Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

wtorek, 8 stycznia 2019

POPKULTURALNE NOWINY HADYNY: GRUDZIEŃ 2018



Już po ogłoszeniu rozkminowych nagród roku i podsumowaniu 2018, noworoczne fajerwerki to dalekie wspomnienie, świąteczne dekoracje się już pomału zwijają, ale jeszcze przecież nie podsumowałam należycie grudnia. No to czas start, a potem już się skupię na tekstach książkowych. Obiecuję! :)

W grudniu nadgoniłam kolejnymi dwoma audiobookami H.G. Wellsa, Wojną światów i Wyspą doktora Moreau. Oprócz tego doczytałam drugi tom Nędzników w wydaniu MG i również drugi tom Śmierci komandora Murakamiego (wkrótce napiszę i o jednym, i o drugim!). Dodatkowo skończyłam też postanowioną na ten rok Tokarczuk, czyli Biegunów. O niej też muszę koniecznie napisać.

A popkulturalnie?


Czarne lustro: Bandersnatch (2018)


Ostatni, eksperymentalny odcinek Black Mirror z wyjątkową funkcją grywalną, to znaczy ze ścieżkami głównego bohatera do wyboru, to jednocześnie zacierający granice między gatunkami rozrywki, zachwycający krok w przyszłość, a także niedosyt i odwrócenie uwagi od fabuły dziwnymi sztuczkami. Bo dla mnie Black Mirror to często przerażające fabuły wgryzające się w najdalsze zakątki niewygodnych obaw współczesnych, technohorrory i futurothirllery, od których jest nieswojo, od których chce się odwrócić wzrok, zapomnieć. A jednocześnie trudno przestać oglądać i przyklaskiwać lękom i etycznie niejasnym technologiom przedstawionym w tym fenomenalnym serialu. Tymczasem ten nowy odcinek mnie zmęczył nadmiarem możliwości i ślepymi zaułkami, a nie przyniósł satysfakcji czy katharsis przez to zawieszenie przy niepewnej historii, budowanej na arbitralnych wyborach widza. Nie jestem przekonana, choć ogromnie doceniam sam pomysł na jak zwykle porytą fabułę.



Dobre miejsce (2016- )


Jednym z największych serialowych odkryć ubiegłego roku jest dla mnie The Good Place. Tworzone przez Michaela Schura (tak, tego od Parks and Recreation!) show to przeżycie jedyne w swoim rodzaju. To serial komediowy, który niemalże co odcinek kryje cliffhanger czy dramatyczny zwrot akcji, którego nikt się nie miał prawa spodziewać. W bardzo mglistym zarysie to historia o architekcie niebiańskiego osiedla, pomagającej mu sztucznej inteligencji i czwórce martwych śmiertelników, którzy trafiają po śmierci do Dobrego miejsca właśnie. Daję słowo, jest przezabawnie, po trzech sezonach trudno wyrzucić z serca tych przekochanych bohaterów, a intrygi się plączą i supłają... Obczajcie koniecznie pomimo, a może właśnie dlatego, że to jedno z niewielu dzieł kultury popularnej, które również próbują nauczyć widza czegoś o filozofii i etyce. Nie pożałujecie!



Christiane Amanpour: Sex & Love Around the World (2018)


Na zakończenie sprawozdania telewizyjnego, wspomnę też o ciekawym dokumencie Netflixa o miłości, bliskości, małżeństwach, związkach i seksie we współczesnych społeczeństwach (z pominięciem obu Ameryk i Australii, więc nie do końca na całym świecie). Na przestrzeni sześciu odcinków reporterka Christiane Amanpour odwiedza Azję, odpytując ludzi w Tokio, Shanghaju, New Delhi, Beirucie, zahacza o Europę, badając Berlin i wybiera się też do Afryki, a dokładniej stolicy Ghany. Szczerze mówiąc za dużo tu postrzeganych przez Amerykanów egzotycznych nacji i za mało lustrowania własnej kultury, czy też zaglądania do własnej sypialni, ale wciąż można wiele się dowiedzieć o codziennym życiu uczuciowym i obcowaniu cielesnym społeczeństw różniących się diametralnie kulturą i religią: od uciekających od uczuć i drugiego człowieka Japończyków, przez rozdartych i namiętnych Hindusów, materialnych, rodzinnych Chińczyków, próbujących zapomnieć o wojnie Arabów, hipokryzję chrześcijańskich Afrykańczyków i dekadencję Europy. Trochę utrwalania stereotypów, trochę rozbijania stereotypów, a przede wszystkim często oddanie głosu zwykłym ludziom z ulicy. Dla ciekawych tematu.



Spider-Man Uniwersum (2018)


Niesamowitym przeżyciem było oglądanie kolejnego wyśmienitego filmu o Człowieku-Pająku, a raczej całej zgrai ludzi-pająków, otwierających drogę do eksploracji spidermanowego uniwersum komiksowego. Ten film animowany to zapierające dech w piersi, pięknie rysowane arcydzieło  na każdym kroku nawiązujące formą do sztuki komiksu. Ogłosiłam go filmem roku właśnie z uwagi na tę przełomowość i świeżość, a to powinno wiele powiedzieć. Miles Morales i cała reszta postaci z alternatywnych wersji Spidermana są dla mnie zupełną nowością, ale nie miałam żadnego problemu z pokochaniem ich na ekranie w mocno odnoszącej się do marvelowskiego uniwersum komiksowego historii. Ta frywolność, giętkość w przedstawianiu scen i fenomenów, których nie dało by się pokazać z takim polotem w filmie aktorskim, a także ludzkość głównego bohatera i alternatywnego Petera Parkera, to wszystko zachwyca. Koniecznie trzeba się wybrać do kina, póki jeszcze grają.



