Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

środa, 1 stycznia 2014

2013 rok lista lista

W 2013 roku przeczytałam 53 książki, nie licząc książek czytanych do recenzji objętych tajemnicą miejsca pracy. Czas na jakieś podsumowanie. Ciężko wybrać najlepszą książkę... może zrobię kategorie na podobieństwo Oscarów? Niech będzie. Otwieramy galę!

[Wyjaśnienie - na facebooku pisałam notki w języku książki, którą czytałam. Dla tego na zmianę jest po polsku i po angielsku. Tylko budzący wiele kontrowersji (albo salwy śmiechu i grymasy zażenowania) Grey, a raczej notka, została na życzenie przetłumaczona na angielski.]

1. Najgłębsze przemyślenia - tu wskakują dwie pozycje ex aequo, mianowicie:

Anna Karenina 

Lew Tołstoj

[impresje po przeczytaniu] [tom 1]

Zachwycam się Lewinem do tego stopnia, że również zaczęła mnie obchodzić sytuacja chłopów i gospodarstw ziemskich Imperium Rosyjskiego końca XIX wieku. Karenin mimo swego rodzaju kartonowego obycia również znalazł swoje miejsce w galerii moich sympatii. Obłoński, niech będzie, też jest na swój sposób ucieszny z tymi swoimi ziemskimi staraniami i radosnym epikureizmem w stosunku do życia. Wroński zaś... Wroński ma włochatą klatę! To takie straszne!

No i co ja mam teraz zrobić, skoro para, której shipowałam szczęśliwie zeszła się już na koniec pierwszego tomu? ;p

 Żeby nie było, że tak płytko podchodzę do wielkiej literatury: raczę się w upojeniu każdą chwilką, gdy Tołstoj dokładnie i idealnie chwyta uczucia ludzkie, z wdziękiem uwiecznia w kilku zdaniach dokładnie to, co czasem wydawało mi się zupełnie nieuchwytne, bezbłędnie żongluje perspektywami, radzi sobie z taką paletą bohaterów, rysując każdego mocno, wyraziście, zachwycająco... A mówili, że będzie nudne. Doradzam zagryzać muzyką Dario Marianelliego z najnowszej ekranizacji. Coś wspaniałego.


[impresje po przeczytaniu] [tom 2] 


Otóż i niespodzianka: Anna Karenina okazała się nie być powieścią o kobiecie, która opuszcza męża, by podążyć za prawdziwą miłością swego życia, a traktatem o tym, jak żyć w zgodzie ze sobą i innymi. I okazuje się, że przepis jest tak prosty, że aż zasłonięty przed nami. Proszę się nie czepiać, że odkrywam tutaj Amerykę i moralizuję, już się zamykam. Ale bardzo potrzebowałam tej lewinowskiej myśli podanej przez Tołstoja na zakończenie - właśnie w tym momencie mojego życia, bardzo potrzebowałam.

The Sense of an Ending

Julian Barnes

[impresje po przeczytaniu]

Inspirations intertwine. Champs took this book from my pile of Norwich purchases and managed to read it before I even touched one of my new books. And that's not the end of the story: she wrote a fantastic review, and appeared to be fascinated by the author. It was a kick in my lazy ass. First book I grabbed after Anna Karenina was "The Sense of an Ending". I devoured one-third in the morning on the bus, second one-third on the train on my way home and the rest in my bed under the ticking old vintage clock. How meaningful.

Indeed, the novel is thin, but concise: it's successful in comprising youth, middle-age and one's declining years, birth, mirth and despair, masturbation and maturation, history, memory and ignorance. And you wouldn't even suspect the baffling solution to the mystery, by which the main character is plagued. However, somehow the whole plot seems to be of secondary importance in comparison to the nature of history, memory and life.
Three things I've learned from Barnes:
history - "it's the memory of survivors, most of whom are neither victorious nor defeated,"
"our life is not our life, merely the story we have told about our life", and we cannot trust our memory or narrative skill,
"we muddle along, we let life happen to us, we gradually build up a store of memories. (...) Had my life increased, or merely added to itself?"

The arithmetics of life is arrhythmical. It's erratic and erroneous. We're blind, safe and evasive. You never got it and will never get it in its entirety. The Ending always has the sense of un-ending.


2. Największy kradziej czasu - najbardziej wciągająca książka roku:


Ender's Game 

Orson Scott Card

[impresje po przeczytaniu]

There's something utterly fascinating and magnetic in maturation stories. Or, how-we-trained-the-boy-to-be-a-hero stories. (Dragon Ball? Rings any bells?)

And something absolutely thrilling about painfully smart ass kids stories. (Death Note, right?)

And here we are, with a bunch of freakingly brilliant kids, a series of unbelievably hard tasks and riddles to solve, moral dilemmas, a world to save, and several well-thought of fabular twists. What do you want more of such a page-turner?


3. Największe zaskoczenie - książki, która skradły serce i uwagę na długo:


The Hunger Games Thrilogy

Suzanne Collins

[impresje po przeczytaniu] [tom 1]

Being tipped off by a friend about this page-turner time thief, I've got hold of this book and became immediately and absolutely involved in the reality of Panem’s inhabitants. Despite many oversimplifications and minor weaknesses, it was a real quick read and a hell of an attention absorber, I must say.

