Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

poniedziałek, 4 maja 2015

10 książek Chmielewskiej, które trzeba znać

Źródło

To już półtora roku odkąd zmarła Joanna Chmielewska, a raczej Irena Kuhn, jedna z moich najulubieńszych pisarek. Zastęp jej humorystycznych kryminałów w charakterystycznych czarno-białych okładkach nieodłącznie towarzyszył mojemu dzieciństwu, leżały to tu, to tam w domu, gdziekolwiek moja mama czytała. Pamiętam jej radosne wybuchy śmiechu, po których zawsze dopadałam ją w fotelu i kazałam sobie opowiadać fragment, który ją tak rozbawił. Zaczytywałam się w tych książkach jako nastolatka, wracając do niektórych tytułów po kilka razy. Nie zapominam o nich do tej pory. Czas na toplistę najlepszych powieści Chmielewskiej według Hadynianki!

1. Całe zdanie nieboszczyka

Oj, ten Nieboszczyk... został tyle razy przeze mnie wymęczony, znałam niektóre fragmenty na pamięć, ale nigdy się nie chciał znudzić. Fabuła tej książki jest tak cudownie absurdalna i surrealna, nie sposób nie zrywać boków, nie rżeć ze śmiechu i nie pokładać się na podłodze z uciechy. Wszystko zaczyna się od tego, że Joanna (jak to w książkach Chmielewskiej zazwyczaj bywa, główną bohaterką jest niejaka Joanna Chmielewska właśnie) zakłada sobie platynową perukę. Bo tak. I przez tą perukę właśnie bardzo pechowo umierający w kasynie człowiek myli ją z inną kobietą i powierza jakiś szalenie ważny sekret mafijny, po czym oddaje ducha. Od tego momentu Joanna prześladowana jest przez szajkę pociesznych mafiozów, którzy za nic nie mogą sobie dać rady z dziarską Polką. Choć na początku idzie im dobrze, podstawiają jej eter pod nos i nieprzytomną wywożą do Brazylii, gdzie kijem i marchewką próbują wydobyć cenne informacje. Joanna zaś idzie w zaparte, bo wie, że jej życie zależy od tych kilku słów przekazanych ostatnim tchnieniem. Beztrosko oblicza sobie paliwo w wannach, porywa jacht i zmyka z powrotem do Europy, ale mafia już tam czeka, by zamknąć kobietę w kazamatach jednego z zamków nad Loarą. Moje ulubione fragmenty zawierają fantastyczne rozmówki między cieciem a skazaną na loch, zwycięstwo szydełka, a także szaloną ucieczkę do Polski, gdzie Joanna rozdaje na prawo i lewo uderzenia tłuczkiem do mięsa i nikomu już nie wierzy. Nikomu. Polecam z całego serca.



Kadr z rosyjskiego miniserialu Całe zdanie nieboszczyka z 1999 roku. [Źródło]
 
Na twarzy Lesia pojawił się wyraz bezgranicznego przerażenia. Mniej więcej zdawał sobie sprawę z tego, co czynił przez całe popołudnie i wieczór, i nagle pojął, że oto ma skutki. Halucynacje! Delirium tremens! I to nie nędzne myszki, króliki, nietoperze, ale od razu słoń!... I to jaki? Różowy!!!...
Lesio zamknął oczy na długą chwilę, a potem je ostrożnie otworzył. Słoń stał nadal. Lesio powtórzył operację z oczami.
- Zgiń, przepadnij! - powiedział ze zgrozą zduszonym głosem. - A kysz! A kysz!
W odpowiedzi na zaklęcie nastąpiło coś strasznego. Skądś z ciemności napłynęły nagle ciche dźwięki charlestona. Słoń poruszył uszami, podniósł nieco trąbę i przestępując z nogi na nogę najwyraźniej w świecie zaczął tańczyć!...
Tego było dla Lesia za wiele. Poprzez opary zużytego alkoholu dosięgło go mgliste i odległe wspomnienie z dzieciństwa. Słoń! Prosiaczek! Pułapka na hohonie!... Słoniocy! Słoniocy!
Lesio, Joanna Chmielewska