Fargo (1996)


Czarna komedia pomyłek braci Coen z Oscarami za scenariusz i aktorkę w roli pierwszoplanowej. Powolny, konsekwentny rytm, bardzo charakterystyczne, trudne do zapomnienia postacie i prosta intryga kryminalna, zakończona satysfakcjonującym rozwiązaniem. Odrobina absurdu, odrealnienia, codziennego szaleństwa i odwieczny problem moralności: jak to jest, że niektórzy ludzie zdolni są do popełniania najgorszych, najbardziej bezmyślnych, zupełnie niezrozumiałych zbrodni? To naprawdę świetna rzecz, pięknie poprowadzona, z urokliwą, niesamowicie sympatyczną i uprzejmą panią komisarz Marge Gunderson, która bezbłędnie rozpoznaje ślady, szybko i dokładnie przeprowadza śledztwo, nie boi się niebezpiecznych sytuacji, a przy okazji... jest w zaawansowanej ciąży. I to zupełnie poboczny, mało istotny detal. Bardzo polecam.



Operacja Overlord (2018)


Zupełnie nie mój typ filmu, na który poszłam trochę niepotrzebnie, bo wyszłam z lekkimi nudnościami od flaków, krwi, brutalności, grubych strzykawek i zniekształconych facjat. Cóż, moja wina za wybranie się do kina za całkiem niezły dramat wojenny, który przechodzi gładko w horror o zombie-nazistach. Co kto lubi.



Doktor No (1962)


Na święta zażyczyłam sobie oglądania pierwszego Bonda. Dotychczas widziałam tylko te nowsze części Craigiem, a to przecież zupełnie inny typ filmu niż te oryginalne szpiegowskie klasyki naszpikowane stereotypami, pięknymi paniami mdlejącymi niemal na widok boskiego agenta 007, kasynem, Martini wstrząśniętym, niemieszanym i całą resztą. Nie zawiodłam się. Sean Connery jest tak młody, że aż trudno uwierzyć, jego wróg to inteligentny, śliski spuerzłoczyńca, kobiety wyginają się z rozkoszy ledwie rozmawiając z nim przez telefon i zjawiają się półnagie na jego drodze, a pomimo seksizmu rasizm jest minimalny. Było trochę nudno, ale dało się wytrzymać.



Teoria wszystkiego (2014)


Po drodze obejrzałam też wreszcie długo odkładaną Teorię wszystkiego, czyli biopic o Stephenie Hawkingu i jego żonie Jane, od momentu poznania tej dwójki, przez małżeństwo i nieoczekiwanie długi związek (dziewczyna, wychodząc za Hawkinga, wiedziała, że ten prawdopodobnie pożyje nie dłużej niż dwa lata), aż do zerwania i pogodzenia się mimo oddalenia. Pięknie sfilmowany obyczaj historyczny rzadko wypuszcza się na wody teorii fizycznych i raczej stara się oddać codzienność tej pary, poświęcenia i wysiłki Jane, humor i upór tracącego władzę nad ciałem naukowca, trudy wychowania dzieci w związku, w którym jedno musi się opiekować wszystkimi. Wgryzając się w życie prywatne tej wybitnej postaci zastanawiałam się ciągle, czy nie za wcześnie, nie za gładko i hollywoodzko opowiedziana jest ta historia?



Mission: Impossible - Fallout (2018)


Jeśli śledzicie Nowiny na bieżąco, pewnie zauważyliście projekt poznania wszystkich części Mission Impossible. W grudniu udało się wreszcie dobić do najnowszej, szóstej części serii. Doceniam, że z czasem wracają kolejni bohaterowie i bohaterki poprzednich części, dzięki czemu filmy oddalają się od schematu Bondowskiego, czyli co część nowa dziewczyna. Tom Cruise z braku laku próbuje pobić swoje wyczyny z poprzednich części bijatyką w śmigłowcach i górskich szczytach, Henry Cavill przeładowujący ramiona podczas bitki cieszy oko, a w tle pojawia się więcej pełniących jakąś rolę w fabule kobiet. Może i to wcale udany film na tle kolejnych i seria idzie w dobrym kierunku, ale mnie te pościgi i wybuchy albo męczą, albo usypiają. Nie jestem pewna, czy nie żałuję czasu poświęconego na kolejne Misje niemożliwe.



Kevin sam w domu (1990)


A na koniec doniesienia z frontu maratonu poświątecznego, jaki rządziliśmy ze znajomymi. Otóż Kevin oglądany w oryginalne, bez polsatowskiego lektora, to naprawdę zabawny i uroczy film z dość drastycznymi scenami dręczenia włamywaczy. Okazało się, że są w nim żarty, których człowiek nawet nie podejrzewał, scenariusz został bardzo przyjemnie, sensownie skrojony, a obejrzany po długiej przerwie (dziesięć lat bez telewizji) to czysta przyjemność. Wiedzieliście, że film, którego fragment ze strzelaniem puszcza w kółko mały Kevin, został nagrany specjalnie na potrzeby tych scen i nie istnieje jako całość? Szok!


Szklana pułapka (1988)


Oprócz tego na święta Hans Gruber znów spadał z Nakatomi Plaza. Nigdy nie mogę się nadziwić, jak piękny i młody jest Alan Rickman w tym filmie, choć to jego pierwszy duży hit w zaczętej dość późno karierze. Proszę o chwilę ciszy i zadumy dla Rickmana nim zakrzykniecie za Johnem McClanem: Yippee-ki-yay, motherfucker!


Ktokolwiek dotrwał do końca tej litanii: gratulacje! A jak Wasze popkulturalne święta?

0 komentarze:

Prześlij komentarz