Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

środa, 25 kwietnia 2018

Rozmówki międzyplanetarne i historia pewnego filmu. "Kontakt" Carla Sagana


Trudno jest pogodzić naukę ze starą religią, podchodząc do obu z pełną uwagą i zastanawiając się nad każdym zapisanym w starożytnych tekstach słowem. Oczywiście, można sobie w wielu miejscach powiedzieć: to metafora, to symbol, a to ubrane w piękną przypowieść wydarzenie, którego nie sposób by było wyjaśnić w tamtych czasach; najważniejsze jest bycie dobrym człowiekiem. Jednak będąc cierpliwym i metodycznym, wkrótce pytania wyjdą poza wciąż tak debatowaną ewolucję i wejdą na to, dlaczego Bóg postanowił objawić się w taki, a nie inny sposób? Dlaczego nie dał jakiegoś bardziej uniwersalnego, zrozumiałego znaku; takiego, którego nikt nie potrafiłby podważyć? Osoba religijna oczywiście znajdzie odpowiedź: chodzi o próbę wiary. Jednak naukowiec może się mimo wszystko dalej zastanawiać, jakim cudem pośród wszystkich dziedzin nauki, w całym boskim stworzeniu, nie ma wyraźnego i jednoznacznego podpisu twórcy.

Mam wrażenie, że najważniejszym osobistym powodem dla napisania swojej jedynej powieści fabularnej u Carla Sagana była potrzeba rozpisania swojego rozumowania na temat religii, Boga i nauki. I to nie w sposób naukowy, ścisły, ale jak najbardziej humanistyczny, intuicyjny, pod postacią fikcyjnego sporu zakończonego idealnym, pożądanym rozwiązaniem. Kontakt to dla mnie przede wszystkim traktat człowieka zastanawiającego się nad istnieniem Boga i pogodzeniem religii z nauką.

Oczywiście nie tylko o religię w tej książce chodzi. Carl Sagan, o którym sporo opowiedziałam w ramach wprowadzenia w poprzednim wpisie (link), poprzez historię o życia Ellie Arroway chciał zwrócić uwagę na szereg najróżniejszych kwestii. Przede wszystkim był to jego ważna cegiełka włożona w popularyzację nauki. Książka została wydana 1985, ale pomysł na scenariusz filmu powstał już w 1979. Pomysł rzuciła bliska znajoma naukowca, Lynda Obst, związana wówczas ze studiem Casablanca FilmWorks: czemu nie zrobić filmu na podstawie projektu badawczego SETI, który zakłada przeczesywanie przestrzeni kosmicznej radioteleskopami w poszukiwaniu głosu obcych?

Kontakt to przedstawienie pierwszej styczności człowieka z kosmitami; wyobrażenie tego, jak najprawdopodobniej takie spotkanie mogło wyglądać. To był świetny i przełomowy pomysł, by w erze rozkwitu zainteresowania podróżami kosmicznymi powstała produkcja propagująca program SETI, czyli poszukiwań rozumnych istot pozaziemskich.

Innym ważnym elementem książki to wyobrażenie, w jaki sposób ludzie muszą się zjednoczyć, by osiągnąć razem coś wielkiego, kolejny wielki krok w historii podboju kosmosu. Sagan twierdził, że do idealnej współpracy potrzebny jest wspólny cel, dzięki któremu będą ze sobą bez tajemnic i politycznych zagrywek współpracować ludzie z całego świata, dzieląc się swoimi osiągnięciami i metodami.


Wreszcie ogromną inspiracją do napisania książki była prawdziwa postać, znajoma Carla Sagana, dr Jill Tarter. Urodzona w latach czterdziestych naukowiec musiała zmierzyć się z wieloma przejawami mizoginii i nierówności zarówno od dziecka, jak i podczas kariery naukowej, zanim została szefową Centrum Badań nad SETI. To w większości jej doświadczenia stanowią fundament historii Ellie Arroway.

Sama powieść jest dość prosta w budowie. Dzieli się na trzy części, których tytuły sporo mówią o fabule: „Kontakt”, „Maszynę” i „Kosmos”. W pierwszej dowiadujemy się, jak dorastała Ellie, skąd wzięły się jej zainteresowania, jak parła do przodu, wspinając się po szczebelkach drabiny kariery naukowej. Wreszcie została kierowniczką centrum do badań nad SETI, nasłuchuje szeptów z kosmosu wyłapywanych przez ogromne radioteleskopy. Wszystko zaczyna się od tego, że sposród szumów i nieistotnego hałasu nagle odróżnia przesłanie z okolic Wegi w postaci ciągu liczb pierwszych. Wewnątrz tej wiadomości znajduje się zaszyfrowany na innym poziomie film z otwarcia letnich igrzysk olimpijskich w 1936 przez Adolfa Hitlera.

