Niedokończone opowieści
Charlotte Brontë
Ta okładka. Przyjrzyjcie się jej. Coś jest w niej bardzo nie tak. Galopujący koń i nieruchoma pani w grafitowej tonacji, wszystko łącznie z tłem miejscami zamazane. Jakoś mnie ta dama drażni. Niepokoi. Nie jest to ładny obrazek, według mnie wygląda wręcz na lekko nieudany. A może jest w tym głębszy sens? Metafora wiktoriańskich bohaterów i dzikich, nieokiełznanych instynktów? Drugi Szał uniesień?
„Ulegał każdemu impulsowi, jaki odczuwał, widocznie nieświadomy, że jego rosnąca i najbardziej ekscentryczna ekstrawagancja może z czasem bardziej przerażać, niż fascynować.”
Charlotte już od najmłodszych lat pisała przeróżne rzeczy. Wraz z całym rodzeństwem stworzyła fantastyczne krainy Gondal i Angrię, opisując je w opowiadaniach, poezji, dziennikach i listach (więcej tutaj). Niestety, same opowiadania nie przetrwały, ale wciąż do dyspozycji mamy różne napomknienia i wiersze, a także wczesne, niedokończone manuskrypty powieści obyczajowych. Wszystkie te dzieła zdają się w sobie mieć zalążki pomysłów przepisywanych wciąż na nowo, recyklingowanych, przerabianych i odtwarzanych, które później pojawiają się w twórczości sióstr - a może tylko samej Charlotte, bo skłaniam się do tej teorii, jakoby to poprzez podawanie się za tylko jedną z trzech autorek, pomagała zabezpieczyć byt swoim młodszym siostrom.
W zbiorku znajdziemy cztery początki w różnej długości: Ashworth, Emma, Państwo Moore i Historia Williego Ellina. Dlaczego zostały zarzucone? Czemu nigdy się nie dowiemy, jakby potoczyły się losy lekko zarysowanych postaci? A może właśnie się dowiadujemy, czytając o ich kolejnych wcieleniach w skończonych książkach sióstr?
Ashworth to człek szalony, istny szatan wcielony, Heathcliff w początkowym stadium, taka larwa Heathcliffa. Wieczny kombinator, wcielenie zła, przemierza angielskie hrabstwa nabierając ludzi w butelkę i zdobywając majątek na szemrane sposoby. Jego synowie, William i Edward, to zalążki braci z Profesora, jeden stateczny, drugi porywczy i pogardliwy, tylko jeszcze bez bata. Edward później z nimfy przekształci się w swoje imago, Edwarda Rochestera z Jane Eyre. Wreszcie mamy zepsutą do szpiku kości Amelię De Capell, ich siostrę (z tego jaja później wykluły się zapewne córki pani Reed) oraz ich kuzynkę, która jak szara myszka kuli się pod kominkiem. Zupełnie przypomina wystraszoną Jane Eyre w kąciku okiennym w salonie podczas spędu szlachty.
W sumie dobrze, że Charlotte nie skończyła nigdy Emmy, bo by miała konkurencję w Emmie Jane Austen, haha, żarcik taki. Poznajemy tam Dianę, pokorną i sprawiedliwą uczennicę, która przypomina trochę Dianę z Moore House w Jane Eyre, a także pana Ellina, człowieka milczącego i spokojnego, może oryginalnego St Johna?
Co do Państwa Moore, Sarahy Julii i Johna Henry'ego, to niestety nie mogę jeszcze ich w żaden sposób połączyć z Moorem z Shirley, bo ta wciąż czeka na swoją kolej na stosiku. Mamy za to znów kolejnego Williama, a raczej Willa Moore, brata pana domu. Znów jak w Profesorze, ujmujący, głęboki i spokojny osobnik studiujący charaktery. Zmierzy się on z Alicią Wynne, stara podrywaczką, piękną i zepsutą niczym Blanche z Jane Eyre. Coś nam też przypomina motyw dziewczyny, która nie gra zbyt dobrze na klawiszach...
Mały Willie Ellin to czyste Wichrowe Wzgórza, w jego historii znajdziemy przemoc rodzinną i bicie dzieci. Pani Hill to trochę Nelly Dean z Wichrowych Wzgórz, trochę Bessie z Jane Eyre. Sam Willie uciekł z domu jak mała Jane, a i później już jako dorosła - z Thornfield Hall. Edward Ellin to zły brat Williego, który bardzo dobrze potrafi machać batem (to już jakaś obsesja).