2. Lesio i Dzikie Białko

Kogo się nie zapytacie o Chmielewską, na pewno skojarzy w pierwszej kolejności mistrzowskiego Lesia i jego bezbłędna kontynuację Dzikie białko. Lesio to postać absolutnie niezapomniana, podobnie jak pierwsze słowa powieści: "Lesio Kubajek postanowił sobie, że zamorduje personalną". Niespełniony artysta, roztrzepany romantyk, a na co dzień szary architekt, człowiek o dość specyficznym umyśle, przedziwnych pomysłach i tendencji do alkoholu. Z powodu ciągłych spóźnień parszywa personalna, która zmusza go do opisywania coraz to wymyślniejszych powodów tychże spóźnień, staje się dla niego wrogiem numer jeden i problemem nie do obejścia, który urasta do tak gargantuicznych rozmiarów, że jedynym wyjściem jest zabójstwo. Kolejne nieudolne próby zamordowania babsztyla kończą się marnie... A napad stulecia? Lesio pędzący na wprost pociągu z pochodnią w ręce i garbem na plecach to scena absolutnie przecudowna, palce lizać. I jeszcze perypetie całego biura architektów z biurze, Bobek Skandynaw, który zupełnie nie rozumie peerelowskiej Polski... te wszystkie omyłki, dialogi i zbiegi okoliczności, Lesio jest absolutnie wspaniały. A Dzikie białko, choć nie aż tak natchnione, wciąż może się pochwalić momentami absolutnie zachwycającego humoru. Obie książki są genialnymi satyrami na realia PRL-u lat 60. Bierzcie i czytajcie z tego wszyscy.

Za naszej młodości niedaleko naszych dziadków, w sąsiedniej wsi, żyła jedna baba, potwornie skąpa (…) bo słynęła ze skąpstwa na całą okolicę. No i pewnego razu na Wielkanoc ksiądz chodził po kolędzie, tfu, chciałam powiedzieć ze święconym.(…) księdza trzeba było stosownie podjąć, stół zastawić, poczęstować, (…) trzy wsie zastanawiały się, co też poda owa skąpa baba. Z tradycji wyłamać się nie mogła, bo od razu byłaby potępiona. Baba zdobyła się na gest, szarpnęła się niesłychanie i dała księdzu jajko na miękko… (…) Jajko na miękko było to coś tak niezwykłego w jej chałupie, taki nieprawdopodobny frykas, że zleciało się wszystko, co żyło, i wwaliło do izby. Tłok się zrobił niemożliwy, wszelka żywina stała wpatrzona w jajko, przepychając się i włażąc księdzu na głowę, aż baba zdenerwowała się okropnie i krzyknęła: „Psy na dwór! Dzieci pod stół! Ksiądz nie wołoduch, som całego jajka nie zji, jak zostawi to wom dom!” No i stąd się wziął wołoduch…
Boczne drogi, Joanna Chmielewska 

3. Boczne drogi i Studnie przodków

Obie powieści opowiadają o beztroskiej i przezabawnej rodzince Joanny, którą znamy już z poprzednich książek. Teresa, postać, która nie raz, nie dwa pojawiła się w twórczości Chmielewskiej, pisze do rodziny, że wróciłaby na łono ojczyzny i pozwiedzała trochę z najbliższymi. Czy nie chcieliby ją zabrać w podróż malowniczymi bocznymi drogami, które tak uwielbia? I w ten sposób wszystkie ciotki, Joanna i jej ojciec pakują się do samochodu i zjeżdżają pół Polski od Sopotu po Górny Śląsk, gubiąc się nieustannie, prześladowani przez straszny pech i sploty przezabawnych przypadków. Oczywiście nie obyło się bez wątku kryminalnego, który jak zwykle jest zdecydowanie mniej ważny niż niefrasobliwa rodzinka, zajęta szalonymi opowieściami, kanapkami, termosami i nieustannymi sprzeczkami. Studnie przodków to swoista kontynuacja Bocznych dróg, jako że Teresa, Joanna, jej blondyn wszech czasów (też znany z innych powieści), zgraja ciotek i pociotków pojawia się jeszcze raz, tym razem przekopując studnie w zapadłych dziurach majątków rodzinnych w poszukiwaniu zaginionych legatów i skarbów. Jak zawsze nie brakuje czarnego humoru, wpadek sytuacyjnych i genialnych dialogów.

