Frank Herbert
Diuna
tłumaczenie Marka Marszała
lektor Krzysztof Gosztyła
Przyprawa musi płynąć.Świat Diuny to klasyka s-f. Pierwsza z cyklu powieść napisana 1965 została uhonorowana nagrodą Nebula i Hugo, na jej podstawie Lynch nakręcił (ponoć dość nieudany, jeszcze się nie przekonałam na własnej skórze) film, stworzono też miniserial i kilka gier. Motto gospodarki tego uniwersum czasem znają też ci, którzy książki nie czytali.
Myślę, że jeśli chodzi o film Lyncha, to powyższy tantryczny Sting w kosmicznych gaciach mówi wszystko. Źródło.
Książka wciąga jak ruchome piaski, od pierwszej sceny, gdy młody Paul Atryda podchodzi do egzaminu dojrzałości. Tak naprawdę to test sprawdzający człowieczeństwo, któremu musi się poddać każde dziecko podług wierzeń zakonu sióstr Bene Gesserit. Paul jest wyjątkowo rozwinięty i pojętny jak na swój wiek, matka potajemnie wprowadzała go w arkana umiejętności sióstr. Oprócz tego miewa prorocze wizje. Czy to możliwe, by był Kwisatz Haderach, mężczyzną, który będzie mógł ogarnąć wiedzę, do której sama Matka Wielebna nie ma dostępu, idealne połączenie umysłu kobiecego i męskiego?
Świat Diuny narzuca się w każdym zdaniu, wprowadzając masę nowych pojęć, neologizmów i powiedzeń. To uniwersum bogate, potężne i przemyślane w najdrobniejszych szczegółach. Sprawia, że człowiek zatrzymuje się, wpadając w mimowolny podziw i zastanawiając się nad wynalazkami i konsekwencjami wprowadzonych zasad.
Scena polityczna to rozgrywka prowadzona przez wielu graczy i choć w centrum teoretycznie stoi Imperator, za kulisami spiskują i knują najróżniejsze ugrupowania: rody arystokratów, Gildia, a nawet sam zakon Bene Gesserit, choć ten istnieje, by służyć. Szybko pojmujemy, że ród Atrydów jest odważny i honorowy, a ród Harkonnenów to gniazdo spiskujących żmij. To przez nich Atrydzi muszą przenieść się na Arrakis, planetę oddaną im w lenno, jedyne źródło melanżu, najdroższej i najbardziej pożądanej narkotycznej substancji używanej do poszerzania umiejętności ludzkiego umysłu.
Olbrzymie czerwie pustynne przemierzają piaski Diuny, patrolując swoje złoża melanżu. Żródło
Paul wraz z należącą do zakonu matką Jessicą i ojcem, księciem Leto przeprowadzają się na Arrakis, znaną też jako Diuna, by przejąć rządy po Harkonnenach. Ich zadaniem będzie wydobywanie przyprawy, zajęcie trudne i niebezpieczne. Pustynna planeta jest bardzo niegościnna, a w dodatku wszędzie, gdzie przyprawa, pod piaskiem suną gigantyczne robaki, których nie ima się prawie żadna broń. Oprócz ludności miejskiej na Diunę zamieszkują Fremeni, wolne plemiona koczowników, doskonale przystosowane do ciągłego braku wody. Na pustyni należy mieć na sobie filtrfrak, ściśle przylegający do ciała kostium, który odzyskuje każdą wydaloną przez ciało wodę i przystosowuje ją do ponownego użycia. Każda woda jest walutą i wartością absolutną, język i zwyczaje mieszkańców Diuny są całkowicie podporządkowane wodzie. To absolutnie fascynujące zjawisko - na przykład płacz jest luksusem, woda martwej osoby należy do jej plemienia, a ofiarowanie kobiecie wody jest równoznaczne ze staraniem się o jej przychylność.
Kolejny pomysł autora, który mnie kompletnie zauroczył, to plan awaryjny Bene Gesserit, tak zwana Missionaria Protectiva. Polega ona na tym, że zakon wysłał kiedyś pielgrzymujące siostry na wszystkie zamieszkane planety, by szerzyły legendy na temat Bene Gesserit. Dzięki nim siostry, które trafiają tam w niebezpieczeństwie, są chronione przez lokalne religie. Bo po setkach czy nawet tysiącach lat te wierzenia wciąż żyją, choć niekiedy w zniekształconej formie. To naprawdę intrygujący pomysł, a samo śledzenie, w jaki sposób opowieści sióstr zmieniły się z czasem to smaczny kąsek dla zainteresowanych antropologią kulturową.
Fanart. Źródło.