Jak się można łatwo domyślić, sprawa natychmiast staje się polityczna. Miesza się do tego rząd, armia, wszelakie służby, a Ellie musi reprezentować naukowy głos rozsądku. Wkrótce rozszyfrowywane są kolejne elementy wiadomości, która przeznaczona jest do całej ludzkości. I cała ludzkość jednoczy się w lęku przed nieznanym, spekulacjach, nadziei i wspólnej budowie tajemiczej maszyny.

O wiele później okazuje się, że Ellie, przeciwniczka religii, musi bronić swojej integralności niemal na wzór pierwszych chrześcijan, a potem na wiarę szukać znaku Twórcy. Końcówka jest niezbyt spektakularna, trochę dająca niedosyt, ale jednak bardzo znacząca i po przemyśleniu bardzo dobra. To sama podróż od rozgryzania wiadomości aż do wspólnego międzynarodowego wysiłku jest świetnym kawałkiem nie do końca wprawnej, ale przekonującej lektury. Znajdziemy tu dyskusje z przedstawicielami religii, rozważania naukowe, racje feministyczne, równościowe, sprawy bezpieczeństwa narodowego (sporo w książce poświęca się kwestii współpracy Związku Radzieckiego ze Stanami), przemyślenia na najróżniejszym poziomie, rozpatrujące konsekwencje samego uzyskania kontaktu spoza Ziemi na wszelkie możliwe sposoby.

Postacie nie są szalenie wyraziste: tutaj najlepiej według mnie spisała się moja lektorka audiobooka, starannie oddająca wszelakie akcenty bohaterów. Momentami to bardziej zarysy idei, choć niektórzy mocno się wybijają: jowialny, otwarty Rosjanin Vaygay Lunacharsky czy Joss Palmer, przedstawiciel prawd chrześcijańskich, nawiązuje z Ellie intrygującą, opartą na porozumieniu umysłów znajomość – scena z wahadłem Foucaulta i testem wiary jest bardzo obrazowa.

Ellie to dobrze pomyślana, pełnokrwista postać, z pobocznym wątkiem romansowym dorzuconym mimochodem, jako normalna część ludzkiej egzystencji, ale bez hollywoodzkich uniesień. Jej związek z matką i problemy rodzinne to również świetna przeciwwaga do kwestii kosmicznych; pokazuje, że jednak najbliżsi powinni być na szali ważkich problemów częścią równie ważną, co pozaziemskie technologie.

Nie wszystko się tu klei. Wyeliminowanie Drumlina z gry to była trochę deus ex machina, a oferta ze stacji kosmicznej i układ z Haddenem trochę mnie nużył, choć rozumiem, czemu miał służyć – odpolityzowaniu budowy maszyny. Narracja czasem ma momenty dłużyzn, czasem język jest dość suchy i monotonny, długie dywagacje dotyczące konkretnych kwestii zbytnio odwracają uwagę od głównej fabuły. Dialogi rzadko porywają, bo często są przegadane; brakuje lekkości pióra. To nie jest książka idealna, ale wciąż wciągająca, pasjonująca i wymagająca refleksji.

Wracając do filmu i do Lyndy Obst proponującej stworzenie szkieletu pod film, na początku Sagan ponoć był jednak bardzo oporny w uczeniu się prawideł sztuki pisania scenariuszy, narzekał na narzucone formy, dociekał i dopytywał; całe szczęście pracowała też z nim jego przyszła żona, Ann Druyan. W trudzie i znoju udało się jednak sklecić scenariusz do zaakceptowanego następnie przez studio filmu.


Walka o pokazanie pomysłu na dużym ekranie trwała zbyt długo. Przez następne dziesięć lat wytwórnia co trochę zmieniała scenarzystów zatrudnionych do poprawek w scenariuszu. Pomysł ewoluował i mutował: pojawił się projekt indiańskiego leśnika, który zostaje astronautą, ktoś ciągle upierał się na nastolatka, który leci na gapę w kosmos. Kością niezgody okazał się pomysł na dodanie wątku syna, z którym główna bohaterka traci kontakt, zamiast tego próbując porozumieć się z istotami pozaziemskimi. Szef studia był pewien, że to świetny pomysł. Sagan był zbulwersowany. Nie po to pisał postać silnej, mądrej kobiety z krwi i kości, która jest totalnie zaabsorbowana swoją pracą, by ją wciskać na siłę w stereotyp matki i potępiać za bycie złą opiekunką, podczas gdy dokonuje rzeczy wielkich. Męskiemu bohaterowi nie wciśnięto by takiego wątku, a przecież autor samą postacią Ellie próbował zmienić stereotypy.

