Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

środa, 13 stycznia 2016

Perwersje burżuazji i hipokryzja arystokracji, czyli z pamiętnika służącej



Octave Mirabeau

Dziennik panny służącej


Wydawnictwo Marginesy, 2015
Gatunek: humor, satyra, łotrzykowska
382 strony
Odczucia: ★★★★/★★★★★


Wszedł pan. Ach, cóż to za śmieszny jegomość, jakżeż mnie jego widok rozbawił! Wyobraźcie sobie niewielkiego staruszka, wystrojonego, gładko ogolonego, różowiutkiego jak lalka. Wyprostowany, bardzo ruchliwy, bardzo wypielęgnowany i – daję słowo – chodząc, podskakiwał jak konik polny na łące.
(...) Od razu jak tylko wszedł do saloniku, z maniackim uporem utkwił wzrok w moich trzewikach.
– Masz jeszcze inne? – spytał po krótkim milczeniu i zdawało mi się, że przez tych parę chwil wzrok dziwnie mu się rozjarzył.
– Inne imiona, proszę pana?
– Nie, moje dziecko, inne trzewiki.
I zaczął szybko przesuwać po wargach spiczastym językiem jak kot.
(...)
– Tak, proszę pana, mam jeszcze inne.
– Lakierowane?
– Tak, proszę pana.
– Bardzo, bardzo błyszczące?
– Ależ tak, proszę pana.
– Dobrze, dobrze... A żółte, skórzane?
– Nie, takich nie mam, proszę pana.
– To musisz mieć i takie. Dam ci w prezencie.
– Dziękuję, proszę pana.
– Dobrze... dobrze. Nic już nie mów.
Przestraszyłam się, bo w jego oczach zamigotały niespokojne błyski i powlekła je czerwona mgła... jak w spazmie... Krople potu spływały mu po czole.
Myślałam, że zaraz zemdleje, i już miałam krzyknąć, wołać pomocy, ale atak mijał powoli i po paru minutach pan odezwał się znowu zwyczajnym głosem, choć w kącikach warg zostało mu jeszcze trochę śliny.
– To nic... już minęło. Zrozum mnie, dziecko... Mam swoje dziwactwa... W moim wieku to dopuszczalne, prawda? Na przykład, zapamiętaj to sobie, nie uważam za stosowne, by jakakolwiek kobieta czyściła swoje trzewiki, a cóż dopiero moje. Bardzo poważam kobiety i nie zniósłbym tego. Ja będę czyścił twoje trzewiki, twoje trzewiki, twoje trzewiczki, twoje drogie, małe trzewiczki. Słuchaj uważnie... Każdego wieczoru, nim pójdziesz spać, przyniesiesz swoje trzewiczki do mojej sypialni... postawisz je przy łóżku... na stoliczku... a z rana, gdy wejdziesz otworzyć okna, zabierzesz je z powrotem.(...) Zrób parę kroków, żebym je zobaczył w ruchu... żeby nabrały życia... te twoje trzewiczki.
Uklęknął, całował moje trzewiki, macał je i pieścił, gorączkowo rozsznurowywał. Całując je tak, macając i pieszcząc mówił błagalnym głosem, płaczliwym głosem dziecka:
– Och, Mario, Mario, te twoje trzewiki... Daj mi je zaraz, zaraz, zaraz. Chcę je mieć zaraz... daj mi.
Opadłam z sił. Byłam jak sparaliżowana, osłupiała. Już sama nie wiedziałam, czy żyję na jawie, czy śnię? Pana oczy zamieniły się w dwie białe kulki, pocięte czerwonymi żyłkami. Usta miał umazane pieniącą się jak mydło śliną.
W końcu zabrał moje trzewiki i zamknął się z nimi w swoim pokoju na całe dwie godziny.
– Bardzo się panu spodobałaś – powiedziała gospodyni oprowadzając mnie po domu.
Dziennik panny służącej, s. 13-16

Taką scenę serwuje czytelnikowi francuski pisarz i dramaturg z przełomu XIX i XX wieku niemal na samym początku powieści, która zaczyna się zapewnieniem autora, że została stworzona na podstawie autentycznego rękopisu dziennika pokojówki, panny Celestyny R.