– Jak to jest możliwe, żeby przeszło godzinę leżał w waszym biurze trup i żeby nikt go nie zauważył?
– Cicho leżał, to się nie rzucał w oczy. 
Wszyscy jesteśmy podejrzani, Joanna Chmielewska

4. Wszyscy jesteśmy podejrzani

Joanna ma objawienie w łazience, wgapiając się w pasek od fartucha. Wyobraża sobie, że jeden z jej kolegów z pracy leży martwy, uduszony właśnie tym paskiem i stwierdza, że to świetny pomysł na powieść kryminalną. Dzieli się tą rewelacją z ludźmi z biura architektów i wynika z tego świetna zabawa - bo kto mógł zabić i dlaczego? Mniej ciekawie robi się w momencie, gdy dokładnie ten sam człowiek od paska zostaje odkryty martwy w biurze, uduszony dokładnie takim samym damskim paskiem od fartucha. Komedia przemienia się wtedy w klasyczną powieść kryminalną z rodzaju tych pisanych przez Agatę Christie, rzecz jasna wzbogaconą o charakterystyczny humor Chmielewskiej i satyrę na miejsca pracy w PRL-u, jako że całe biuro zostaje zamknięte, nikt nie może wyjść ani wejść, a tymczasem milicja przesłuchuje wszystkich pracowników po kolei. Świetny pomysł i mistrzowskie wykonanie.

– Ktoś podniósł słuchawkę.
– Słucham…
Spłoszyłam się okropnie, bo nie zdążyłam nic wymyślić nie zastanawiając się dłużej, krzyknęłam wystraszonym głosem:
– „Szkorbut, Szkorbut”!
W telefonie zapanowała sekunda konsternacji i nagle ten ktoś zabuczał ponuro:
– Lumbago, lumbago…
Oniemiałam. Zanim pomyślałam, że być może należy dalej mówić konspiracyjnie, usłyszałam własne, pełne niebotycznego zdumienia pytanie:
– Dlaczego lumbago?!…
– A dlaczego szkorbut? Mnie męczy lumbago, proszę pani, zęby mam w porządku…
Klin, Joanna Chmielewska

5. Klin

Chmielewska zadebiutowała w 1964 Klinem właśnie. Powieść była ogromnym hitem i dość szybko została sfilmowana jako Lekarstwo na miłość z przeuroczą Kaliną Jędrusik w roli - a jakże by inaczej - Joanny, głównej bohaterki. Choć ekranizacja nie jest wierna, a wręcz momentami daleko jej do oryginału, naprawdę warto obejrzeć.


Kalina Jędrusik kreuje inną postać niż książkowa Joanna, ale jest przeurocza. Kadr z filmu Lekarstwo na miłość [Źródło]

Sama powieść opisuje historię nieszczęśliwie zakochanej kobiety, która usycha z miłości do swojego znajomego, Janusza. Janusz zaś ma ją głęboko gdzieś i wręcz wykorzystuje poświecenie Joanny. Gdy przyjeżdża do Warszawy, biedaczka czatuje pod telefonem, czekając na jakikolwiek znak od swojego bóstwa. Sama dzwonić do hotelu nie chce, by się nie narzucać. Zamiast tego dzwoni do przyjaciółki, próbując ją namówić, by ta zadzwoniła z jakąś lipną historyjką i zbadała teren. Do rozmowy niechcący włącza się obcy facet, którego telefonistka musiała niechcący źle przełączyć. Zaciekawia się sprawą i proponuje, że sam zadzwoni. Faktycznie, po chwili oddzwania do Joanny i mówi, że Janusz jest w hotelu i z nim rozmawiał, ale wydawało mu się przez telefon, że to buc i Joanna powinna dać sobie z nim spokój. A jak jest tak zakochana, to proponuje klin klinem wybić. Tajemniczy nieznajomy ma tak cudowny głos, że Joanna bez wahania stwierdza, że to on może być tym klinem. Nawiązują romans. Ciąg dalszy jest szaloną komedią pomyłek, skrząca się humorem i świetnymi dialogami, z obowiązkowym wątkiem szajki kryminalnej.

