Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

czwartek, 5 lutego 2015

Na Warszawiaka nie ma cwaniaka, a na słoika nie ma cynika


Magdalena Żelazowska
Zachłanni

Współcześni dwudziestopięcio-trzydziestolatkowie. Czym się martwią? Dlaczego marszczą czoła? Co sprawia, że mają skwaszony humor, że przewracają się bezsennie w nocy z boku na bok, że wiecznie martwią się o przyszłość? W szczególności jeśli utrzymują się na własną rękę i mieszkają w obcym mieście?

Oczywiście, że jeśli nie spędza snu z powiek brak mieszkania, to na pewno martwią się o dobrą pracę, a jeśli to nie, to z pewnością chodzi o brak partnera życiowego.

Jednym słowem, martwią się o przyszłość.

Tak samo jak ja. Nieustannie obawiam się, jak to będzie za kilka lat, czy będzie mnie stać na mieszkanie, czy znajdę wymarzoną, dobrze płatną pracę, jak się ułoży z założeniem rodziny. Też jestem słoikiem, choć wolałabym być słowikiem. A słoiki to lokalni imigranci, ludzie, którzy porzucają swój dom i rodziców na rzecz edukacji czy pracy w wielkim mieście. A potem tylko odwiedzają rodzinne strony w weekendy, a wracając podzwaniają słoikami z zupą w torbach. Cały pociąg czy autobus wonieje kotletami w plastikowych pudełkach.

Co prawda moim miastem z wyboru nie jest Warszawa, a Kraków, ale utożsamiam się z tamtejszymi słoikami. Źródło

Książka Zachłanni to pierwsza w Polsce powieść, która koncentruje się na tym fenomenie społecznym, choć zjawisko jest znane od wieków, można powiedzieć, odkąd tylko powstały wielkie miasta, przyciągające lepszymi perspektywami. Tylko właśnie teraz nasze pokolenie ma naprawdę ciężko o pracę i mieszkanie. I mam wrażenie, że niestety to jedyna rzecz, jaką ta książka ma do zaoferowania: jest przerażająco aktualna. Tak aktualna, że aż mi się słabo robiło momentami.

Powieść podzielona jest na trzy części, każda przedstawia innego bohatera z innym problemem, jednak każdy z nich mieszka w Warszawie, choć pochodzi z zaścianku. Z czasem jednak okazuje się, że w każdym z fragmentów występują ci sami bohaterzy w mniej lub większej konfiguracji i możemy obserwować ciąg dalszy opowieści o jednej osoby z perspektywy innej.

Ktoś kiedyś mówił, że to miał być nowy herb Warszawy. Źródło zdjęcia

Pierwsza część opowiada o mężczyźnie, który pomału traci swoją narzeczoną z powodu sytuacji materialnej i finansowej. Niestety, nie stać ich na mieszkanie bez kredytu, a nie są w stanie dostać kredytu ze względu na swoje niestałe stanowiska w pracy i brak zabezpieczenia. A żeby zarobić na mieszkanie, musieliby oszczędzać kilkadziesiąt lat, odmawiając sobie wielu rzeczy i wciąż wynajmując mieszkania. W takiej sytuacji trudno założyć prawdziwą rodzinę i nie czuć wciąż frustracji. W końcu Paweł wymyśla nie do końca uczciwy plan, a mianowicie zamierza zaprzyjaźnić się z jakimś samotnym emerytą z mieszkaniem, który szybko opuści ten padół łez...

Druga część przedstawia nam Ewę, trzydziestolatkę z mieszkaniem i pracą, która nie może znaleźć miłości. Coraz bardziej boi się o swoją przyszłość, zastanawia się, czy znajdzie kiedykolwiek faceta, z którym będzie mogła ułożyć sobie życie. Próbuje różnych dróg: chodzi do psychologa, zakłada konto na portalu randkowym, umawia się z mężczyznami, chodzi na imprezy. Wszystko nie wypala. Kiedy wreszcie zbliża się do jednego z nich, coś się w niej odblokowuje, czuje się bardziej atrakcyjna i faktycznie staje się atrakcyjniejsza, coraz więcej facetów się wokół niej kręci. Co ostatecznie może mieć i dobre, i złe skutki...

Na koniec poznajemy Aśkę, która kiedyś była z Pawłem z pierwszego opowiadania, a teraz mieszka z Marcinem, bratem Ewy. Marcin jest obrotny, ma własne mieszkanie i sklep z perfumami, ale Aśce czegoś brakuje. Chciałaby wreszcie osiągnąć sukces, nie satysfakcjonuje jej praca w czyjejś firmie. W szkole była wzorową uczennicą, której wróżono wielką karierę, jednak i tak musiała przejść wszystkie szczeble od najgorszych prac zaczynając: roznosiła ulotki, pracowała w call center. Teraz Aśka pracuje u Marcina, ale pragnie zostać kimś, najlepiej stać się sławnym psychologiem z własnym programem telewizyjnym. Postanawia zacząć spełnianie swojego marzenia od założenia bloga, który planuje przemienić w znaną markę. All you desire na początku sobie nieźle radzi, ale gdy Aśka próbuje go reklamować, planuje konferencję prasową z udziałem celebryty, okazuje się, że wszystko kosztuje, świat mediów jest okrutny, a osiągnięcie sukcesu jest bardzo trudne...

