Pan Lodowego Ogrodu - tom I & tom II
Jarosław Grzędowicz
Fabryka Słów, 2005, 2007
Gatunek: fantasy, science-fiction, przygoda
545 i 625 stron
Odczucia: ★★★★/★★★★★
Ponad trzy lata temu moja ówczesna współlokatorka, moszcząc się w swoim łóżku w ciemnym bunkrze za szafą (miała przechodni pokój), stanowczo kazała mi przeczytać czterotomową sagę Pan Lodowego Ogrodu Grzędowicza. Męczyła mnie do tego stopnia swoimi zachwytami, że na odczepnego dopisałam tytuł na sam koniec mojej listy "do przeczytania". I o nim zapomniałam...
Dopiero w sierpniu zeszłego roku, nad pioruńsko zimnym Bałtykiem podczas krótkiego wypadu wakacyjnego do Łeby, udało mi się dotrzeć do pierwszego tomu.
Co tu dużo mówić, zmiotło mnie.
Tak, to naprawdę jest tak dobre, wciągające, inteligentne czytadło. Nie na darmo dostało ode mnie wyróżnienie w postaci tytułu Największego Kradzieja Czasu 2015 roku. Pierwszorzędna lektura, wyśmienita odtrutka dla organizmu do tej pory odchorowującego stanowczo zbyt dużą ilość kiepskiej polskiej fantastyki, jaką połykałam w gimnazjum i liceum. Tak, wiem, upłynęło już *khem* trochę lat od tamtych czasów, ale wciąż czuję lekką zgagę. Na szczęście moje pierwsze spotkanie z Grzędowiczem było naprawdę udane. Dopiero co skończyłam drugi tom - tak, miałam sporą przerwę pomiędzy jednym a drugim, i tak, na pewno będę podobnymi przerwami kończyć tę serię. Ale nie ulega wątpliwości, że ją skończę.
To świetna rzecz.
Najciekawsze jest to, że wbrew pozorom ta seria to bardzo dobrze wyważone i przemyślane science fiction, ukryte pod kostiumem fantasy. Główny bohater jest jak przedstawiciel Federacji ze Star Treka, z tą różnicą, że to nie zrzeszenie planet, a sama technologicznie wysoko zaawansowana Ziemia z dalekiej przyszłości wysyła Vuko Drakkainena do planety, na którą Ziemianie wysłali ekspedycję naukową. Podobieństwo polega na tym, że Ziemia przyjmuje takie same zasady, jakie wyznaje serialowa Federacja. Mianowicie nie chce ingerować w życie mieszkańców planety, którzy mentalnie i technologicznie tkwią niemalże w ziemskich czasach starożytnych czy wczesnym średniowieczu. Nie chce wywoływać zamieszania, objawiać się jako bogowie, wprowadzać ulepszenia, przyśpieszać naturalnego rozwoju. To pierwsza zaludniona planeta, jaką Ziemianie odkrywają. Obie ekspedycje mają być tajemnicą dla Midgaardczyków.
Pierwsza jednak zawodzi w momencie, gdy okazuje się, że na Midgaardzie występuje magia, a naukowcy mogą stać się dzięki nim potężni. Tak potężni, jak udzielne bóstwa, za którymi staje rzesza wyznawców i poddanych. O tym jednak Vuko, wysłany na planetę kompletem narzędzi technologicznych i szkoleń przygotowujących go do szybkiego znalezienia zagubionych badaczy i zabrania ich z powrotem na ojczystą planetę, nie wie. Ma się wtopić w tłum. Poddano go operacji oczu, by przypominał Midgaardczyka. Ma ze sobą wydawałoby się, zwykły, standardowy miecz zwiadowcy, przeciętną zbroję, ekwipunek. Najpotężniejszej broni nie widać. Jest to wszczepiony w umysł pasożytniczy grzyb, Cyfral, który służy za system operacyjny, wzmagający siły umysłowe, kontrolujący reakcje organizmu, czyniący z Vuko niemal nadczłowieka.
Równolegle śledzimy losy cesarskiego syna, młodego kandydata na Tygrysi Tron. Obserwujemy go od małego. Zachwycamy się dokładnym, fascynującym szkoleniem przyszłego władcy, widzimy, jak dojrzewa i mężnieje, wraz z nim zajmujemy się polityką imperium, widzimy zagrożenie, jakie stwarzają Czerwone Wieże i kult Podziemnej Matki. Aż do momentu, gdy mądre panowanie cesarza dobiega końca wraz z brutalnym przewrotem. Pałac zostaje zniszczony, władca wraz z dworzanami wycięty w pień. Od tego momentu obowiązuje surowy, prymitywny Kodeks Ziemi. Nikt nie wie, że synowi cesarza udało się uciec w przebraniu i teraz tuła się po nieprzyjaznym świecie, próbując wykonać ostatnią wolę ojca.
Vuko naprawdę fantastycznym głównym bohaterem. Pół-Fin, pół-Polak wychowany w Chorwacji ma w sobie gorącą, słowiańską duszę i cięty język. Obdarzony specyficznym, dość ponurym poczuciem humoru, zachowuje ironiczne podejście do świata, ale potrafi się zirytować i wyładować emocje wiązanką dosadnych chorwackich przekleństw. To człowiek, którego trudno zniechęcić, wiecznie obmyślający nowe plany, nowe sposoby na pokonanie przeszkód. Nie spocznie, póki nie wykona swojego zadania. Jego świetnie wyszkolony umysł żołnierza rzadko wypoczywa, a ciało wspomagane Cyfralem potrafi dużo wytrzymać. Mimo to jednak jego praktyczny mózg ma problemy z uwierzeniem w całą tę magię...
Młody cesarz jest znacznie bardziej zrównoważony i spokojny. Niesamowicie ujęła mnie cała historia szkolenia cesarskich synów na wysepkach z armiami bystretek (ichniejszy rodzaj małych zwierzątek) słuchających rozkazów przekazywanych muzyką fletu. Dobre serce, rozumność, głęboka empatia i ludzka logika - to właśnie wykazuje ten najrozsądniejszy z braci. Doskonale rozumiemy, dlaczego ten chłopak zasługuje na tron i mocno trzymamy kciuki za jego misję.
Końcówka pierwszego tomu zachwyca obrazami tak chorymi i niesamowitymi, jak na obrazie Ogród rozkoszy ziemskich Boscha, wtedy też w pełni objawia nam się ogrom możliwości i nieosiągalność wyprawy Vuko. Postać demonicznego, zepsutego władzą Van Dykena nasuwa skojarzenia z Jądrem Ciemności Conrada. Pan Lodowego Ogrodu to nie tylko cykl napakowany akcją, sprytnymi pomysłami, bogatym, zróżnicowanym światem obcej cywilizacji, ale i czerpiące pełnymi garściami z kultury dzieło inspirowane europejską historią. Rozrywka na wysokim poziomie, o której można by jeszcze wiele napisać. W pełni zasługuje na uznanie czytelników i wszystkie nagrody ważniejsze nagrody w polskiej fantastyce, które Pan Lodowego Ogrodu zebrał: Nagrodę im. Janusza A. Zajdla, Śląkfę, Nautilusa i Sfinksa.
Jeszcze wrócę do Midgaardu. To fascynujące miejsce.
0 komentarze:
Prześlij komentarz