Gra w klasy
Julio Cortázar
Muza, 2013
przekład Zofia Chądrzyńska
postmodernizm, argentyńska, eksperymentalna
Strony: 669
Odczucia: ★★★★/★★★★★
Po co komu autor, autor umarł. Cała kontrola w ręce czytelnika. Niech sam decyduje, co, jak i kiedy czyta. Niech meandruje, gubi się na stronach, przewraca kartki w zadziwieniu, odkrywając książkę tak, jakby nigdy wcześniej nie trzymał okładek i grubego grzbietu w rękach.
Poeksperymentujmy. Weźmy dwa luźno powiązane ze sobą wątki, dorzućmy kilkadziesiąt stron luźnych notatek, urywek z dzienników, fragmentów wierszy, wycinków z gazet, kronik towarzyskich, przemyśleń artysty o sztuce, jakąś książkę w książce. Bądźmy meta. Porozmawiajmy o roli powieści. Przedefiniujmy role. Pobawmy się w kotka i myszkę. W gumę. W klasy. W końcu wszystko już było, już nic nowego nie wymyślimy. Możemy tylko przetwarzać w kółko to samo, w nowych konfiguracjach, bawić się nawiązaniami, czerpać czystą przyjemność jak dorośli, w otwarte karty. W końcu pogodziliśmy się z faktem, że oryginalność nie istnieje. Równie dobrze można przemienić literaturę w grę, prawda?
Ach, no i puśćmy jeszcze w tle improwizacje jazzowe. Całe mnóstwo jazzu. Jazz w Paryżu.
Myślę, że Gry w klasy przedstawiać nie trzeba. To powieść kultowa, modna, intrygująca domorosłych indywidualistów i inteligentów. Zaglądasz na pierwszą stronę, a tam ciąg liczb. Czytasz instrukcję i już wiesz, że to będzie przygoda. Możesz czytać według sugerowanej przez autora kolejności, możesz iść po kolei, możesz od końca, możesz w cały świat, na ślepo, możesz przeczytać tylko część fabularną i ominąć "rozdziały nieobowiązkowe". W praktyce jednak - przynajmniej z własnej praktyki - prędzej czy później co najmniej kilka razy się gubisz w narracji, skrawkach rozdziałów, opowieści, wątków, bohaterów...
Na pewno jeden rozdział w tym wydaniu źle odwołuje (na końcu rozdziałów znajduje się numer kolejnego sugerowanego przez autora). Wtedy zgubiłam się po raz trzeci, ale nie ostatni.
Rozdziały Z tamtej strony opowiadają o zgrai wielokulturowych intelektualistów z Paryża, żyjących lekkomyślnie, upijających się do nieprzytomności w ciasnym mieszkanku podczas długich, szalenie wzniosłych i głębokich rozmów o sztuce, malarstwie, języku. Wszystko to zaś skąpane siwym dymem papierosów oraz wszędobylskim jazzem i bluesem z płyt gramofonowych. Tak, zaglądamy właśnie do samego serca bohemy, do walczących na słowa, błaznujących, wymądrzających się, zagubionych cyganów, aspirujących do wielkiej sztuki. Pośród tej gromadki spotykamy Horacia Oliviera, alter ego Cortázara, sfrancuziałego Argentyńczyka i podążamy za nim krok w krok, śledząc podczas eskapad, współczując pięknej i wrażliwej Madze, jego dziewczynie.
Maga, jak ją nazywają, to chyba najbardziej interesująca i pociągająca postać z całej powieści. Dziewczyna uciekła z własnego kraju, błąka się po Paryżu z małym dzieckiem. Nieodpowiedzialna, delikatna, lekko szalona, uosabia siły niezrozumiałej natury. Nieuczona, prosta, ciągle prosi, by jej ktoś tłumaczył skomplikowane rzeczy, o których mówi banda Horacia. Oni zaś zazdroszczą jej niewinności, czystości spojrzenia, dziecięcej naiwności.
Z tej strony dostajemy mniej fragmentaryczną i rozedrganą, a bardziej absurdalną historię, którą można ją rozpatrywać zarówno humorystycznie, jak i tragicznie. Horacio wraca do Buenos Aires i do swojego przyjaciela, Travelera, cyrkowca. Choć szybko znajduje sobie kobietę, Gekrepten, traktuje ją bardzo przedmiotowo. Choć ona o niego dba, przygotowuje mu obiady, pracuje, on traktuje ją jak powietrze, całą uwagę poświęcając intelektualno-psychologicznej grze błaznów, jaką prowadzi z Travelerem i jego ukochaną Talitą. Pierwszy punkt kulminacyjny ich przyjaźni przyłapuje Horacia i Travelera po dwóch stronach złączonych desek, poprowadzonych między ich oknami niczym pomost. Na moście utknęła półnaga Talita, którą odurza upał i magnetyzm dwóch przyciągających i odpychających się jednocześnie mężczyzn.
Drugi punkt kulminacyjny to dom wariatów. Talita, która przypomina Magę. Własne winy. Odkupienie poprzez dalszą grę, żarty i skojarzenia, wreszcie skok.
Czy w ogóle życie ma jakikolwiek sens? Czy kiedykolwiek uciekniemy od poczucia porażki? Czy kiedykolwiek przeskoczymy aż do samego końca, hop, hop, hops, i jesteśmy wreszcie na finalnym polu, wygrani, w niebie?
A może to tylko nam się wydaje, że wciąż wykraczamy za linie, a tak naprawdę inni postrzegają nas za zwycięzców?
Gra w klasy to chaos i improwizacja, pozorne szaleństwo i tysiące sensów, czekających na odkrycie.