Żryj bigos! Źródło

Jak wspomniałam, opisy tych doświadczeń są bardzo bolesne i aktualne. Niestety jeśli chodzi o warstwę fabularną czy językową, książka jest raczej średnia, by nie powiedzieć, że w pewnych momentach wręcz słaba. Choć czyta się szybko, wiele opisów czy dialogów wydaje się drewniana i oschła, czasem język jest zbyt poprawny, oficjalny, może wręcz popularnonaukowy jak na powieść fabularną. Historie mają dużo cudownych, ale przewidywalnych zbiegów okoliczności, bohaterom podręcznikowo tuż przed ostatecznym załamaniem udaje się wreszcie coś osiągnąć, a potem bardzo szybko lecą z powrotem w dół. Niekiedy mówiłam sobie z przekąsem pod nosem: "napraaawdę", czasem wzdychałam z niecierpliwością, czasem czytałam z zaciekawieniem. Wreszcie te sztampowe przemyślenia, wyświechtane wnioski bohaterów, wskazówki psychologa niczym porady z gazety i nierealne, przegadane "głębokie" rozmowy na zawołanie sprawiają, że to zdecydowanie nie książka dla mnie. Najsłabszy jest chyba fragment, w którym dowiadujemy się o największej tragedii całej powieści. To nierówna, schematyczna i średnia powieść, która bardzo dobrze wykorzystuje chwytliwy i współczesny temat, by dobrze się sprzedać. Co tu dużo mówić, okładka sprawia, że ma się ochotę wyciągnąć rękę w księgarni i przekartkować. 

A na dodatek redaktorzy przeoczyli też kilka krótkich fragmentów, gdzie na kilka słów zmienia się pomyłkowo czcionka.

Stare, ale jare. I uroczy Łukasz Garlicki zawsze spoko.

Dzięki, autorko, że przypomniałaś mi, że mam przerąbane i nie czeka mnie nic, prócz chwilowego sukcesu i nieuchronnej porażki. Ale na słoika nie ma cynika i zaraz odzyskałam wiarę w przyszłość.

12 komentarzy:

  1. Wiele już o tej książce słyszałam ;) chętnie przeczytam, choć na początku przekonana nie byłam, ale jednak jest w tej książce coś, co skradłoby moje serce.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze, to gdybym ja przeczytała tę książkę, pewnie wpadłabym w doła na długie tygodnie... Rzeczywistość potrafi być przygnębiająca i boleśnie tłamsząca, a kiedy jeszcze książki o tym przypominają, robi się po prostu źle na duszy. Bo nic nie można zmienić. W tym kraju nie ma przyszłości... Z takim podejściem na pewno nie zajedzie się zbyt daleko. A może to specyfika mnie jako czytelnika, że wole pozycje, które fakt pokazują błędy, ale też dają nadzieję. Ale to ja tak mam...

    OdpowiedzUsuń
  3. Życiowe, więcej faktu niż fikcji i to nie w dokumencie. Jak dla mnie bomba, chociaż nie wiem czy by człowieka podczas czytania szlag nie trafiał czytając te perypetie, z którymi może się kiedyś sam zmierzyć

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystkie pokolenia mialy przerabane, nie tylko dzisiejsi 25-30-latkowie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetna książka, którą polecam. Czytałam ją z zapartym tchem do ostatniej strony.

    OdpowiedzUsuń
  6. Książka nie dla mnie, mimo, że należę do grupy, która stała się jej głównym bohaterem. Nie jestem zwolenniczką dzielenia ludzi na słoiki i nie-słoiki. Strasznie mnie to denerwuje, bo mam wrażenie, że nazwanie człowieka słoikiem automatycznie umniejsza go w oczach nie-słoika. Zresztą, co ja tam wiem, w Warszawie nie mieszkam ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Sporo czytałam o tej książce i z każdą opinią coraz bardziej przekonuję się, żeby po nią nie sięgać.

    OdpowiedzUsuń
  8. coś mi się wydaje, że to pozycja nie dla mnie. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. To prawda, że nasze pokolenie ma naprawdę ciężko o pracę i mieszkanie. Ale to też dlatego, że mamy dość spore oczekiwania, w przeciwieństwie do starszego pokolenia. Teraz mało kto chce pracować za najniższą stawkę krajową. Woli siedzieć w domu i użalać się nad biednym losem.
    Dużo znam ludzi, którzy porzucają swój dom i rodziców na rzecz edukacji czy pracy w wielkim mieście. I niestety większość z nich zdecydowała się jednak na stałe opuścić Polskę, w której nie ma świetlanych perspektyw. To dla mnie smutne, gdyż w pewien sposób ''wyrzekają się'' Polski i swojej polskości. Ja chyba bym tak nie potrafiła, ale na szczęście mam w miarę dobrą sytuację, że nie muszę uciekać z kraju za chlebem.
    Odnośnie książki, będę mieć ją na uwadze.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jakoś nie jestem przekonana do tej pozycji, bo niezbyt mnie dotyczy, ale kto wie, może by mi się spodobała ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. No nie. Za smutne to, zbyt aktualne i - najwidoczniej - zbyt słabo napisane. Miałabym specjalnie psuć sobie humor?

    OdpowiedzUsuń