Rywalki
Keira Cass
A ja przeczytałam jeden z najbzdurniejszych bestsellerów dla młodzieży. Czuję się ogłupiała i chcę zostać księżniczką. <3
~niedokładny cytat mojej wypowiedzi po przeczytaniu Rywalek
Skoro już ogłosiłam, że Rywalki to największy gniot uprzedniego roku, to chyba czas najwyższy się wypowiedzieć, dlaczego. Czytałam już wiele pozytywnych recenzji tej książki, pierwszego tomu całej sagi pt. Selekcja. Stwierdziłam, czemu nie. Obczajmy. A poza tym, co tu dużo mówić, okładki zbijają z nóg. Przepiękne, nasycone kolorem suknie, ładna modelka, rząd luster, w każdym lustrze inna poza. Nic, tylko brać do łapki i czytać jeszcze w drodze do domu z księgarni. Intrygujące, piękne, soczyste.
Brzmi jak 12/10.
Tymczasem wnętrze jest tak mierne, jak Pięćdziesiąt twarzy Greya czy Zmierzch. Albo słabe, ale długie i irytująco popularne fan fiction. Jedno tylko można powiedzieć na pochwałę: czyta się szybko.
Już same imiona brzmią niepokojąco... cóż, głupio. Głowna bohaterka ma na imię Ameryka. Naprawdę, Ameryka. Cóż, w USA zdarzają się dziwne rzeczy. Na przykład prawie 250 matek w 2012 dało swojemu dziecku na imię Princess.
Ameryka Singer jest Piątką.
Nie, nie mogę tego pisać dalej, to brzmi zbyt głupio.
Jeszcze raz. Ameryka Singer jest Piątką. Jak wskazuje jej nazwisko, zajmuje się śpiewaniem. Jak wskazuje jej imię, jest mieszkanką amerykańskiego kraju. Kraju, który powstał po kolejnej wojnie światowej na miejscu USA. W antyutopijnej, podzielonej na kasty Iléi, gdzie ponad połowa społeczeństwa nie najada się do syta, a jedna trzecia stale głoduje. Jak wskazało na kastę, Ameryka jest czymś w rodzaju artystki wynajmowanej przez możniejszych na prywatne przyjęcia. I też nie dojada.
A gdyby napisać książkę o Polsce Pieśniaczce?
Od rodziny królewskiej, Jedynek, aż do Ósemek, czyli bezdomnych, wszyscy jak jeden mąż oglądają w telewizji Selekcje organizowane dla książąt. Wszystkie młode panny zgłaszają się w formularzu, by urzędnicy wybrali 35 najładniejszych. Potem te wszystkie laseczki są wysyłane do zamku, by zamieszkać wraz z rodziną królewską i kamerzystami aż do momentu, gdy książę znajdzie swoją wybrankę spośród tego stadka.
Przepis na przebój: książkę, ładne sukienki i gorąca miłość.
Ameryka jest jedyną z dziewczyn, która zostaje wybrana trochę niechcący. Jej prawie-narzeczony wymusił na niej wzięcie udziału w wyborach, bo inaczej by sobie nie wybaczył. A zdjęcie w urzędzie robią jej w momencie, gdy wyobraża sobie, że wkrótce zostanie poproszona o rękę. Niestety jej chłopiec jest Szóstką, czyli znajduje się o stopień niżej w hierarchii, więc to po trochu zakazana miłość. Oczywiście przekora i tęsknota za innym najbardziej podnieca księcia Maxona (bosz, to imię, Maxon na maksa) i to Ameryka zostaje jego ulubienicą i prywatnie "tylko przyjaciółką". Friend-zoooned!
Mamy tutaj klasyczny zmierzchowy trójkąt miłosny (chłopak z sąsiedztwa-książę-główna bohaterka), mamy element antyutopii i telewizyjnego show jak w Igrzyskach Śmierci, wreszcie na samym początku Ameryka dowiaduje się, że ma spełniać każdą zachciankę księcia (w tym erotyczną), a tymczasem pod nosem straży królewskich barłoży się ze swoim byłym narzeczonym - czyli trochę Greya dla młodych. Pięćdziesiąt twarzy igrzysk zmierzchu?
