Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

niedziela, 28 sierpnia 2016

GRA: Dziwne jest to życie. Nastoletni angst, muzyka indie i efekt motyla


Gdy jest się nastolatkiem, wszystko wydaje się intensywniejsze, bardziej namacalne, niezniszczalne, wieczne. Wydaje się, że przyjaźnie zawiera się na zawsze; że ta paczka, z którą się trzymamy, będzie z nami aż do grobu. Czas nie pędzi aż tak do przodu, szuka się odpowiedzi i zagląda w głąb, próbując zrozumieć, kim się jest.

Jedno, o czym zazwyczaj myśli się najmniej, to to, że nasze wybory mogą wpłynąć na całe późniejsze życie. Chyba że znienacka zostanie się obdarzonym możliwością cofania czasu o kilka minut w tył...

Life is Strange to wycieczka wgłąb nastoletniej psychiki, psychologiczny eksperyment z elementem intrygi, tajemnicy, czasem thrillera. W pierwszych minutach niewygodnie nam w ciele niezgrabnej, zagubionej na korytarzach Akademii Blackwell osiemnastolatki. Dziewczyna ma zamkniętą postawę, tonę angstu, mnóstwo wewnętrznych, często gorzkich przemyśleń, które dusi w środku, a do tego piękną pasję: fotografię. Do szkoły dostała się właśnie dzięki swojemu wybitnemu talentowi, jest szczęściarą, trafiła do klasy wielkiej sławy, popularnego fotografa z lat dziewięćdziesiątych. W dziewczynie czuć dużą wrażliwość artystyczną i dobre oko, ale coś ją gryzie, nie uważa na lekcjach.


Skąd się tego wszystkiego dowiadujemy już na samym początku rozgrywki? Gra prowadzi widokiem trzecioosobowym, ale kierujemy, podążamy i myślimy Max Caulfield. Słyszymy na głos jej wewnętrzne monologi, gdy tylko klikniemy na jakiś przedmiot wywołujący przemyślenia, dokonując wyborów, słyszymy, jak dziewczyna interpretuje swoje zachowania. Możemy zajrzeć do jej torby i wyjąć wypełniony bazgrołami, rysunkami i zdjęciami pamiętnik, a potem wyciągnąć komórkę i przeczytać smsa od znajomego, który bardzo chce się z nią umówić. Gdy znajdziemy coś interesującego, a czasem trzeba mocno szukać albo kombinować, mamy okazję zrobić zdjęcie oldschoolowym aparatem analogowym, z którym Max nigdy się nie rozstaje.

Czy jest to ciekawe? Mogłoby nie być, gdyby nie prolog, w którym musimy przeprowadzić Max przez tornado pod latarnię morską do miejsca, które wydaje się najbezpieczniejsze, podczas gdy wściekła wichura na naszych oczach niszczy rodzinne miasto dziewczyny. Udaje nam się to dzięki umiejętności cofania w czasie - gdy spada na nas drzewo, możemy cofnąć jego upadek i spokojnie przebiec. Potem znienacka budzimy się w sennej klasie na wykładzie, a nauczyciel wymaga od nas odpowiedzi na pytanie, przyłapując na nieuwadze.

Sen? Można by przyjąć, że tak, gdyby nie to, że zaledwie chwilę później udaje nam się uratować komuś życie dzięki tej samej umiejętności. A więc... prorocza wizja?...


Jak wspominałam kiedyś, gdy pisałam chociażby o grach z cyklu Phoenix Wright (tu i tu), nie będę się rozwodzić nad gameplayem i wymaganiami sprzętowymi, bo to nie mój konik. Bardziej skupiam się na historii, postaciach - o grach mogę pisać jako o przełożeniu opowiadania fabularnego z tekstu na komputer czy konsolę. 

Life is Strange to zdecydowanie wciągająca, fajnie opowiedziana i niezwykle nastrojowa historia, w której mniej zupełnie nie musimy myśleć o mechanice, która jest naturalna i intuicyjna, a w całości możemy poświęcić się prywatnemu śledztwu, rozwijaniu więzi z innymi, podążaniu za szansami na fotografie, czy wreszcie rozmyślaniom natury moralnej i psychologicznej - jak powinna zachować się Max? Czy ma nadużyć czyjegoś zaufania? Donieść dyrektorowi? Czy wolno jej grzebać w czyimś życiu, nawet jeśli to jej najbliżsi? Czy warto zmieniać przeszłość? Przede wszystkim zaś, wybrać dobro pojedynczej osoby, czy wszystkich? W którym momencie przyjaźń przeradza się w egoizm?



Te momenty, kiedy Max może po prostu usiąść i pomyśleć w spokoju - czy to na huśtawce, by pogrążyć się we wspomnieniach z dzieciństwa, czy na wysypisku śmieci, gdzie nachodzą myśli o przemijaniu - doceniam najbardziej. Bo po tym, jak myśli Max milkną, wciąż można siedzieć i myśleć, wsłuchując się w muzykę i przyglądając otoczeniu. Chyba najdłużej myślałam w pokoju przyjaciółki Max, Chloe - można było tak leżeć i leżeć, wsiąkając w spokojne nuty piosenki Lua Bright Eyes, światło poranka wsączało się przez flagę Stanów robiącą za zasłonkę, a dziewczyny wymieniały kilka słów, a potem milkły.

