Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

czwartek, 13 sierpnia 2015

Monstrum na plecach, bąble na nogach, miód na rany


Cheryl Strayed

Dzika droga


Żeby założyć Monstrum na plecy, musiała niemalże usiąść na podłodze, przykucnięta, rozhuśtać ciężar, a potem zaprzeć się, wciągnąć po rurze od klimatyzacji, niechcący oderwać fragment obudowy i dopiero stanąć na dwóch nogach. Plecak ważył ponad dwa razy tyle, co ona sama. Po kilku dniach: obtarte do krwi stopy w bąblach, otarcia od plecaka na plecach i bokach, zepsuta kuchenka turystyczna, co chwilę myśli o powrocie.

Cheryl, która naprawdę zmieniła sobie po rozwodzie nazwisko na Strayed, czyli dosłownie "zabłąkana" czy "zagubiona", w wieku 26 lat odbyła trwającą prawie sto dni wędrówkę. Samotnie przeszła dużą część ponad 4000 kilometrowego szlaku Pacific Crest Trail, wiodącego po górach leżących na zachodnim wybrzeżu USA, od granicy z Meksykiem po Kanadę, przez Kalifornię, Oregon i Waszyngton, przez góry Kaskadowe i Sierra Nevada. Po latach Cheryl napisała powieść, w której opisuje tę przygodę. Dwa lata po wydaniu wspomnienia zostały zekranizowane jako Wild z Reese Witherspoon, znaną przede wszystkim jako legalna blondynka.

Po seansie pozostaje z nami muzyka, 
nie da się nie nucić na napisach: I'd rather be a sparrow than a snail. Yes, I would. If I could. I surely would...

Życie Cheryl od dość nagłej i przedwczesnej śmierci jej matki cztery lata przed wyprawą to pasmo nieszczęścia, goryczy i żalu. Nie sposób pogodzić się z niespodziewaną tragedią, stąd też żałoba przeciąga się w nieskończoność. Cheryl miota się, niszczy sobie życie, rozbija swoje szczęśliwe małżeństwo, rozstaje z mężczyzną, którego kocha, ucieka w niezobowiązujący seks i coraz twardsze używki. Wreszcie dotyka dna. Dokładnie w tym momencie, w którym nie widzi absolutnie nic prócz beznadziei, przypadek każe jej spojrzeć na przewodnik po PCT na półce sklepowej. Zdjęcia dziewiczej natury poruszają coś w wypalonej kobiecie. Do tego stopnia, że kilka dni potem wraca do sklepu i kupuje książkę, która staje się jej biblią, a kilka miesięcy później bez większego przygotowania czy treningu wyrusza na samotną wędrówkę, by odnaleźć lepszą siebie.

Czytając, ma się ochotę samemu zarzucić plecak i ruszyć w trasę; jeśli nie na własne oczy zobaczyć bajeczne widoki PCT, to przynajmniej pojechać w Tatry. Przyjaźń i braterstwo na szlaku, serdeczność i hojność większości napotykanych osób, szalone przygody na szlaku, które mimo niebezpieczeństw zawsze kończą się dobrze - niezmiernie podnoszą na duchu. Trzymamy kciuki, gdy Cheryl prze przed siebie w za małych butach, wyczekujemy z nadzieją kolejnych paczek z zapasami, nachodzi nas ochota na lemoniadę, gdy Cheryl marzy o napoju gazowanym, oblatuje nas strach, gdy bohaterce zostaje tylko kilka centów przy duszy na kolejne kilkaset mil tułaczki. Obserwujemy, jak Cheryl mierzy się ze swoimi demonami, by w końcu oczyścić się, odpuścić, wybaczyć i doznać wybaczenia. Fascynuje zarówno fizyczny aspekt wyczerpującego wysiłku, techniczne elementy wędrowania z całym dobytkiem na plecach, ale też historia Cheryl i jej stopniowa przemiana.



Na pewno znajdą się tacy, dla których powieść będzie objawieniem, którzy zachłysną się wędrówką dzikiego serca przez dzikie szczyty, pasją i determinacją Cheryl, jej sposobem na poradzenie sobie z problemami, którzy będą podkreślać inspirujące cytaty i do nich wracać. Dla mnie jednak ta książka była przede wszystkim wciągającą i lekką lekturą, którą połknęłam w błyskawicznym tempie. Przypadł mi do gustu żartobliwy, ludzki ton opowiadania o trudach szlaku, o braku przygotowania, o strachu i pokonywaniu własnych granic. Cheryl z dystansem i humorem podchodzi do swoich umiejętności turystycznych, wyzywa się od idiotek, bez żenady wytyka swoje błędy. Z kart powieści przebija zaraźliwy optymizm, a pomimo monotonnej wędrówki, nie ma miejsca na nudę.

Z drugiej strony jednak osobiście nieco zirytował mnie patos kilkudziesięciu pierwszych stron, bawił mnie nacisk na seks i ciągle przywoływanie historii z prezerwatywami. Dodatkowo Cheryl opowiada o tym, jak w przeszłości stopniowo uzależniła się od heroiny, dochodząc do wstrzykiwania sobie w żyłę w nodze, bo te na rękach były już niezdatne, a z zaparciem twierdzi, że nie była ćpunką. Z tego co wiem, to tak nie działa. Nie przemawia też do mnie amerykańsko-popkulturowe podejście do życia, które zakłada podjęcie się wyzwania ponad siły albo radykalnych zmian, by w sposób ekstremalny uzyskać spokój ducha. Podobnie jest z Jedz, módl się, kochaj: przepis na objawienie instant. Trzy kraje czy też trzy miesiące i złamana dusza naprawiona!


Na uwagę zasługuje też niezwykła literackość powieści. Bohaterka jest oczytana, studiowała literaturę i dużo pisze o samym czytaniu. W podróż wzięła kilka książek, tomik bliskich sercu wierszy Adrienne Rich, powieść do czytania, poradnik dla turysty i przewodnik po szlaku. Szybko nauczyła się, że nie warto nosić ze sobą takiego ciężaru i zaczęła palić przeczytane strony, co szybko stało się czynem symbolicznym. Cheryl paliła nie tylko przeczytane stronice, ale swoją gorycz i smutek, przekuwając je w nową siebie. Same powieści do czytania zmieniały się, w każdej przesyłce z zapasami pojawiała się nowa książka. Prawie wszystkie zostały spalone prócz tomiku wierszy, jednak zaintrygowany czytelnik (taki jak ja) chyba kiedyś zajrzeć do któreś z wypisanych na końcu powieści pozycji.

Smutne jest to, że z naprawdę niezłej książki zrobiono raczej nudnawy, miejscami pompatyczny film, a oczytanie Cheryl zostało sprowadzone do banału. Reese Witherspoon zamiast zwięzłych wykrzyknień wpisuje do dzienników dla turystów najbardziej wyświechtane sentencje z Walta Whitmana, Emily Dickinson i Roberta Frosta. Linijki niemal żywcem wyjęte z kajetów licealistów. A szkoda. Jak to się stało, skoro scenarzystą był Nick Hornby?


Tak wygląda szlak, którym przeszła Cheryl. 
Źródło: pctlionheart.wordpress.com

0 komentarze:

Prześlij komentarz