Rywalki pisane są językiem słabym, pełnym drewnianych dialogów i irytujących opisów emocji niedojrzałej Ameryki. Jak wspomniałam, czyta się szybko, ale nie bez łapania się z głowę. Brakuje tu i głębi, i detalu. Niby Iléa ma jakąś historię, niby są jakieś problemy wewnątrz państwa, niby dzieje się coś złego, ale czasem jedno zaprzecza drugiemu i wszystko opisane jest bardzo ogólnie. Zbyt ogólnie, by zobaczył głębię, i zbyt oględnie, by dostrzec szczegóły. Skupiamy się na księciu, pałacu i sukienkach.
Co do niekonsekwencji:
- Ameryka nie ma kasy na magazyny kobiece i jedzenie, ale ma pieniądze na kartki pocztowe i telewizor w domu.
- Książę jest bardzo zorientowany w polityce, ale nie wie, że jego poddani naprawdę głodują. Gdy proponuje pomysł publicznych stołówek dla biednych, a później z dnia na dzień go realizuje, jego matka jest zadowolona, a ojciec zły. Mają stado doradców i żaden wcześniej na to nie wpadł, musiała właśnie Ameryka? A czy skoro król jest przeciwko, chce zamorzyć głodem swoich poddanych? Gdyby chciał zresztą, to chyba potrafiłby zdusić projekt w zarodku, w końcu jest KRÓLEM! A jeśli chodzi o to, że być może ukrywano smutną prawdę przed księciem celowo? Przecież jego matka by mu wszystko powiedziała, jest z ludu!
- A ci buntownicy... są z południa lub z północy. Wow, wow, tak bardzo rozbudowane. Jedni czegoś szukają, ale jeszcze nikogo nie znaleźli! Wow, wow, jedyne, co straż potrafi zrobić, to nakazać wszystkim zejść do schronów. A wojsko? Gdzie jest wojsko? I kto pozwolił rodzinie królewskiej i tym wszystkim dziewczynom siedzieć w pałacu, gdy miejsce to jest co chwilę atakowane?
- I jeszcze te momenty, gdy Maxon na stronie rozmawia godzinami z Ameryką, podczas gdy pałac jest zagrożony, a cała reszta ze stadka wybranek jest śmiertelnie przerażona. Maxon jest stronniczy i tyle.
- Książę ponoć jest postępowy, a w elitarnym gronie nie było wiele dziewczyn z niższych kast.
- Wow, wow, wszystko tak spójne, tak fascynujące, tak ambitne!
Oczywiście główna bohaterka jest podręcznikową Mary Sue, niechcący jest piękna, "inteligentna" i odważna, a w dodatku leci na nią książę. Błagam. Oczywiście nie może się zdecydować, którego faceta woli. Przez cały pierwszy tom. Porcja cytatów:
"Please don't call me gorgeous. First my mom, then May, now you. It's getting on my nerves."
"If you don't want me to be in love with you, you're going to have to stop looking so lovely."
Aspen was dressed in white. He looked angelic.
Czuję, że to nie jest żadna recenzja, nie jestem chyba w stanie napisać nic konstruktywnego. Zmieniam się w pieseła czytelnika, zakładam koronę na głowę i wow wow! Cały ten twór skorzystałby bardziej z innej puenty, na przykład książę kończy z gwardzistą. Albo gdyby okazało się, że to tylko wstęp do pornosa z 35 pannicami w pięknych sukniach i jednym facetem w garniaku. Nie mając najmniejszego zamiaru czytać dalej zgooglowałam sobie, kogo wybiera na koniec Ameryka i stwierdziłam, że gorzej być nie może.
Pieseł i Moon Moon - nawet oni to lepszy romans niż Selekcja
A tak słowem zakończenia, mam nadzieję, że fakt, iż piszę po polsku, uchroni mnie przed wyzwiskami ze strony agentki pisarki. Więcej o profesjonalizmie Elany Roth tutaj.
Mi ten sekret, kogo wybierze America, zdradziła przyjaciółka: po prostu zajrzała do ostatniej książki;) Oburzające.