Leniwe, amerykańskie piosenki indie i delikatna gitara w tle, idealnie dobrana, dobra muzyka odzywająca się w ważniejszych momentach to zdecydowanie wielka zaleta. Przynajmniej jeśli lubicie takie klimaty, pewien osobnik narzekał, że znowu terroryzuję go bezpłciowym plumkaniem, ja tymczasem zasłuchiwałam się w soundtracku. Santa Monica Dream Agnua & Julii Stone, Mt. Washington Local Natives, To All Of You Syda Mattersa, do tego Alt-J, José González, Amanda Palmer, Mogwai... I moje ulubione, fenomenalne Spanish Sahara Foals! Do tej pory wracam do nastroju gry właśnie przez muzykę.


Trudno też nie pochwalić warstwy wizualnej. Nie jestem ekspertem, ale to, jak wyglądały postacie, zdemolowane korytarze akademika, ulice miasteczka w Oregonie, lasy i morze widziane ze wzgórza z latarnią robiły wrażenie. Rozświetlone pomarańczami miękkie światło wywołane zachodzącym słońcem to powtarzalny i piękny motyw. Ta gra jest po prostu śliczna. Wiadomo, nie umywa się chociażby do Wiedźmina 3, ale wciąż byłam zachwycona. Bywały drobne glitche, czasem usta postaci nie zgrywały się z dialogami (choć aktorzy podkładający głos robią świetną robotę!), wciąż z niektórych screenów z gry można spokojnie robić tapety.

Sama historia, jak już wspomniałam, wciąga i intryguje: mamy tam element paranormalne, niezrozumiałe, nienaturalne zjawiska, zabawy z czasem (trochę kontrowersyjne, bo wraz z cofaniem czasu nie wracamy do miejsca, którym byliśmy - wszystko się rusza w tył oprócz naszej postaci, co jest dość paradoksalne i nie do wszystkich przemówi - jak do np. Quaza), ale ważniejszą role odgrywa realne życie. Gdyby wyciąć zabawy z czasem, zostaje nam zgrabnie napisaną historię o odbudowywaniu przyjaźni i zaufania między dwoma charakternymi dziewczynami, element obyczajowości, problemów społecznych i ekologicznych, wątek kryminalny przechodzący w groźny thriller i mocno transową końcówkę. Nie jest to absolutny majstersztyk, ale przyjemnie podąża się za ciągiem dalszym historii i rzadko nudzi; można też eksplorować świat, wyszukując poukrywane niespodzianki. Wybory, które musimy podejmować, nie są łatwe ani czarno/białe, często bywa boleśnie i trudno. Kiedy dochodzi do ostatecznego wyboru, żadne wyjście nie jest dobre ani oczywiste.



Silną stroną gry są też postaci. Przyjaciółka Max, Chloe, jest wręcz stworzona do cosplayów. Jej punkowo-rockowa, niedbała stylówa wiele mówi o jej charakterze, ale za pozą zbuntowanej nastolatki kryje się skrzywdzona, opuszczona dziewczyna, która łaknie bliskości. Stereotypowa bogata gwiazda z wianuszkiem koleżanek z fanclubu złośliwych dziewczyn, Victoria, tak naprawdę szuka akceptacji i kryje się za pozą. Zakochany w Max Warren i pączkujący romans to tylko dodatek do całej fabuły, ważniejsza jest przyjaźń, zaufanie i współpraca. To mądre dzieciaki, które szybko można polubić.

Life is Strange nie ma płci. To nie jest gra stricte dziewczyńska, nie jest też skierowana głównie do facetów. Pozostaje otwarta, choć w centrum pozostają silne postacie kobiece, a antagonistami okazują się głównie mężczyźni. Na końcu jednak walczymy głównie z czasem, nieuchronnością i naszym własnym zachowaniem.

Dla mnie zaletą też był stosunkowo krótki czas grania - ledwie kilkanaście godzin, przy jednym kilkugodzinnym posiedzeniu można było przerobić jeden rozdział, a jest ich pięć. Epizody tworzą zwartą całość, wydawane były w pewnych odstępach czasu. To ważne dla ludzi zapracowanych, którzy nie maja czasu na długie gry. Absolutnie nie uważam jednak czasu poświęconego na Life is Strange (a nie czytanie) za czas stracony! Chętnie wróciłabym do Arcadia Bay, do wysokich sosen i połyskującej w słońcu zatoki, przejść się wzdłuż torów i spojrzeć na wszystko ze wzgórza z latarnią w miękkim świetle chylącemu się ku zachodowi słońca.

Za polecenie gry dziękuję Pawłowi Opydo:) Btw, szykuje się ekranizacja w postaci serialu!

Life is Strange

Square Enix, 2015
graficzna gra przygodowa
Odczucia: ★★★★/★★★★★