Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

czwartek, 5 lipca 2018

POPKULTURALNE NOWINY HADYNY: CZERWIEC 2018



Muszę przyznać, że nawet nie zauważyłam, kiedy ten czerwiec zleciał, a tu nagle już jest lipiec. I znów wyszło słońce, a na dodatek znowu pięknie przypieka i urlop już na horyzoncie. Może podsumujmy, co udało mi się przeczytać w ubiegłym miesiącu:

  • Genialną przyjaciółkę Eleny Ferrante przez Legimi w audiobooku, którą zdążyłam już zrecenzować w tym wpisie.
  • Pierwszy tom Harry’ego Pottera, wersję ilustrowaną i w oryginale, o którym muszę koniecznie napisać i podzielić się wrażeniami po powrocie po latach.
  • Trzymające w niepokojącym napięciu Pet Sematary Stephena Kinga.
  • Przeurocze Simon vs. the Homo Sapiens Agenda Becky Albertalli, również w wersji audio.
  • Trochę... nudne i niepotrzebne Baśnie braci Grimm przepisane od nowa przez Philipa Pullmana.
  • Bardzo męski i pobłażliwie absurdalny komiks Shirtless Bear-Fighter! Jody’ego LeHeupa.

Jeden komiks i sześć książek na koncie to całkiem niezły wynik jak na mnie, zdecydowanie powyżej średniej. W drugiej połowie lipca zamilknę na jakiś czas (wreszcie wyjeżdżam sobie odpocząć!), ale dopóki mam jeszcze czas, będę Was jak zwykle kapryśnie uraczać moimi przydługimi recenzjami, nie zwracając uwagi na złote reguły blogowania spisane podczas Big Booka (dla niezorientowanych szczegóły tutaj).

A teraz przeskoczmy do sedna: jakimiż to popkulturalnymi nowinami mogę się podzielić?


Professor Marston and the Wonder Women (2017)


Jeśli ten film pojawił się w polskich kinach, to zrobił to chyłkiem i bardzo szybko się schował. A szkoda, bo pokazuje arcyciekawą historię powstania i dość kontrowersyjnych motywów stojących za pierwszymi komiksami o Wonder Woman. I wbrew wyobrażeniom niektórych, to również nie jest przede wszystkim fragment biografii twórcy tej postaci, doktora Williama Moultona Marstona, a romantyczne wyobrażenie reżyserki, Angeli Robinson, o autentycznej relacji między żoną Marstona, samym profesorem a ich studentką, Olive Byrne. Wnuczka Marstona wypowiadała się bardzo negatywnie na temat filmu zaraz po premierze, wytykając mu kreowanie fikcyjnego i kłamliwego obrazu, jednak trudno kłócić się o to, żeby film fabularny udawał reportaż. A historia tego trójkąta, burzy emocji między dwoma kobietami i mężczyzną, wynalezienie sposobu działania wykrywacza kłamstw, wreszcie odrzucenie przez społeczeństwo, niekonwencjonalne życie i przede wszystkim pokrętne rozumowanie stojące za ikoniczną Wonder Woman – aż się proszą o fantazjowanie z użyciem fetyszy. Produkcję ogląda się z zaangażowaniem, choć bez fajerwerków, raczej dla samej historii i aktorów.


Pięćdziesiąt twarzy Greya (2015)

Tak, zrobiłam to. W przypływie straceńczego wigoru postanowiłam wykorzystać wolny wieczór na oglądanie pierwszego filmu o Greyu. Przy okazji przypomnę, co sądzę o tej książce – wszystko można znaleźć w moim starym już, zbulwersowanym wpisie „Pięćdziesiąt twarzy żenady”. Do tej pory uważam, że E.L. James spisała chorą, toksyczną fantazję, która nie powinna wyjść poza bardzo mały skrawek internetu, a tymczasem dokłada swoją cegiełkę w kulturę gwałtu, w stereotypizację męskości i kobiecości, w gloryfikowanie zaburzonych, opartych na agresji, zastraszeniu, izolacji, i presji psychicznej przemocowych relacji. Do tej pory jest mi przykro z powodu zaburzonej inicjacji seksualnej Any i manipulacji psychicznej, jaką serwuje jej doświadczony facet; źle mi się robi na myśl o krzywdzącym, kontrolującym, papierowym Greyu wchodzącego w rolę wymarzonego amanta; serce krwawi przypominając sobie, jak słabo ta książka jest napisana i przetłumaczona („O święty Barnabo!”, niespójne teksty o wewnętrznej bogini, porównanie orgazmu do programu wirowania w pralce). Stwierdziłam, że z pozycji dystansu po kilku latach od przeczytania i bulwersu, mogę sprawdzić, co zrobił z tym materiałem film. Chyba jestem jakąś sadystką, żeby sobie takie coś zrobić.

To prawda, ekranizacja jest mdła, byle jaka, w miarę wierna; ma ładne zdjęcia i naprawdę świetną muzykę. Co mnie cieszy, wycięła co gorsze elementy książki (warstwę słowną), a nawet niektóre bardziej krzywdzące sceny (mam wrażenie, że w którymś momencie Grey włamał się do Anastazji, zbił ją po tyłku, a potem wybiegł, zostawiając zapłakaną – tu zostało to zamienione w scenę miłosnego, sado-maso uwodzenia; poprawcie mnie, jeśli źle pamiętam). Pozytywnie zaskoczyło mnie zakończenie, o którym zapomniałam: *SPOJLER* Ana idzie po rozum do głowy i ostatecznie odrzuca Christiana. Ach, gdybyż ta seria nie była serią i to była finalna pointa całości.


BoJack Horseman (2014– )


Jeśli chodzi o seriale, oprócz nadrabiania kolejnych sezonów RuPaula i Dragon Balla, a także napoczęcia drugiego sezonu Jessiki Jones, zabrałam się też za kreskówkę na poziomie, choć trochę doroślejszą, Ricka i Morty’ego. BoJack jest konioczłowiekiem w świecie zamieszkałym przez ludzi i zwierzeco-ludzkie hybrydy. W latach dziewięćdziesiątych zdobył sławę jako gwiazda w sitcomie w rodzaju Rodziny Zastępczej, teraz na wpół zapomniany i przez wielu szczerze znienawidzony, próbuje spisać swoje wspomnienia, by wrócić na nagłówki gazet. Trudny w obyciu, chamski, egoistyczny i bez wyczucia, pogrąża się w nałogach, śpi z kim popadnie i utrudnia życie swojemu współlokatorowi z przypadku, agentce i dziewczynie jednocześnie, aż na jego horyzoncie pojawia się inteligentna, wrażliwa ghostwrighterka z głosem podkładanym przez Alison Brie. To rzecz brutalnie zabawna i zabawnie brutalna, pełna obrzydliwości, smutku, pustki i nic nieznaczących słów, przerzucanych przez gnających za sensacją i pieniędzmi mieszkańców Hollywoodu. Z początku ogląda się z bólem zębów, ale z czasem polepsza się zarówno jakość serialu, jak i dostrojenie do specyfiki tej czarnej komedii.

A co Wy ostatnio oglądaliście?

0 komentarze:

Prześlij komentarz