Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

czwartek, 20 kwietnia 2017

GRA: Wycie wiatru w uszach i kompas w dłoni. Firewatch


Dwuklik na ikonkę z symbolem odznaki strażnika. Chwila zaciemnienia ekranu. Przed Tobą otwiera się czysty błękit nieba. Znienacka otacza Cię zewsząd uspokajające wycie wiatru. Patrzysz na świat w samotnej budki strażniczej, wyniesionej ponad las niczym latarnia morska. Czas przestaje się liczyć. Jest tylko przestwór zieloności, rozpościerające się ponad Tobą zachwycające niebo i Ty.

Zamykasz oczy i słuchasz wycia wiatru.

Gra Firewatch podbiła moje serce od pierwszych grafik. Są absolutnie piękne: lekko rysunkowe, nawet komiksowe, ale też stworzone ze smakiem i minimalistycznym umiarem. Skąpany w zachodzącym słońcu horyzont, przeświecające przez soczyste gałęzie słońce, padające na niedużą polankę, błękitne niebo nad spokojnym jeziorem, wyniesiona na drewnianej konstrukcji stróżówka w gęstniejącym zmierzchu, nocne niebo pełne gwiazd. Gra przenosi nas wprost do amerykańskiego Lasu Narodowego Shoshone w stanie Wyoming w 1989 roku. I zostawia osamotnionych w roli strażnika obserwującego otoczenie na wypadek pożarów. Czy można wyobrazić sobie lepszą opcję na wieczór dla spragnionego odpoczynku flegmatyka, gdy pogoda zdecydowanie nie sprzyja jakimkolwiek wycieczkom krajoznawczym?

Źródło


Główny bohater, Henry, to krzepki facet około czterdziestki. Widzimy świat jego oczami, więc głównie możemy obserwować jego mocne nogi, obute w ciężkie traperskie buty i silne, kanciaste dłonie. Od początku poznajemy z grubsza historię jego życia, z każdym zdaniem opowieści o miłości, życiu codziennym, niespodziewanej tragedii i niemożliwych wyborach nasze serce głębiej związuje się z tym prostym, zwykłym człowiekiem. Henry, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca, postanowił choć na jakiś czas zostawić wszystko za sobą i zostać samotnym wilkiem pośród dziewiczej przyrody. Dlatego zdecydował się na dość ekstremalną pracę strażnika przeciwpożarowego.

Tu wszystko się zaczyna: stajemy na środku drewnianego domku, do dyspozycji mamy kuchenkę, piecyk, biureczko, pryczę, kilka książek; przez ciąg okien na każdej ścianie można dokładnie obserwować las. W oddali majaczy sylwetka kolejnej budki strażniczej, tak samo osamotnieni ludzie rozsiani są po całym rezerwacie, wypatrując dymu. Po chwili odzywa się przyjemny, lekko ironiczny kobiecy głos, to przełożona Henry'ego, Delilah, pyta przez walkie-talkie, czy wszytko w porządku.

Gra niewątpliwie ma niesamowitą, surową atmosferę, od czasu do czasu odezwie się klimatyczna muzyka, gra światłem powala na kolana, ale największym atutem są iskrzące się od humoru, wspaniale odegrane dialogi Delilah i Henry'ego. Choć nigdy nie mają okazji się zobaczyć, ta para od razu zaprzyjaźnia się na odległość, prowadzi urocze sprzeczki, przekomarzania, często dłuższe, intymne wymiany zdań, ani na chwilę nie ocierając się o ckliwe wyznania czy fanfaronadę. Henry nosi w sobie wielką ranę, Delilah trzyma się trochę na dystans. Oboje są idealną mieszanką inteligencji, humoru i delikatnej uczuciowości, a to my decydujemy, jak układa się ich relacja.


Sama historia może wydawać się z początku mało ważna, ot, przeganiamy jakieś puszczające fajerwerki i kąpiące się nago nastolaty. Z czasem jednak okazuje się, że las skrywa głębszą tajemnicę, Henry nie jest aż tak osamotniony, jak mu się wydaje, ktoś depcze mu po piętach, miesza szyki, podsłuchuje rozmowy, próbuje zatuszować ślady. Rozwiązanie zagadki może i jest przyziemne, ale zdecydowanie przekonujące i zrozumiałe, a nawet tragiczne. Końcówka satysfakcjonuje, bo nie daje oczywistego happy endu, a jedynie słodko-gorzkie zamknięcie wątków. Okazuje się jednak, że inni gracze byli rozczarowani, zarzucali twórcom niedomknięcie historii. Tutaj muszę zacytować recenzję Tatiany Kowalczyk z portalu Gamezilla.pl (pełen tekst tutaj), która zwróciła uwagę na coś, co zupełnie do mnie nie dotarło przez to, że jestem niedzielnym graczem i nałogowym książkoholikiem:

Właśnie to niezadowolenie graczy pokazuje, że twórcom udało się osiągnąć swój cel. Łączy się to ściśle z ich stosunkiem do gier. Jesteśmy przyzwyczajeni do tytułów, które dają nam wyidealizowany obraz rzeczywistości. Dobre lub złe zakończenie zależnie od wyborów. W końcu w życiu bywa momentami wystarczająco ciężko, fajnie mieć taką odskocznię. Natomiast Firewatch nie traktuje gracza jak lalki z porcelany. Nie daje nam ani dobrego, ani złego endingu - daje prawdziwy.

To naprawdę świetne podsumowanie gry, które jednocześnie pokazuje w pewien sposób ewolucję, jaką wciąż przechodzi to medium. Dorośleje, zahaczając o artystycznie dojrzałe rozwiązania.

Minusem jest to, że, jak miałam wrażenie, jednak nasze wybory w grze nie mają aż tak wielkiego wpływu na przebieg akcji. My tylko zmieniamy lekko odcienie znaczeniowe, zabarwienie uczuciowe, a do tego dość prymitywnie kierujemy naszego bohatera po ściśle wyznaczonych trasach. O otwartym świecie można pomarzyć, ze ścieżki nie sposób zboczyć, bo nie pozwala nam na to albo ściana skalna, albo gęste zarośla. Na początku biegamy wszędzie z kompasem i mapą, co chwilę porównując nasze położenie z autentycznie szeleszczącym, poskładanym kawałkiem papieru, próbując rozszyfrować bieg ścieżki, ale z czasem szybko się uczymy jak rozeznać się w terenie. Mimo to bywają momenty, gdy pokonujemy spore odległości na próżno, bo zaznaczone na mapie przejście nie istnieje - nie rzuciliśmy jeszcze z góry liny, a jesteśmy na dole. Denerwuje to, że nie sposób odkładać normalnie przedmiotów, Henry nimi po prostu rzuca przed siebie jak idiota. Jak źle się wymierzy, książki latają na wszystkie strony, a fotografia ukochanej leży przewrócona na stole.

Źródło


O tego typu grach mówi się, że to symulatory chodzenia, nie ma tu zbyt dużo elementów zręcznościowych, nie trzeba strzelać, uciekać, siekać mieczem czy bić po mordzie. Można się za to skupić na samej narracji, na dialogach, eksploracji otoczenia. Dostajemy nawet jednorazowy aparat, którym możemy zrobić ograniczoną ilość zdjęć, a po każdym ujęciu słychać odgłos nakręcania. Takie smaczki dla tych, który w młodości słuchali kaset magnetofonowych, a komunię mają nagraną na VHS. Ogólnie rzecz biorąc, to jest mojego typu gra. Chcę takich więcej. I szczerze polecam.

Firewatch

Campo Santo, 2016
gra przygodowa
Odczucia: ★★★★/★★★★★