Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

środa, 3 października 2018

POPKULTURALNE NOWINY HADYNY: WRZESIEŃ 2018



Już trzeci października, zrobiło się zimno i ponuro... jak ten czas leci! Najwyższy czas na rozkminienie września, póki na zewnątrz nie robi się ciemno aż tak szybko.

Z radością stwierdzam, że w ubiegłym miesiącu skończyłam czytać aż pięć książek:

  • przedpremierowe Małe Licho i tajemnica Niebożątka Marty Kisiel zostało już opisane tutaj
  • skończyłam czytane od wakacji The Ministry of Utmost Happiness Arundhati Roy
  • wchłonęłam błyskawicznie Miłość made in China Doriana Malovica
  • z trudem przesłuchałam Kasację Remigiusza Mroza, który wybitnie nie podszedł
  • w przerwach podczytywałam Ginekologów Jürgena Thorwalda

A co jeśli chodzi o filmy i seriale?



Tajemnica IZBY / Dzielna pani Brisby (1982)


Odkąd zagłębiłam się w fascynująco-przerażające filmiki Fredrika Knudsena na YouTubie i obejrzałam jego minidokument o eksperymentach nazywanych mysią utopią (klik!), wiedziałam, że chcę obejrzeć jeden z pierwszych filmów Dona Blutha inspirowanych właśnie tymi ponurymi doświadczeniami. Artysta odpowiedzialny jest między innymi za Wszystkie psy idą do nieba i Anastazję, jego filmy mają charakterystyczną, zbliżoną do Disnejowskiej kreskę i hiperaktywnie ruchliwych bohaterów. The Secret of NIMH to dość nierówna, choć urzekająco inna i mądra historia o młodej mysiej wdowie próbującej poradzić sobie z patową sytuacją: albo jej ciężko chore dziecko zginie podczas orki pola, na którym mieszkają, albo będzie wystawione na podłą pogodę i umrze na zapalenie płuc. Najbardziej jednak szkoda samego sekretu tytułowego Narodowego Instytutu Zdrowia Psychicznego, którego potencjał nie został wykorzystany prawie w ogóle. Do fabuły zostaje wprowadzonych bardzo dużo elementów, które domagają się wyjaśnienia i rozwinięcia, ale niestety, film kończy się zbyt szybko jak na mój gust. Mimo to polecam jako ciekawostkę XX-wiecznej animacji.



Nagi lunch (1991)

David Cronenberg, reżyser o dość specyficznym zamiłowaniu do rzeczy obrzydliwych, gore i owadów, w latach dziewięćdziesiątych zrobił film będący dziwną mieszanką Nagiego lunchu, historii beatnikowskiego autora Williama S. Burroughsa piszącego Nagi lunch na potężnym haju oraz swoich własnych chorych upodobań. Wyszło z tego coś bardzo dziwnego, przed czym można zarówno uciec z krzykiem po pierwszych kilkudziesięciu minutach, jak i głęboko się zastanowić i napisać pracę naukową. Najbliżej klimatem byłoby tu do Głowy do wycierania, czyli ostrej jazdy młodego Lyncha. Są żuko-maszyny do pisania, które mówią umiejscowionym na górze odwłoka odbytem, kosmici o twarzach smutnych szpiegów, wydzielający czułkami na głowie pitne mleczko oraz surrealistyczna scena miłosna z, tak jest, nagimi robalami i erotycznymi maszynami do pisania w roli głównej. Estetyka na swój sposób dość konsekwentna i intrygująca. Ciekawe doświadczenie, aczkolwiek do filmu najlepiej się przygotować choćby pobieżnym zapoznaniem z życiem Burroughsa, żeby lepiej wyłapywać sens wielu scen.



Mission: Impossible 2 (2000)


W ramach zemsty za traumę oglądania Nagiego lunchu, moja Ryba zrewanżowała się warunkiem obejrzenia najgorszej części serii o misjach niemożliwych z Tomem Cruisem. Bolało, choć można było się też pośmiać z dennej fabuły, zbędnego slow motion, dostojnych gołębic w slow motion, jeszcze więcej slow motion, absurdów, głupotek i zdecydowanie zbyt długiej sceny popisowego i męczącego kopania się po mordach. Do tego jeszcze na dobry początek kiczowata scena imponującego baraszkowania Toma Cruise'a podczas wspinaczki po zawrotnie wysokich i pionowych skałach. Włącznie z przysłanym mu helikopterem nabojem zawierającym okulary przeciwsłoneczne... dokonujące autodestrukcji po przekazaniu wiadomości. Ugh. Najsmutniejszy jest seksizm wyrażający się w jedynej znaczącej żeńskiej bohaterce filmu, Nyah. Złodziejce. która, jak się dowiadujemy z ust Anthony'ego Hopkinsa, jest kobietą, więc ma wszystkie potrzebne predyspozycje i umiejętności, by skutecznie oszukiwać, szpiegować i uwodzić swojego byłego faceta. Ughhhhhh. Nigdy więcej.