[tom 2]

Well, I couldn't leave the Hunger Games world and the main characters just yet. I feel a compulsive need to read on. And there's only one book, a third volume of this fantasy tale, left... Now I MUST finish this:3

[tom 3]

The very final chain of events came as a big surprise, I must say. I was secretly hoping for an epic adventure crowned with a death of one of the characters from the romantic triangle, thus, a stereotypical resolution of the love dilemma (much awaited for, I assure you)... but the book didn't meet my expectations in that respect. Instead, I was rendered speechless and breathless as the nauseatingly rapid pace of the plot unfolded before my mesmerised mind. Not bad for a teenage bestselling hit.
I still have some questions, but I feel I need to rack my brain for them. Surprisingly delighting and riveting summer read.


4. Najlepszy ubaw podczas czytania:

Przygody dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej

Jaroslav Hašek

Pierwszy tom. Jestem absolutnie zachwycona. Czytając, kwiczałam z uciechy jak zarzynane prosię. Momentami tarzałam się, podrygiwałam i wykrzykiwałam coś o "tlustych Żydówkach" i "pięknych Niemkach", zapijaczonych feldkuratach, ołtarzach sprzedawanych w sofach, kundlach i kundelkach, tudzież o tym, że jest to wszystko "wirklich ekelhaft". Soczystość słowańszczyzny, urok niemieckich wtrętów i tytułów, cesarsko-królewskie klimaty, mundury, piwo i dziewczynki. Coś pięknego.

Drugi tom niemal równie dobry co pierwszy, choć brakowało mi wybitnych przygód z psami. W zamian za szachrajstwa z kundelkami dostałam natomiast fantastycznego Balouna i jego niezaspokojony pociąg do żarcia. Przepastny żołądek tego gościa i jego nieustanne trzęsienie się ze strachu w kącie wagonu, by porucznik Lukasz nie odkrył, że jego poczciwy pucybut znowu zeżarł mu jakąś puszkę sardynek przyparawiało mnie o drgawki niepohamowanego śmiechu. A te sny kadeta Bieglera, ach, ach, i te szyfry oficerskie, i Ci feldkurantowie, te burdele, cód miód! Ech, te wojackie porządki. Niech leje się procent, niech żyje Szwejk!

5. Największy gniot - z trudem doczytałam do końca:

Pięćdziesiąt Twarzy Greya

E. L. James

I pomyśleć, że czytałam tę książkę prawie cały miesiąc. Nie mogłam jej zdzierżyć. Po 20 stronach klęłam, po 100 krzyczałam, po 200 zaczęłam sobie wyrywać włosy z głowy i zrobiłam sobie długą przerwę. Tak właściwie to stwierdziłam, że dalej się nie opłaca tego szajsu czytać. Tak źle napisanej, źle przetłumaczonej, źle pomyślanej i irytującej książki... przepraszam, to za dużo napisane, nieudolnego Mary Sue o bogatym księciu, którego naprowadza na dobrą drogę zwykła dziewczyna z sąsiedztwa, dawno nie widziałam. Ale potem stwierdziłam, że jednak wroga trzeba znać, by wiedzieć, jak z nim walczyć. I skończyłam jakimś cudem, w bólach wielkich, zaciskając dzielnie zęby i prąc do przodu, byle do dobrnąć do ostatniej strony.

Zacytuję jeden z bardziej reprezentatywnych fragmentów (o utracie dziewictwa): "Dwa orgazmy... rozpadanie się na kawałki, jak program wirowania w pralce, rety." Tak, takim językiem jest to napisane.

Pozostawię bez komentarza te ciągłe orgazmy na zawołanie.

O, święty Barnabo. Zgiń, przepadnij, zmoro nieczysta. Brr.


[in English]

How come it have taken almost a month to read this book? I just couldn’t bear it. After the first 20 pages I was swearing under my breath, after 100 I was yelling, after 200 I started to tear my hair out and I took a longish break. To be honest, I said to myself, there’s no sense in reading this piece of crap. I've never seen such a badly written, poorly translated, badly thought-out book… pardon me, that would be saying too much, such an artless Mary Sue about a rich prince who is being got back on the straight and narrow by a simple girl next door. But after a while I got to thinking that one should now one’s enemy just in order to know how to fight him/her. So I (miraculously) finished the book in great pains, clenching my teeth bravely as I went on reading, praying to see the last page.

I’ll quote a representative sample from Grey (regarding heroine's losing virginity): "Two orgasms… coming apart at the seams, like the spin cycle on a washing machine, wow." Yes, that's basically the style in which it’s written.

No comment concerning the constant, immediate orgasms, version instant.

O, St Barnabas (I wonder what kind of phrase was it in the original). Perish, die, rot in hell, thou foul contamination! Ugh.

6. Najlepszy komiks - pomimo dużej konkurencji (Scott Pilgrim i Persepolis!):

Watchmen

Alan Moore & Dave Gibbons

A masterpiece. An intricate, compelling, thrilling masterpiece. Slowly unravelling, it gets more and more powerful with every page until it rouses you, carries you away and wipes you out like a great, white avalanche, leaving in your brain a burning cavity of a lost, wonderful world in which you wanted to stay forever. The best visual novel ever created.


Na koniec postanowienie noworoczne: przeczytać jak najwięcej książek, które siedzą na mojej półce i czekają od dawna aż po nie sięgnę.