie Gaiman zgrabnie zarysowuje nam dziewięć światów zawieszonych w poszczególnych miejscach drzewa świata, Yggdrasila, by wreszcie dojść do najważniejszych „graczy”, czyli panteonu największych bóstw skandynawskich, Odyna, Thora, Lokiego, Frei i innych. Dochodzi do najmniejszych drobnostek, które jednak są ważne i integralne do zrozumienia świata: wyśmienitego młota Thora, Mjollnira, niezwykłej włóczni, zwanej Gungnir i powielającego się pierścienia Draupnir Odyna, składanego statku Skidbladnir i jaśniejącego złotem dzika Gullinbursti Frei.

Pośród historii wyróżniają się przede wszystkim te przaśnie zabawne, jak opowieść o niezwykłych zaślubinach Frei, w której Thor przywdział damskie ciuszki i martwił się, że może mu widać brodę zza woalki; o jabłkach nieśmiertelności, w której Loki rozbawiał smutną damę przywiązując postronek kozy do swoich części intymnych; o miodzie poetów, gdy dostajemy dosadne wyjaśnienie, skąd biorą się mierni artyści... Podziwiamy fantazję północnych wojów, czytając o Thorze, który by należycie napić się na uczcie, próbuje zdobyć największy na świecie kocioł, po drodze do celu doprowadzając do zamieszania na skalę mitologicznego Benny'ego Hilla. Urzeka metaforyka walki Thora ze starą kobietą, która okazuje się wcielonym wiekiem starczym.

Bogowie nordycy byli pełni wad, podobnie jak greccy czy rzymscy, czasem bywali jak okrutne dzieci, nie grali fair, oszukiwali. Trudno zrozumieć zachwyt panteonu udanym wykiwaniem budującego dla nich mur olbrzyma; podobnie jest z traktowaniem silnego Fenrira czy nieludzkim dowcipem Lokiego w micie o śmierci Baldera. Ostatnie dni Lokiego biją w naprawdę posępne i gorzkie tony, a potem następuje już tylko Ragnarök, zmierzch bogów, ten marvelowski jesienią w kinach, ale u Gaimana taki prawdziwy, surowy, uniwersalny.



Generalnie taka Mitologia nordycka, jaką daje nam do ręki Gaiman, to świetne wprowadzenie dla tych, którzy niewiele wiedzą o skandynawskich mitach. Starzy wyjadacze i pasjonaci mogą być znużeni powtarzalnością i prostotą, nie znajdą tam nic nowego, prócz pięknego literacko opowiedzenia na nowo. Sam autor podkreśla, że główną wartością jego pracy jest to, że to retelling dla nowego pokolenia, skierowany do współczesnych. Trudno nie przyznać mu racji, gdy czyta się fragmenty takie jak ten poniżej i myśli tylko o Tomie Hiddlestonie:

Loki was handsome, and he knew it. People wanted to like him, they wanted to believe him, but he was undependable and self-centered at best, mischievous or evil at worst.

Albo:

"(...) I will hunt you down wherever you hide, and I and my hammer will be your death For I am still Thor! I am still strong!"
"You are still extremely irritating," said Loki.

Zbiorek jest krótki, ale zachwycająco wydany, nawet jeśli w miękkiej oprawie. Złoty grzbiet cieszy oko na półce z książkami, oddany na okładce Mjollnir zachwyca oszczędnością i detalem.

Gaiman podkreśla, że to choć przedstawia nam tylko wybór najbardziej podstawowych i lubianych przez siebie historii, wciąż do naszych czasów przetrwała marna cząstka bogatej mitologii pełnej bogów, bogiń, groźnych stworzeń i olbrzymów. Częściowo te historie wracają, między innymi poprzez Tolkiena i jego Śródziemie – krasnoludy i elfy ze skandynawskich baśni stały się sztandarowymi rasami fantastyki. Podobnie jest z komiksami Marvela – wiele osób dowiaduje się o Thorze i jego bracie Lokim z tworzonego z wielkim rozmachem uniwersum kinowego. Mimo wszystko porównawszy ten olbrzymi wpływ i jednak sporą ilość podań, które potrafimy opowiedzieć, a także bogów, których jesteśmy w stanie scharakteryzować, tym bardziej odczuwa się smutek w naszym polskim kraju.

Mitologia słowiańska, taka, jaką przekazywały sobie plemiona nad Wisłą, jest niesamowicie uboga, bo zapomniana...


Norse Mythology

Neil Gaiman

Bloomsbury Publishing, 2017
299 stron 
Odczucia: ★★★★★/★★★★★