Gdy scenariusz przeniósł się wraz z szefem Casablanki do Warner Brosa, Sagan postanowił dopiąć swego, publikując historię w postaci książki. W 1985 Kontakt natychmiast stał się bestsellerem mimo gęstych rozpraw na tematy naukowe, polityczne, duchowe i religijne. W 1989 gość, który siedział na pomyśle, przeniósł się do Sony, a tymczasem Lynda Obst pojawiła się w Warner Bros. Dzięki cudownemu zbiegowi okoliczności wreszcie można było popchnąć film dalej. W 1993 wyrażono zgodę na produkcję, a w roli reżysera został posadzony George Miller, ten gość od Mad Maxów.

Wydawałoby się, że coś się wreszcie ruszy, jednak Warner Bros domagał się spektakularnej końcówki. Ponoć jedną z opcji było lądowanie kosmitów na orbicie ziemskiej i kosmiczny pokaz laserowy dla całej ludzkości. Inny pomysł zakładał cudowne przeniesienie Ziemi do centrum galaktyki. Miller z kolei domagał się pobocznego wątku z papieżem w roli głównej, ponieważ czemu nie. Wszystkie elementy produkcji przeciągały się tak niemiłosiernie, a Miller tak ślimaczył, dopieszczał i kombinował, że w końcu... został zwolniony. Pozwał więc Warner Brosa, wyleciał do rodzimej Australii i dokończył kręcenie Babe, świnki z klasą.

Tymczasem za film wziął się Robert Zemeckis, facet od Forresta Gumpa i Powrotów do przyszłości. Stwierdził, że w scenariusz jest fantastyczny oprócz ostatnich stron, dzięki czemu studio zgodziło się na mniej banalne zakończenie całości. Mniej więcej w tym samym okresie Sagan wraz z żoną wciąż blisko współpracowali przy scenariuszu, wykazując się jeszcze większym poziomem perfekcjonizmu niż Miller. Tutaj można przeczytać próbkę ich dopisków na marginesie scenariusza.

Oprócz tego Sagan pomimo rozwijającego się coraz bardziej raka zgodził się nawet na wystąpienie przed ekipą, by wyjaśnić naukowe podstawy ważne do zrozumienia pomysłu stojącego za filmem. Pracował na planie prawie do samego końca. Niestety zmarł w 1996 roku, zanim film wszedł do kin rok później. W roli głównej zagrała Jodie Foster, zatrudniona do tej roli jeszcze w latach osiemdziesiątych. Po latach czekania wreszcie udało się doprowadzić jej gorące pragnienie do spełnienia.

Na zwieńczenie tej smutnej historii walki z wiatrakami, ledwie tydzień po śmierci męża, Ann Druyan dostała pozew od Warner Brosa i Francisa Coppoli, który stwierdził, że pomysł na Kontakt był oryginalnie jego, a Sagan go bezczelnie zagarnął. Zażądał 250 tysięcy dolarów odszkodowania. Sprawa została ostatecznie umorzona, bo jeśli faktycznie do czegoś takiego doszło, Coppola za długo czekał z wypełnieniem pozwu – pomysł miał być omawiany z Saganem w 1975 roku, więc dziwne, że reżyser nie wszedł na drogę sądową po publikacji książki.

Sporo informacji na temat historii tworzenia filmu zaczerpnęłam z tego artykułu.


Niestety póki co nie udało mi się dotrzeć do filmu. Trudno go dostać na szybko. Ale bardzo chciałabym zobaczyć, jak wizja naukowca została przeniesiona na duży ekran. Co do książki – warto do niej zajrzeć, ale zaznaczam, że sporo idei zawartych zwięźle i linearnie w Błękitnej kropce wyrażonych jest oryginalnie w fabularyzowanym zarysie Kontaktu.

Kontakt

Carl Sagan

BBC Audiobooks America, 2009
czytała Laurel Lefkow
Odczucia: ★★★★/★★★★★

0 komentarze:

Prześlij komentarz