Sailor Moon
Czarodziejka z Księżyca
Naoko Takeuchi
Rano, jeszcze przed ósmą. Otwieram oczy, zaspana. Mama potrząsa mnie za ramię, potem odchodzi do okna, by odsłonić okno.
- Chciałaś, żebym cię obudziła - mówi ze śmiechem. Przecieram mocno oczy, przeciągam się, gramolę z łóżka.
- Czarodziejka!
Lecę włączyć telewizor, tupocząc bosymi stopami o podłogę. Mama za mną krzyczy, żebym chociaż włożyła trepki, ubrała skarpetki. Mam kilka lat, chodzę do podstawówki. Uwielbiam Czarodziejkę z Księżyca. Na lekcjach próbuję z tyłu zeszytu nauczyć się ją rysować jak należy, razem z bujną grzywką, falującymi kosmykami włosów, tiarą, kolczykami w kształcie księżyców.
W liceum oglądam dla odświeżenia ostatni sezon. Z sentymentu. Kupiłam potem ostatnie tomy dwudziestotomowej mangi, żeby porównać serial z oryginałem. Byłam zachwycona Seiyą. Mamoru faktycznie był nudny.
Teraz jestem dorosłą kobietą. Ale gdy usłyszałam, że z okazji dwudziestolecia wydania mangi
Bishōjo Senshi Sērā Mūn autorstwa Naoko Takeuchi ma powstać reboot anime, serce podskoczyło mi ze szczęścia. Nie mogłam się doczekać pierwszych odcinków Sailor Moon Crystal, wypatrywałam przecieków, porównywałam nową przemianę ze starą.
Szczerze? Stara przemiana jest o niebo lepsza. I ta gitara!
Podczytałam nawet pierwsze tomy, żeby przypomnieć sobie, jak Usagi Tsukino oderwała plasterek Lunie, jak kotka podarowała dziewczynce broszkę do przemiany, jak potem po kolei odnajdywały kolejne wojowniczki. Wiadomo, historia na początku jest bardzo naiwna i przewidywalna, postacie są bardzo stereotypowe, choć charakterne (oprócz Minako, czyli Sailor Venus, która zawsze wydała mi się po prostu klonem Usagi, tylko bardziej ułożonym), a fabuła prosta i powtarzalna jak drut. Z czasem jednak robi się coraz poważniej w miarę jak wchodzimy głębiej w historię Księżycowego Królestwa, Księcia Edymiona i intrygi Metalii.
Jeśli chodzi o same czarodziejki, dla przypomnienia: Sailor Merkury, czyli Ami, moja ulubiona czarodziejka, jest typową wrażliwą kujonką, która dużo nie mówi, mało się udziela, ale jak trzeba, to zapoda mądry pomyślunk, technologiczny gadżet czy matematyczne przeliczenie. Bardzo mi szkoda, że jej moc to... um... mgła - tudzież bańki, jak w anime.
Nostalgia Critic i jego komentarz.
Sailor Mars czyli Rei jest ognista, ma czerwone szpilki i ogólnie baba z niej fest, a na dodatek gdy trzeba to i demona przepędzi. Sailor Jupiter, Makoto, jest wyrośniętą chłopczycą, silną, bojową i porywczą, ale też wrażliwą. Wreszcie mamy Sailor Wenus. Która jest popularna. I przypomina Usagi bez koczków i loczków. Ale nie jest aż tak piskliwa, płaczliwa i irytująca.
Ich misją na początku jest odnalezienie Srebrnego Kryształu i swojej Księżniczki Serenity, by chronić te dwa skarby przed zakusami wrogów. A dlaczego dziewczyny mają 14 lat i wyglądają na 18, czemu wszystkie prawie chodzą do tej samej szkoły i czemu kierują nimi dwa gadające koty, to już Japonia.
Mangowe Sailorki w kolorze.
Wbrew temu, co może podejrzewać zwykły śmiertelnik, anime Sailor Moon wcale nie jest wierne mandze. Manga miała 20 tomów, wartką, zbitą akcję, a im dalej, tym mniej powtarzalnych schematów. Rysunki były typowe dla tamtych lat, klimatyczne, czasem urocze, czasem prześmieszne, czasem dostojne i piękne. Niestety, wszystkie mniej więcej takie same jeśli chodzi o twarze. Serial anime z kolej miał 200 odcinków. I przerażająca większość miała powtarzalną formułę, która powielała się w każdym kolejnym odcinku. Sezony się zmieniały, przeciwnicy zmieniali swoje cele, Sailorki swoje ataki, jednak sam wzór: dziewczyny się wygłupiają, demon opętuje śmiertelnika, dziewczyny lecą pomóc, Sailor Moon płacze, pozostałe Sailorki próbują pomóc, wreszcie Usagi atakuje raz a dobrze i wszystko kończy się cacy.
Porównanie kreski.
Sailor Moon Crystal to nie tylko reboot starego serialu, odświeżony pod względem animacji i dźwięku. To anime wiernie oparte na mandze, w tym jeśli chodzi o kreskę. To prawda, nowe anime jest ładniejsze, świeższe i wierniejsze. Ale brakuje mu pazura. Opening nie jest równie chwytliwy, przemiany nie są tak naturalne przez animację komputerową, muzyka nie jest tak dobra. Jeśli chodzi o historię, musi wyjść więcej odcinków. Zobaczymy, co będzie.
Na razie wspominam stare czasy, zbieranie karteczek do segregatora i codzienne oglądanie Sailor Moon, w którym Usagi miała na imię Bany, jej nazwisko zmieniało się w zależności od przypływu weny lektorki z Tsukino na Cukino, a Czarodziejka z Merkurego atakując, wołała: "Mydło powidło!", a Czarodziejka z Wenus: "Groch, fasola, silna wola!", bo telewizja poskąpiła na dobrego tłumacza.