Diuna w ogóle ma smaczki dla każdego. Porusza problem zmiany ekosystemu całej planety i ekologii planetarnej. Opis przyrody na planecie z niedostatkiem wody jest niesamowicie dokładny i fascynujący, od olbrzymich czerwi, które nie znoszą wody, po malutkie skoczki pustynne, które zmyślnie oszczędzają wodę w swoich organizmach. Powieść pokazuje też historyczne przemiany polityczne, czyli upadek wielkiego mocarstwa przypominający los Cesarstwa Rzymskiego. Warstwa językowa dotycząca tytułów i słów w języku Fremenów zaczerpnięta została z perskiego i arabskiego - samo słowo "diuna" ma arabską etymologię, a fremeńskie imię Paula, Muad'Dib, oznacza po arabsku nauczyciela lub twórcę uprzejmości tudzież literatury. Czytelnik może też zgłębiać wprowadzony poprzez zakon mistycyzm, a także fremeńską filozofię opartą na Zen. Wreszcie feministki czy ci interesujący się rolą płci mogą znaleźć zarówno argumenty na to, że hierarchia w świecie Diuny ukształtowana jest przez mężczyzn, jak i na to, że ideałem jest osobnik łączący w sobie pierwiastek żeński z męskim.
Diuna w wydaniu à la Alfons Mucha. Źródło.
Diuna to powieść mistrzowska, robiąca potężne wrażenie, niesamowicie wciągająca, genialnie przemyślana i... czy nie przesadzam? Wydaje mi się, że nie. Naprawdę jestem zachwycona. Warstwa językowa jest gładka i jasna, choć pełna skomplikowanych pojęć i wydarzeń. Dialogi są prędkie i lekkie, choć Herbert musiał się nagimnastykować wymyślając mantry Bene Gesserit, tytuły i stanowiska, pozdrowienia i motta, a także różnicując ton w zależności od mówiącego. Czytając przemyślenia Paula naprawdę mamy wrażenie, jakbyśmy wstępowali na wyższy poziom rozumienia wszechświata i dostrzegamy jego inteligencję. Czytając o Jessice czujemy jej ból i miłość, znamy jej motywy i widzimy ograniczenia. Każda z całego zastępu postaci ma swój charakter i swoją rolę, przywiązujemy się do nich, formując sojusze podobne do tych zawieranych w powieści. Czytając o rzeczach podniosłych i wielkich, czujemy podniecenie i przejęcie, spotykając się z bliska z czerwiem czy z samum jesteśmy przerażeni ogromem zwierzęcia czy zjawiska, a pojmując skomplikowane zależności, przyczyny czy skutki czujemy się z jednej strony dumni z siebie, z drugiej pod wrażeniem autora, który to wszystko dogłębnie przemyślał.
Póki co nie mam zastrzeżeń co do polskiego tłumaczenia, nie dosłyszałam żadnych zgrzytów językowych czy drewnianego stylu. Wiem jednak, że jest kilka szkół i neologizmy różnią się od tłumaczenia do tłumaczenia, ale to już osobna kwestia. Lektor spisał się bardzo dobrze, choć może jak dla mnie miał zbyt wolne tempo i musiałam go o połowę przyśpieszyć.
Co więcej, od 2009 roku niektóre z nazw fikcyjnych planet znanych ze świata Diuny została zaadaptowana przez naukę. Dla przykładu, niektóre z równin i innych elementów Tytana, księżyca Saturna, noszą teraz nazwy wymyślone przez Herberta. Diuna inspiruje też artystów - muzyków, pisarzy, twórców filmów (tak, tak, George Lucas przyznał się do Diuny), gier, komiksów...
Diuna inspiruje też internety, jakby ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości. Źródło.
Czy będę czytać dalej? W końcu zostało jeszcze pięć kolejnych książek. Myślę, że zdecydowanie tak. Na pewno prędzej niż kolejne części Gry Endera.
Czytałam "Diunę" jeszcze w liceum, ale chyba byłam wtedy jeszcze zbyt młoda, żeby tak naprawdę zrozumieć co czytam. Ha i przyznam się też, że najpierw obejrzałam "ten" film i wówczas mi się podobał :P (ale teraz stałam się bardziej wybrednym widzem). A co z "Grą Endera"? Aż tak ciężko idzie? Polecam "Cień Endera". Historia opowiedziana z perspektywy Groszka jakoś bardziej przypadła mi do gusu
OdpowiedzUsuńMuszę obejrzeć tego Lyncha, choćby mój stwór kochany mi nie wiem ile razy zabraniał. Podobno kazał ponętnym siostrom podgolić głowy z przodu i tak paradować? Brrr.