Ta dama – upewnił się – to wasza mać? 
Pan Muldgaard, Wszystko czerwone, Joanna Chmielewska

6. Wszystko czerwone

Akcja tej szalonej powieści rozgrywa się w okolicy stacji Allerød na północ od Kopenhagi i wszystko się chyba właśnie dzieje przez tę przeklętą nazwę. Alle, all, alles - to chyba by znaczyło wszystko, rød - brzmi jak red, rot, czyli chyba czerwone. Czyli Alicja mieszka nieopodal stacji "wszystko czerwone"? Skoro zaczyna się od takiego proroctwa, to dalej pojawia się nic tylko krew i trupy. Pierwszy ginie Edek, ale to dopiero pierwsza osoba z całej serii, bo chyba ktoś uwziął się wymordować niemal wszystkich wakacyjnych gości Alicji Hansen, roztrzepanej wdowy, przyjaciółki Joanny. Śledztwo prowadzi duński policjant o polskich korzeniach, pan Muldgaard, który polskiego uczył się z Biblii. Stąd jego znajomość języka polskiego jest dość... hm... nietypowa. Innymi słowy czytelnik zrywa boki za każdym razem, jak ze złotych ust tego człowieka wypłynie choć jedno zdanie. Coś pięknego.

Już raz słyszałem, że pies opowiedział o fałszywym listonoszu… To nie jest gniazdo przestępców, to jest dom wariatów…
Dziadek podsumowuje sytuację, Nawiedzony dom, Joanna Chmielewska

7. Nawiedzony dom

Jako dziecko zaczytywałam się w powieściach o Pawełku i Janeczce Chabrowiczów, którzy wraz ze swoim dzielnym i pierońsko inteligentnym psem Chabrem za każdym razem zadziwiali polskie służby śledcze i rozwiązywali zagadki kryminalne z palcem w uchu. Nawiedzony dom to pierwsza i najzabawniejsza książka o rodzeństwie, w której cała rodzinka przeprowadza się do nowego domu. To znaczy do bardzo starego domu, który próbują wyremontować, ale dla nich to nowe miejsce. Uwielbiałam tę książkę i wspominam ją do tej pory, bo oprócz bezbłędnego humoru i dreszczyku emocji znalazłam tam historię żywcem wziętą z mojego życia, bo sama jako dziecko przeprowadziłam się do domu po przodkach, który z wysiłkiem i mozołem długo remontowaliśmy, mieszkając w samym środku budowlańczego chaosu, odkrywając cuda na strychu i pod podłogą, wspominając ukrywającą się pod podłogą ciotkę, która uciekała przed Niemcami i pradziadka, co to w środku wojny wybudował dom. Dlatego z szaloną uciechą czytałam o sprytnych i ciekawskich dzieciakach, które bawiły się reduktorkami, śledziły złoczyńców, buszowały po ukrytym strychu, straszyły rodzinę po nocy potępieńczymi odgłosami narzędzi tortur i próbowały wypędzić niemiłych współlokatorów płonącą dynią na wędce.

    Wciąż jeszcze półprzytomna i nawet mi w głowie nie zaświtało, że mam własną twarz, bez maquillage'u á la Basieńka, wobec czego nie wolno mi się nikomu pokazywać. Ziewając okropnie, otworzyłam.
    Za drzwiami stał obcy człowiek wyglądający gburowato.
    – Są tu kury? – spytał niegrzecznym tonem.
    Szaleństwo zakotłowało się we mnie. Co za bydlę jakieś, budzi człowieka o wpół do szóstej rano, żeby pytać o kury!!!
    – Nie – warknęłam, usiłując zamknąć drzwi. Facet je przytrzymał.
    – A co? – spytał niecierpliwie.
    – Krokodyle – odparłam bez namysłu, bliska uduszenia go gołymi rękami.
    Antypatyczny gbur jakby się zawahał.
    – Angorskie? – spytał nieufnie.
    Tego było dla mnie doprawdy za wiele. O wpół do szóstej rano angorskie krokodyle.
    – Angorskie – przyświadczyłam z furią. – Wyją do księżyca.
    – Marchew jedzą?
    – Nie, nie jedzą. Trą na tarce!
Romans wszech czasów, Joanna Chmielewska


8. Romans wszech czasów

Joanna z powodów finansowych zgadza się na szaloną propozycję, by zamieszkać na kilka tygodni z obcym facetem, udając jego oziębłą żonę, którą ponoć przypomina. O dziwo, facet okazuje się wcale nie zdziwiony żadną fanaberią odmienionej małżonki i mijając się z nią w domu, wcale nie zauważa różnicy. Jak to w ogóle możliwe? Mistyfikacja, ciągłe podejrzenia, sensacyjna intryga i jak zwykle tona humoru. Świetna lektura.

