18. Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie
22-25 października 2015
Na tagi książki czeka się cały rok. To wydarzenie na ogromną skalę, z niesamowitą atmosferą i mnóstwem atrakcji. To tej pory gościło w okolicach AWFu w Krakowie, w tym roku zostało przeniesione do przestronniejszych wnętrz Międzynarodowe Centrum Targowo-Kongresowe EXPO Kraków. Było może i więcej świeżego powietrza i przestrzeni, ale korytarzyki były jak zwykle zapchane aż miło, trzeba było umiejętnie torować sobie drogę między stoiskami, by nie powpadać na innych targowiczów, ich torby pełne książek i wózki z dziećmi. W tym roku wyliczono 60 tysięcy odwiedzających.
O targach przypomniałam sobie dopiero w niedzielę, więc wpadłam tylko na Olgę Tokarczuk podpisującą książki z okazji wydania Ksiąg Jakubowych, wymianę książek, która była dla mnie nowością, no i oczywiście przemierzyłam dwie hale ze stoiskami wzdłuż i wszerz.
Poniżej krótka fotorelacja - musicie wybaczyć słabą jakość zdjęć... =_='
Te cudowne zakładki, przypinki i inne gadżety dla moli książkowych sprzedawano na stoisku Książka w mieście.
Można się było przyjrzeć z bliska grze planszowej ze Świata Dysku Anhk-Morpork i porozmawiać z przemiłą czarownicą z pluszowym A'Tuinem na ręce.
Dla jednych śmieszne i urocze, dla innych niesmaczne. Wydawnictwo Słowo/Obraz Terytoria wystawiało też książeczki o niebezpieczeństwie grzechu Onana czy sztuce pierdzenia.
Niedobry kotek wspomagał mięśnie twarzy, od razu chciało się uśmiechać patrząc na słodkiego zwierzaka. A Kompletna historia wszechświata mogła się pochwalić naprawdę zakręconymi rysunkami i komisami.
Tutaj wymiana książek. Parę zostawiłam, parę wzięłam.
A teraz chwila kontemplacji nad złymi stronami targów. Mianowicie w którąkolwiek stronę się nie popatrzyło po wyjściu z budynku, było źle i straszno. Bezpośrednio naprzeciw wejścia strasząca ziejącymi dziurami po drzwiach i oknach rudera z białej cegły, z jednej strony parking na dziko pełen błota i kałuż, dalej jakieś wymarłe fabryki z powybijanymi szybami, hałdy ziemi i piachu... A do tego daleko do cywilizacji, szczególnie do przystanków tramwajowych. Do tego szalone tłumy z okazji przecen w okolicznym centrum handlowym M1. Poniżej kilka zdjęć otoczenia targów dla klimatu.
Oczywiście bardziej niż wygląd liczy się to, co się z wydarzenia wyniosło. A ja wyniosłam dobrą zabawę, emocje po spotkaniu z Olgą Tokarczuk i stosik książek:
Trochę żałuję, że nie było mnie na Targach, ale z drugiej strony słyszałam, że na spotkaniu dla blogerów była niezła szopka :)
OdpowiedzUsuńGratuluje zdobyczy książkowych i życzę miłego czytania.
Właśnie ani się nie załapałam na darmowy wstęp jako blogerka, ani nie byłam na żadnym spotkaniu blogowym, bo się za późno zorientowałam, że to już. Cóż to za szopka?
UsuńU mnie możesz przeczytać ;D. Brak organizacji zupełny po prostu - czysty chaos. Ale ktoś organizował potem spotkanie potargowe i podobno było świetnie. Ja niestety nie dotarłam, bo już padłam.
UsuńJuż przeczytałam, a potem jeszcze zajrzałam do Gosiarelli. Już rozumiem o co chodzi:)
UsuńChciałbym choć na jeden dzień jechać na takie targi, tym bardziej, że do tej pory nie miałam nigdy okazji. A jak widać na załączonych obrazkach, nawet jednego dnia można zrobić całkiem sporo. ;)
OdpowiedzUsuńOj, na pewno jeden dzień wystarczy:) Zapraszam za rok!
UsuńMnie na Targach niestety nie było - może nadrobię w przyszłym roku ;) Zazdroszczę "Ksiąg Jakubowych" - też ostrzę sobie na nie zęby ;)
OdpowiedzUsuńJuż zaczęłam czytać Księgi i zapowiadają się świetnie:)
UsuńWidzę, że nabyłaś Księgi jakubowe, czytaj, bo jestem bardzo ciekawa ;)
OdpowiedzUsuńCzytam, czytam!:)
UsuńSzkoda, że tak późno przyszłaś i się nie spotkałyśmy. Stoisko "Książki w mieście" mnie również oczarowało, co zaowocowało torbą i zakładką :) Zastanawia mnie książka pani Tokarczuk.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że za bardzo się rozgrzebuje to spotkanie blogerów, nie wyszło, pojawiła się dyskusja, nawet ostra, ale było chyba za mało czasu, żeby wyszło z tego coś konkretnego.
No szkoda, bardzo mi szkoda, że się nie zorientowałam wcześniej:/
UsuńWidzę, że miałaś to szczęście, by tam byc ;) zazdroszczę! Te zakładki na gumce bardzo mi się podobają! :)
OdpowiedzUsuńPewnie tak jak magnetyczne, te gumkowe zakładki są nieporęczne w zatłoczonych tramwajach, ale wyglądają uroczo:)
UsuńNawet nie wiesz, jak żałuję, że mnie nie było. Za rok muszę się tam pojawić.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję a takim razie, że się zobaczymy:)
UsuńZa daleko, żeby pojechać... a szkoda ;_; Zazdroszczę <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie c; http://niemozliwezycie.blogspot.com
Szkoda, szkoda, ale co ja widzę! TAŃCZĄCY GROOT!
UsuńJakbym trafiła na takie targi to boję się, że zbankrutowałabym w 3 sekundy!:)
OdpowiedzUsuńA ja wpadłam na Targi w czwartkowy poranek. Losowałam tramwaj czy samochód, padło na samochód i okazało się, że to był dobry wybór. W czwartek dało się zaparkować pod samym wejściem do budynków, więc chłód, deszcz i wiatr nie były nam straszne :) Nie było też żadnych kolejek :) Jedynym minusem tak wczesnej wizyty było to, że wszelkie spotkania z autorami zaczynały się później, więc nie mogłam polowac na autografy (nie zebym planowała). Na spotkanie blogerów też się nie załapałam, ale ja w ogóle nie skojarzyłam, że wypadałoby się zarejestrować jako blogerka i wejść za darmoszkę :) Targi jak targi, ale Festiwal Conrada był wspaniały! Jestem zachwycona i wszędzie o tym piszę jak opętana :)
OdpowiedzUsuń