UsuńNie, "Gra Endera" jest zacna, bardzo mi się podobała, ale jeszcze się nie brałam za kolejne części. I po prostu mam wrażenie, że szybciej wezmę się za kolejne części Diuny:)
"Diuna" to bardzo ciężka powieść. Naprawdę musiałam się mocno skupić, żeby cokolwiek z niej wiedzieć, co nie było dla mnie łatwe. Niestety- czytałam ją w sierpniu, a niewiele już z niej pamiętam :/ Pamiętam tylko, że zrobiła na mnie całkiem niezłe wrażenie.
OdpowiedzUsuńMnie nie wydawała się ciężka i myślę, że zostanie ze mną na długo, a nie wyparuje zbyt szybko:)
UsuńPo Twojej recenzji jestem w stanie stwierdzić, że faktycznie jest to mistrzowska książka. Nie czytuję takich "dziwactw" ale aż mam ochotę!
OdpowiedzUsuńNie powiedziałabym, żeby ten klasyk był dziwactwem, szczerze mówiąc, ale cieszę się, że być może wkrótce sama się przekonasz:)
UsuńJakoś nie przypadła mi do gustu...
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że nie miałam pojęcia o tej książce. Ale tematyka ekosystemu mnie zaciekawiła, więc chętnie przeczytam. Tym bardziej, że to klasyk.
OdpowiedzUsuńO tak, "Diuna" to zdecydowanie klasyk. Szczęśliwi, którzy jeszcze go nie czytali, bo cała przyjemność przed nimi. Chyba może się z nim równać tylko "Hyperion". A cały cykl jest dość nierówny, autor ma lepsze i gorsze momenty. Ja najbardziej lubię własnie "Diunę" i "Boga imperatora Diuny".
OdpowiedzUsuńGdzieś mi się ta książka odbiła o uszy, ale jeszcze nie miałam okazji jej przeczytać ;-)
OdpowiedzUsuń"Diuna" definitywnie i nieodwołalnie jest jednym z najlepszych cykli, jakie kiedykolwiek powstały. Marzę o tym, by kiedyś zebrać wszystkie książki na półce. :)
OdpowiedzUsuńJuż od bardzo bardzo dawna mam chrapkę na "Diunę" i z wielką przyjemnością zagłębię się w ten świat sf. Choć nie widziałam filmu to ze zdjęcia mogę wynieść, że pewnie był dość komiczny (te gacie mówią wszystko :)).
OdpowiedzUsuńNie wypowiem się o "Diunie", bo moja wiedza na ten temat jest zerowa... Chociaż ciekawi mnie ten cykl. Ale w tym momencie mam zbyt dużo innych lektur w kolejce;)
OdpowiedzUsuńTeż uważam, że "Gra Endera" jest zacna. Nawet bardzo! Ale jakoś nie mam ochoty sięgać po kolejne części...
Przeczytałam "Diunę" mając lat chyba 14 i zrobiła na mnie ogromne wrażenie, do dziś uważam ją za skończoną doskonałość. Niemniej, kolejne części - czytałam jeszcze "Mesjasza" i "Dzieci" - już mnie tak nie zachwyciły, trochę je wręcz wyparłam. I obie ekranizacje są dla mnie warte uwagi, ta Lyncha, oprócz mojego ukochanego Stinga, ma genialny soundtrack (i tak, wygolone Bene Gesserit, acz mnie to pasowało).
OdpowiedzUsuń...chyba sobie dziś obejrzę :))
Po zobaczeniu zdjęcia z filmu jestem pewien, że z radością bym go nie obejrzał. Jeżeli zaś chodzi o sama powieść, to czemu nie? Ciekawa recenzja ;)
OdpowiedzUsuńOd długiego czasu zabieram się za tę książkę, ale przerażają mnie jej rozmiary. Ale dzięki Tobie chyba przyspieszę mój proces decyzyjny, bo książka zdaje się idealnie wpisywać w to co uwielbiam.
OdpowiedzUsuńPS. Czy do wyzwania "Czytam literaturę angielską" liczą się utwory Shakespeara? Chyba powinny, ale wolę się dopytać? I czy to wyzwanie wgl jest na pewno?
Faktycznie książka jest niesamowita pod wieloma względami, chociaż osobiście najbardziej podobały mi się opisy ekosystemu i życia koczowników, intrygi polityczne zawsze nieco mnie nudzą ;) A po screenie widzę, że koniecznie muszę obejrzeć adaptację, ciekawa jestem jak zaadaptowano ambitny pierwowzór na wizualny kicz.
OdpowiedzUsuńI w dodatku lynchowi wizualny kicz:)
OdpowiedzUsuń