Przekręt (2000)


Snatch Guya Ritchiego z kolei to jedna z najlepszych komedii łotrzykowskich, jakie istnieją. Polecił mi go syn moich landlordów, u których wynajmowałam pokój podczas Erasmusa w Wielkiej Brytanii. Na początku nie byłam pewna, czy to coś dla mnie, ale szybko się okazało, że to absolutne arcydzieło w swoim gatunku. Brad Pitt gra tam przekomicznego, bezbłędnego brytyjskiego pikey'ego, co trudno przetłumaczyć, bo chodzi o człowieka mieszkającego w przyczepie jak amerykański redneck, z najniższej warstwy społecznej, związanego ze swoją wędrowną społecznością brytyjskiego wagabundy, cygana. Pitt wymyślił sobie do roli nieistniejącą gwarę, którą wyrzuca z siebie w sposób niekontrolowany, beztroski i cudowny. Ale nie tylko dla niego ten film jest fantastyczny, cała plejada mniej lub więcej kompetentnych drobnych kryminalistów i szemranych typów robi z siebie genialny cyrk, pędząc wraz z absurdalną fabułą aż do zawiłego, acz satysfakcjonującego zakończenia. I ten montaż!




Przeboje i podboje (2000)


Lubię Nicka Hornby'ego. Co prawda czytałam tylko High Fidelity i About a Boy (recenzja tutaj), ale obie te książki były tak bezpretensjonalne, urocze i przyjemne, że poleciłabym je każdemu z lekkim sercem. Nie wiem, jakim prawem ktoś od oryginalnego nawiązania do sprzętu hi-fi przeszedł do polskiego przaśnego tytułu Przeboje i podboje, ale ten film zasługuje zdecydowanie na uwagę. Zrobiliśmy sobie z Rybą powtórkę z rozrywki i ubawiliśmy się naprawdę znakomicie. Młody Jack Black dokazuje w najlepsze, z głośników w sklepie muzycznym leci sympatyczna muzyka, a John Cusack robi ponure, zbolałe miny i próbuje odbić swoją byłą dziewczynę, a jednocześnie pod wpływem nostalgii sprawdza, co słychać u jego wszystkich poprzednich dziewczyn. Po co? By wyrzucić z głowy wyidealizowane wspomnienia i poczuć się choć trochę lepiej samemu ze sobą. A, no i ilość muzycznej nerdozy przygniata.



Czarne bractwo. BlacKkKlansman (2018) 


Jak ostatnio wspominałam na Facebooku Rozkmin, wybrałam się też do kina na coś nowego. BlacKkKlansman to film porażająco aktualny, poruszający i bawiący równocześnie. Spora dawka sympatycznego humoru równoważy cięższe tematy amerykańskiego rasizmu z lat siedemdziesiątych. Czarni zbierają się na protestach i wykładach, biali ćwiczą strzelanie i wykradają materiały wybuchowe spod nosa armii, kultywując Organizację, czyli Ku Klux Klan. Pierwszy czarny policjant w Colorado Springs postanawia walczyć z nierównością od środka. Szybko przechodzi od nudnej pracy archiwisty do pracy w wywiadzie, gdzie zaopatrzony w mikrofon wybiera się na ulice jako tajniak. To wciąż jednak jest za mało. Dzwoni więc na numer podany w ogłoszeniu Organizacji... i z czasem zostaje pierwszym czarnym członkiem Ku Klux Klanu. To film sprytnie pomyślany, z metaforyką bliźniaków czy lustrzanego odbicia, nawiązujący do klasyków kina blaxploitation, oprawiony doskonałą muzyką, wyważony i na koniec mocno przywalający w trzewia łącząc wydarzenia z lat siedemdziesiątych z obecnymi: przemówienia Trumpa, podchwycenie jego słów przez odrodzony ruch neorasistowski, wreszcie tragicznie zakończona manifestacja w Charlottesville. To TRZEBA zobaczyć.



Hilda (2018) 


Na koniec coś o wiele lżejszego i absolutnie magicznego. Trzynastoodcinkowy serial Netflixa na podstawie komiksu, Hilda, to odkrycie tej jesieni. Kreskówka trochę przypomina Gravity Falls, ale bardziej nastawiona jest na dziecko jako odbiorcę, choć dorosłemu wcale nie przeszkadza zachwycać się uroczą kreską, cudowną historią, przekochanymi bohaterami, nawiązaniami do skandynawskich wierzeń i mądrym przesłaniem. Hilda to mała poszukiwaczka przygód, która prawie nigdy się nie boi, a zawsze chce pomóc. Najlepiej dogaduje się ze zwierzętami i fantastycznymi stworzeniami, choć czasem jest to dość trudne. Mieszka z mamą w dzikiej głuszy wśród gór, lasów, nieliczonych domostw malutkich skrzatów i okazjonalnego olbrzyma. W końcu jednak mama decyduje, że czas się przenieść do miasta, gdzie Hilda mogłaby iść do szkoły i poznać inne dzieci. Znalezienie przyjaciół i utrzymanie ich przyjaźni okazuje się o wiele cięższe niż jakakolwiek samotna przygoda. Naprawdę, obejrzyjcie sobie zwiastun i po prostu idźcie oglądać, to naprawdę krótki serial póki co z jednym sezonem!



A co się działo u Was we wrześniu? Co na tapecie? :)

0 komentarze:

Prześlij komentarz