Rzecz jasna jest to całkowita bzdura, po prostu Octave Mirabeau miał naprawdę barwną wyobraźnię, doskonałe poczucie humoru i ostre pióro satyryka. Dekadencka powieść Le Journal d'une femme de chamber została opublikowana w 1900 roku i w bezwstydny, wywrotowy sposób oddaje głos nikomu innemu niż zwykłej służącej. Dzięki jej chłodnemu, ironicznemu spojrzeniu z pozycji dystansu, czytelnik może przyjrzeć się zgniłej tkance francuskiej burżuazji i arystokracji przez dziurkę od klucza, ocenić sztuczność nieposzlakowanej uczciwości, zobaczyć zdrapujące się sztuczne złoto, spod którego wydziera hipokryzja, rdzewiejące maniery przemieniające się w dziwaczne manieryzmy i fetysze. W tym świecie wszystko oparte jest na pozorach, maskach, grze pieniądzmi, humorami, pozami, pod wierzchnią warstwą zaś kryje się ignorancja, miałkość i dno moralne.


Celestyna przesłużyła w Paryżu wiele długich lat, wiele widziała, wiele przeżyła i już nic nie może jej zdziwić. Zobojętniała, bez grosza przy duszy czy przyjaciół, którzy pomogliby w potrzebie,  zmuszona jest czepiać się wciąż nowych to prac w różnorakich domach. Powieść zaczyna się w momencie, gdy Celestyna przybywa objąć nową pozycję w spokojnym, szanowanym domu pewnego starszego pana. Tam też rozgrywa się wyśmienita scena z butami; rzecz kończy się na tym, że pewnego ranka Celestyna zastaje staruszka zimnego w łóżku, a rigor mortis zacisnął szczękę pracodawcy na jednym z bucików służącej. 

A to dopiero początek barwnych opisów smutnego dość życia Celestyny.

Następnie dziewczyna dostaje się na głęboką prowincję, w reżim rządzącej twardą i niesprawiedliwą ręką groteskowej pani Lanlaire. Jej mąż w oczywisty, niezgrabny sposób próbuje poderwać wdzięczną Celestynę, ta jednak zna wszystkie sztuczki mężczyzn i wręcz bawi się żądzami swojego pana, raz podpuszczając i wdzięcząc się, raz udając zdziwioną i niewinną. Prawdziwe zainteresowanie wzbudza w Celestynie tylko jeden człowiek: milczący, prymitywnie męski, starszy służący Józef. Mężczyzna fascynuje ją i przeraża swoimi sadystycznymi zapędami, tajemniczością i gwałtownością. Gdy okazuje się, że ktoś w okrutny i brutalny sposób zgwałcił i zabił małą Klarcię, dla Celestyny to oczywiste, kto dopuścił się takiej zbrodni. Wbrew pozorom to jeszcze bardziej przyciąga ją do Józefa.



Celestyna według Mirabeau.
Rzecz jasna pierwszoosobowa narracja niesie za sobą oczywiste ryzyko wypaczenia prawdziwych wydarzeń przez perspektywę niewiarygodnego bohatera. I w tym tkwi dodatkowy plus tej powieści: w trakcie czytania orientujemy się, że to wcale nie musiało tak wyglądać. Celestyna mogła wyolbrzymiać, wymyślać, czasem wręcz oskarżać swoich państwo o brak wrażliwości czy wyczucia, podczas gdy chodziło o jej osobiste przewinienie. Powodem oskarżenia o terror mogło być zwrócenie uwagi na podkradanie jedzenia ze spiżarki...

Doniesienia z obecnej sytuacji służącej przeplatają się z wspomnienia z przeszłości. Historie byłych kochanków, ekscentrycznych pracodawców, kuriozalnych przypadków, osobliwych charakterów, niewiarygodnych sytuacji, idiotycznych bezsensów epoki przyprawiają co najmniej o uśmiech podczas czytania, nie raz jednak naprawdę można się zdrowo uśmiać. Oko Celestyny jest przenikliwe, a język cięty, konkluzja zaś jasna: nikt nie jest bardziej nikczemny niż porządni ludzie.



Ta książka z jednej strony mnie sama z siebie przyciągnęła na zeszłorocznych targach książki w warszawie, a z drugiej bardzo pozytywnie zaskoczyła. Wzięłam ją na ślepo, przeczytawszy tylko opis. Okazało się, że to przenikliwa, przezabawna satyra, a niektóre fragmenty czytałam znajomym na głos, bijąc się po kolanach z uciechy. Rzecz jasna ma swoje słabe strony – miejscami trąci myszką, czasem bywa irytująca, niektóre fragmenty mogłyby być mniej rozwlekłe, ale ogólnie rzecz biorąc jestem naprawdę zadowolona z mojej książkowej intuicji, która kazała mi pod wpływem impulsu sięgnąć po tę powieść.

0 komentarze:

Prześlij komentarz