Jak widzicie, wszyscy Williamowie Charlotte są spokojni, opanowani, marzycielscy, idealistyczni. Wszyscy Edwardowie są porywczy, szaleni, skłonni do przemocy. Pisarka siedziała sobie na plebanii w Haworth i lepiła ich raz za razem jak ludziki z plasteliny. Williamowie, Edwardowie, Diany i inni przechodzili długo przez stadia od jaja do larwy, by później powrócić jako w pełni ukształtowane istoty w kolejnych powieściach sióstr. Co potwierdza podejrzenie, że faktycznie to tylko jedna siostra ich tworzyła.
Czy warto przeczytać? Jeśli przepadacie za tymi klimatami, to jasne, jak najbardziej. Choć za każdym razem czuje się żal, że nigdy nie dowiemy się końca tych historii.
Na koniec, tradycyjnie już, Hark! a vagrant:
Mam na liście "chce!" :)
OdpowiedzUsuńPowoli poznaję twórczość sióstr Bronte, więc i tę książkę mam w planach :)
OdpowiedzUsuńJa również cenię wydawnictwo MG za serię książek, ale zdecydowanie bardzie chciałabym przeczytać "Życie Charlotte Brontë" Gaskell, w ramach uzupełnienia swoich braków...
OdpowiedzUsuńO nie, nie znoszę niedokończonych historii... I chociaż to Charlotte Bronte (Bronte!), to tę pozycję będę omijać. Wolę jeszcze raz sięgnąć do kompletnych powieści;)
OdpowiedzUsuńRównież uważam, że niedokończone historie sprawiają, że czujemy swego rodzaju żal, że nie poznamy dalszego ciągu... Choć z drugiej strony, nawet takie teksty odkrywają przed nami kawałek talentu autorów, co jest bardzo miłe :)
OdpowiedzUsuńChyba najpierw lepiej zapoznam się z innymi dziełami Charlotte i jej sióstr zanim przeczytam tę książkę, bo chciałbym też zauważyć te różne powiązania pomiędzy postaciami, o których piszesz, a póki co przeczytałam tylko "Jane Eyre". :)
OdpowiedzUsuńCudowny gif <3
Od dawna mam w planach, ale nie mogę jej znaleźć :(
OdpowiedzUsuńNa razie robię sobie odpoczynek od klasyki :)
OdpowiedzUsuńTę książkę na pewno przeczytam. Jestem bardzo ciekawa niedokończonych opowieści, chociaż ostatnio nie mogę się przełamać i skończyć "Villette" Charlotte Bronte. Chyba muszę trochę od niej odpocząć :)
OdpowiedzUsuńNie mam serca do twórczości sióstr Bronte, weny brakuje mi też do Austen, za żadne skarby świata nie mogę wskoczyć w krynoliny i konwenanse, chociaż nie powiem często powieść historyczna pozytywnie mnie zaskakuje. Poza tym kocham filmową adaptację "Wichrowych wzgórz", więc o co chodzi... Mnie okładka tej pozycji bardzo się podoba, ale raczej nie skuszę się na ten tytuł.
OdpowiedzUsuńJa również jestem zafascynowany tym rodzeństwem. Póki co poznałem tylko Emily, ale nie przeszkadza to temu, że jestem zafascynowany rodzeństwem. Chyba wiem jaką kolejną książką sióstr Bronte przeczytam w najbliższym czasie.
OdpowiedzUsuńNa pewno przeczytam, ale najpierw muszę zapoznać się z całą twórczością sióstr ;)
OdpowiedzUsuńMam już tyle sióstr Bronte na studiach, że powinnam mieć dośc, ale po polskie wersje chętnie bym sięgnęła :)
OdpowiedzUsuńObecnie nie ciągnie mnie do książek Brontë, ale może kiedyś...
OdpowiedzUsuńDo tej pory przeczytałam tylko "Wichrowe wzgórza", więc podejrzewam, że wiele z tego, co Ty zauważyłaś w "Nieskończonych opowieściach", te swoiste pierwowzory bohaterów, mi by umknęły. Na razie wstrzymam się więc z lekturą :).
OdpowiedzUsuńMam w planach książki sióstr Bronte ;)
OdpowiedzUsuń