OdpowiedzUsuńBieda, panie. Ale popcorn w domu mają.
A atak rebeliantów, którzy obrzucają pałac królewski jedzeniem? To już był szczyt.
Tak w ogóle...czy ten jej chłopak nie był Szóstką? Bo był o jeden stopień niżej...chyba, że już mi się ichniejsza kolejność pomyliła;)
Masz rację! Był Szóstką, nie wiem, skąd mi się ta Czwórka wzięła. Bieda, panie, bieda.
UsuńUśmiałam się, ale cieszę się, że nie musiałam tego czytać i Ty to zrobiłaś za mnie :D
OdpowiedzUsuń"Aspen was dressed in white. He looked angelic." -- Serio? ASPEN? NA BIAŁO? Jejciu, głębia imion przeraża. Jak zresztą cały opis gniota gniotów.
Karolina
Uwielbiam, kiedy się wyzłośliwiasz :D Powiedziałabym, że chcę więcej, ale jak Cię zmusić d czytania czegoś podobnego?!
OdpowiedzUsuńO, ja przeczytałam wszystkie trzy części. Świetnie się bawiłam. Książki są tak absurdalne, a America tak głupia, że napawdę miałam podczas czytania mnóstwo takiej złośliwej frajdy. Bardzo możliwe, że u mnie to też byłby gniot roku.
OdpowiedzUsuńA przy twojej recenzji też dobrze się bawiłam. "Nie, nie mogę tego pisać dalej, to brzmi zbyt głupio." :D Dokładnie.
Nie wiem skąd się tyle naprodukowało tym podobnego tałatajstwa. Nie dość, że wszystko na jedno kopyto, to jeszcze bez ładu, składu czy wewnętrznego sensu. Co gorsza, skoro to sprzedają to jest na to popyt! Ludzie to czytają i się zachwycają! Dokąd ten świat zmierza....
OdpowiedzUsuńNo, dopsze, dopsze... A czemu chcesz być tą księżniczką? :D Bo wizja zawiewa niezbyt przyjemnie.
OdpowiedzUsuńTo było akurat połączenie ogłupienia z ironią;)
UsuńRaczej nie sięgnę po tą książkę, chociaż recenzję czytałam z niemałym zainteresowaniem. :D
OdpowiedzUsuńMelduje się 60-ta obserwatorka! :D
Wiem, że to słaba książka, ale chyba mam masochistyczne zapędy, bo zamierzam ją przeczytać :P Mam nadzieję, że będę bardziej rozbawiona nielogicznościami niż zirytowana. I całe szczęście, że też piszę po polsku, bo agentka autorki sieje postrach.
OdpowiedzUsuńCzytałam i w sumie podobała mi się, ale chyba tylko dlatego, że podeszłam do niej bardziej jako do takiego "odmóżdżacza" niż jako do książki z pięknym morałem, która zmieni moje życie ;)
OdpowiedzUsuńDebby, zapraszam na mojego bloga http://myslamipisane.blogspot.com/
Na szczęście nigdy nie ciągnęło mnie do tych książek. Twoja opinia utwierdza mnie w przekonaniu, że to bardzo dobra decyzja :)
OdpowiedzUsuńUWIELBIAM niepochlebne recenzje :D uśmiałam się jak nigdy dotąd :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam wiele niepochlebnych opinii na temat tej książki, ale żadna nie podobała mi się tak bardzo jak Twoja :D
OdpowiedzUsuńOd razu wiedziałam, że to nie jest książka dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńUśmiałam się czytając Twoją opinię :) Cóż, czasami sięgam po niewymagające powieści, ale nie takie, które mogłyby mnie zmusić do wykonania gestu z serii: "Tu mam ręce, a tak mi opadają." :P
OdpowiedzUsuńPrzez moją słabość do filmów kostiumowych i ładnych okładek, o mało nie kupiłam tej książki. Dzięki za tę recenzję, chichotałam jak nawiedzeniec przy jej czytaniu ;)
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam. Książka była przyjemna. fakt, niedopracowana co niemiara, ale no... Jak się patrzy z dystansem, to można się całkiem nieźle odmóżdżyć. :D
OdpowiedzUsuń