– Może i rzeczywiście przesadziłam, ale miałam jakieś okropne przeczucia i na sam twój widok… Wchodzisz żywy i zdrowy…
– A miałaś nadzieję, że wniosą moje zwłoki. Przykro mi bardzo, że cię rozczarowałem.
– Karol…! Jak możesz…!
– Myślę logicznie.
  (Nie)boszczyk mąż, Joanna Chmielewska

9. (Nie)boszczyk mąż

Malwina za mądra nie jest. Siedzi w domu, studiów nigdy nie skończyła, pracy nie szukała, piękna i szczupła nie jest, żyje na utrzymaniu męża, który ostatnio coś jej ogromnie przeszkadza. Nic, tylko zły chodzi, narzeka, awantury robi, jad sączy z pyska. I jeszcze mu żarcie podawać! Dosyć tego. Czas położyć kres tej męczarni i kropnąć okropnego Karola. A Malwina już ma plan, całą górę pomysłów, dość niekonwencjonalnych co prawda... Powieść przepełniona jest cudownymi złośliwościami, ironią i sarkazmem pana domu, a także fantastycznymi jękami, pretensjami i absolutnym brakiem pomyślunku Malwiny. Do tego jeszcze dochodzą przycinki dotyczące absurdów systemu prawnego ze strony Justyny, którą wychowuje to mało zgodne małżeństwo. Perełka pośród nowszych powieści Chmielewskiej.

– Cóż to ma być? – spytałam Romana prawie z przestrachem. – Co się stało? Czy ten samochód nam się rozlatuje?
– Jeszcze nie – odparł z westchnieniem. – Ale możliwe, że się kiedyś w końcu rozleci. To jest nasza polska autostrada.
– Ależ co mi tu Roman mówi, to nie żadna autostrada, tylko tara do prania!
– Dobrze jaśnie pani zgadła, tak to nawet nazywają, pralka. Nawierzchnia się marszczy w takie drobne nierówności i rozmaite dziury.
– I dlaczego to tak? Specjalnie?
– Czy specjalnie, nie jest pewne, możliwe, że za dawnego ustroju wszystko było robione przeciwko zwyczajnym ludziom, żeby im się w głowach nie poprzewracało, ale zasadnicza przyczyna jest prosta. Zły asfalt.
Przeklęta bariera, Joanna Chmielewska

10. Przeklęta bariera


Ostatnia pozycja na liście, ale tylko dlatego, że to najpóźniej napisana książka spośród wyszczególnionych w mojej liście. Uwielbiam książki w stylu Małgosia contra Małgosia Ewy Nowackiej czy Godzina pąsowej róży Marii Krüger, w której współczesna dziewczyna czy kobieta przenosi się w przeszłość i musi zaadaptować do czasów bez telefonów, szybkiej komunikacji, bieżącej wody i wszystkiego tego, do czego przyzwyczaiła nas współczesność. Tutaj jest odwrotnie. Dama wprost z XIX wieku nagle trafia do wieku XX, a tak dokładniej pod koniec. Wraz z nią przenosi się jej służący, Roman, który wcale nie wydaje się zdziwiony nagłą przemianą karocy i zaprzęgu końskiego w ryczący samochód. Młoda wdowa musi zapoznać się z wygodami nowoczesności i przyzwyczaić do nowych warunków, co zaczyna jej się coraz bardziej i bardziej podobać. Wszystko opisane jest stylizowanym językiem pseudohistorycznym, co tym dodaje powieści niesamowitego uroku i wybitnych walorów humorystycznych.

A jakie są Wasze ulubione książki Chmielewskiej? Zgadzacie się z moją listą? Czy czytaliście już jakieś książki pierwszej damy polskiego kryminału?

PS Wyszło z tego 12 książek zamiast dziesięciu:D