Ace Attorney Phoenix Wright
Trials and Tribulations
- O, jakie ładne leci. Słuchasz jazzu? - zapytałam dawno temu mojego R., wtulając się mocno. Z głośników sączyła się delikatna, nostalgiczna melodia.
- Nie szczególnie, ale to z Phoenixa - odparł.
Ta melodia to przewodni motyw Godota, prokuratora z gry Phoenix Wright: Trials and Tribulations. Faceta w masce, przez którego mój mężczyzna chłopięciem będąc zaczął pić kawę. A ten jazzowy kawałek nazywał się Zapach czarnej kawy właśnie.
O dwóch pierwszych grach na konsolę Nintendo DS z serii Phoenix Wright pisałam już wcześniej:
Phoenix Wright: Ace Attorney i Phoenix Wright: Ace Attorney: Justice for All. Kiedy to, w sierpniu chyba, skończyłam ostatnią grę z oryginalnej trylogii. I poznałam też Godota, o którym tak wiele mówił mi R., i który intrygował imieniem prosto ze sztuki Becketta. Można powiedzieć, że przez całą grę w raz z postacią Godota i Mii, niczym zapach kawy i dźwięk zawodzącego z godnością saksofonu, przewija się smutna historia z przeszłości, znajdując rozwiązanie z końcem gry.
Trial and tribulations jak zwykle podzielona jest na pięć rozdziałów. Pierwszy, Turnabout Memories, rozpoczyna się deszczem i czarno-białym wspomnieniem niezrozumiałej zbrodni. Wspomnieniem Phoenixa, znanego nam doskonale adwokata z fryzurą na jeżozwierza, z czasów studenckich.
Rozwijająca się przed naszymi oczami historia pokazuje, w jaki sposób Phoenix, student sztuki, poznał Mię Fey, swoją przyszłą mentorkę. Phoenix zostaje oskarżony o morderstwo, Mia jest jego obrońcą w sądzie. Nie jest łatwo, bo to dopiero jej drugi raz na prawdziwej rozprawie, a pierwsza rozprawa jakiś rok wcześniej przyprawiła ją o głęboką traumę.
Oczywiście nie brakuje charakterystycznego dla gier o Phoenixie humoru. Na przykład Marvin Grossberg, który pomaga Mii podczas rozprawy, od czasu do czasu nie omieszka wspomnieć o swoich nieszczęsnych hemoroidach, które są widocznie bardzo wrażliwe na wydarzenia w sali sądowej. A przeziębiony Phoenix ciągle kicha i prycha, biedaczek, paradując w lekarskiej maseczce na twarzy.
Co za dużo, to niezdrowo.
Oprócz tego poznajemy też Dalię Hawthorne, zwiewną i uroczą damulkę w bladoróżowym stroju lolitki, z tiulowym szalem i parasoleczką, która jeszcze nie raz przyprawi nas o zgrzytanie zębów. W sensie damulka, nie parasoleczka.
Zastanawiam się, czy nazwisko tej pannicy było wybrane specjalnie jako nawiązanie do Nathaniela Hawthorna, XIX-wiecznego pisarza amerykańskiego romantyzmu. Jego najsłynniejsze dzieło to powieść Szkarłatna litera, o kobiecie, która jest poddana ostremu ostracyzmowi w swojej purytańskiej społeczności lokalnej i musi odpokutować za cudzołóstwo. Mamy tutaj i kobietę, która popełniła zbrodnię w świetle prawa, i kwestie moralności. Czy to o to chodziło? A może po prostu chodziło o to, że Dalia potrafi być jak cierń?
R. przez ramię podpowiada, że może też chodzi o Czarną Dalię, ofiarę brutalnego morderstwa z 1943 roku. Może.
W kolejnym rozdziale, The Stolen Turnabout, poznajemy Godota, tajemniczego prokuratora w futurystycznej masce na oczach, który pije kawę na wiadra. Opowiada też dość szeroko o przeróżnych mieszankach kaw własnej receptury. Przyrzekł też sobie, że nie wypije więcej niż siedemnaście kubków na rozprawę. Po siedemnastej musi wygrać.
Sama zaś sprawa toczy się w związku z głośnymi kradzieżami niejakiego Mask☆DeMasque, arcyzłodzieja. Gry Phoenix Wright nigdy nie zawodzą - zawsze mamy do czynienia z bandą barwnych, przeciekawych postaci, o których można by długo opowiadać, zawsze jest dużo fantastycznego humoru, trzymającej w napięciu akcji, tajemnic, zagwozdek i świetnej muzyki.
Poznajemy Rona DeLite'a, który twierdzi, że jest Mask☆DeMasque'iem, ale czy to prawda? Mamy też Luke'a Atmey'a, który podaje się za arcywroga Mask☆DeMasque'a i najlepszego na świecie detektywa, a także pociągającą Desirée DeLite, żonę Rona. Powracają też dobrze znane w poprzednich gier postacie - przede wszystkim mój ukochany Detektyw Gumshoe i Maya. No i oczywiście mamy do czynienia z zagmatwaną zagadką kryminalną, którą musimy sami rozwikłać.
Recipe for Turnabout, następny rozdział, jest absolutnie szalony. Ktoś podszywa się pod Phoenixa, i to dość marnie, a Maggey Byrde, znana z poprzednich części, zostaje oskarżona o otrucie informatyka, który wygrał mnóstwo kasy na loterii. Wszystko zaś kręci się wokół francuskiej restauracji Trés Bien, którą prowadzi najbardziej gejowski kucharz świata.
Turnabout Beginnings jest krótkim rozdziałem z przeszłości. Phoenix czyta akta z pierwszej rozprawy Mii Fey - rozprawy, w która była też pierwszym wystąpieniem *rumieniec* prokuratora Edgewortha. Tak, jestem absolutną fanką mojego ulubionego prokuratora. Nie wolno mówić źle o moim ulubionym prokuratorze. Należy go wielbić. Jego boską osobę i jego boskie żaboty.
Żeby nie wyjawić zbyt dużo, ostatni rozdział Bridge to the Turnaboutout wiąże wątki z przeszłości z tymi teraźniejszymi. Na koniec odkrywamy, kim tak naprawdę jest Godot i o co chodzi z jego niechęcią do Phoenixa, a także jak to wszystko ukartował/a główny/a sprawca/sprawczyni. Podczas napisów końcowych gracz czuje się dumny, lekko zmęczony i szczęśliwy, że przeszedł całą naprawdę świetną grę. I miał kupę zabawy.
Skończyłam też grać w najnowszą grę z cyklu Phoenix Wright, czyli Dual Destinies, ale o tym kiedy indziej. Idę słuchać ścieżki dźwiękowej z Phoenixa.