Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

niedziela, 8 lutego 2015

Na południe od pożądania, na zachód od rzeczywistości


Haruki Murakami
Na południe od granicy, na zachód od słońca

Do Murakamiego mam ambiwalentny stosunek, podobnie jak do Carolla. Przy czytaniu pierwszej książki autora czuje się mrowienie wewnętrznego radaru, ogłaszającego coś naprawdę dobrego, coś, co może zostać na długo w pamięci, coś, czego autor może zostać jednym z ulubionych. Czyta się drugą książkę i dostrzega się dużo analogii, podobnych bohaterów, powtarzalnych motywów. Przy trzeciej nadchodzi lekkie zmęczenie, po czwartej rozdrażnienie i irytacja. Autor się powtarza. Dlatego stosuję się do zasady co za dużo, to niezdrowo. I dlatego po Murakamiego sięgam z dużymi odstępami.

Dla niektórych ta samowtórność jest właśnie zaletą. Wracając do niego znajdziemy zawsze to samo - przeciętnego bohatera, żmudną pracę w wydawnictwie, bunty młodzieży przeciw kapitalizmowi i burzliwą młodość w latach '60., surrealistyczną atmosferę, zagadkowość, trójkąt miłosny, jazz. I przede wszystkim chwytliwe, trudne do wyjaśnienia hasła i nawiązania okraszone dużą ilością niedopowiedzeń. A czytałam już Norwegian Wood, Tańcz, tańcz, tańcz i Przygodę z owcą, z tego co pamiętam, więc wiem, co mówię.


Tajemnicza kobieta - jest, śledzenie - jest, stare płyty jazzowe - są, nuda w wielkim mieście - jest, pusta przestrzeń duchowa - jest, przedwcześnie rozwinięte dzieciaki - są, dziwaczny stosunek - jest, Tokio nocą - jak najbardziej. Źródło

Mój znajomy robił groszową wyprzedaż książek, które nie mieściły mu się już na półkach. Murkami był w dziale "Dziwne porno i kurioza", a jakby inaczej, najbardziej popularnym. Kupiłam i jakoś od razu zaczęłam czytać - bo może dziwne porno? Kuriozum? Macki u Mukaramiego? Dzikie hentaje?

Otóż nic z tych rzeczy, choć jest to powieść miejscami erotyczna.

Jest on - Hajime - niezgrabny, nieśmiały jedynak, który woli spędzać czas na samotnych rozmyślaniach, słuchaniu muzyki i czytaniu książek. Jest ona - Shimamoto - chroma dziewczynka, jedynaczka, której bardzo ciężko znaleźć przyjaciół. Mają po dwanaście lat, przesiadują często, słuchając starych płyt winylowych ojca Shimamoto: Nata Kinga Cole'a, koncertów fortepianowych Liszta, suity ''Peer Gynt'' Griega. Są zbyt młodzi, by zrozumieć, co się z nimi dzieje. Ale pewnego razu Hajime kładzie rękę na dłoni Shimamoto. To jedno z najbardziej intensywnych przeżyć w jego życiu.

Choć wraz ze zmianą szkoły ich drogi się rozchodzą i nie spotykają się znów przez wiele lat, pielęgnują w sobie to zauroczenie, często wspominają z nostalgią i nie mogą się uwolnić od wspomnień. A ścieżką dźwiękową jest Star-crossed Lovers, piosenka o kochankach spod pechowej gwiazdy.


Rozwija się przed nami niezdarna historia życia Hajime'go, a tak dokładniej jego wyborów, przede wszystkim miłosnych. Kreśląc linie od jednej odoby do drugiej, widzimy zależności i wpływy, które zmieniają całe życie jednostki. Spotykamy pierwszą dziewczynę bohatera, Izumi, którą bardzo krzywdzi swoją młodzieńczą bezmyślnością. Jego pierwszą kochankę, której imię nawet nie jest ważne, ważne były te momenty zwierzęcej namiętności w łóżku. Wreszcie jego studia, niewolniczą pracę drona w wydawnictwie przy poprawianiu podręczników i wreszcie żonę, Yukiko.

Do małżeństwa wydawało się, że Hajime dryfuje z nurtem, dość bezwładnie, bezsilnie, czasem uderzając w innych na swojej drodze i zostawiając po sobie ślad "bo tak wyszło". Po ślubie zaczynają nim kierować inne siły: bogaty teść ze smykałką do interesów namawia go do pożyczki i wydzierżawieniu lokalu, a żona rodzi mu dzieci. Dzięki tym wydarzeniom osiąga sukces i szczęście rodzinne, dwie piękne córeczki rosną jak na drożdżach, dwa nocne kluby z muzyką jazzową świetnie prosperują. Posiadając lśniące BMW, apartament w dobrej dzielnicy, domek letni w górach, Hajime wciąż ma w sobie nienasycenie, jakąś wewnętrzną pustkę, która nigdy nie została zagospodarowana. Jak pustynia pełna życia z dokumentu Disneya, o której wspomina. Wciąż tęskni za momentami spędzonymi w salonie Shimamoto.


U Murakamiego pociąg seksualny wydaje się nieubłaganą siłą, magnetyzmem, którego nie można pokonać, fatalną nieuchronnością. I dlatego gdy Hajime spotyka znów Shimamoto w swoim barze, podświadomie wie, jak to się skończy. Patrząc na kieliszek i zabarwione szminką pety w popielniczce udowadniają mu, że to nie sen, choć początkowo nie może uwierzyć. Od tej pory nie może sobie znaleźć miejsca, przemierza samotnie ulice Tokio jak szaleniec, nie mogąc się niczym zadowolić.

Shimamoto to zagadkowa femme fatale. Nie wiemy o niej nic, nic nam nie chce zdradzić: "na jakiś czas", "prawdopodobnie", "chyba", to jedyne, co z niej można wyciągnąć. Ma drogie ubrania i biżuterię, pojawia się równie tajemniczo, jak znika, jest wokół niej aura niezgłębionej tajemniczości. Podobno nigdy w życiu nie pracowała. Skąd ma pieniądze? Co robi? Czy ma męża? Czy ma powiązania z mafią? Kim jest?

Hajime nie obchodzą odpowiedzi. Wpada w głębiny oczu Shimamoto jak w alternatywną rzeczywistość po drugiej stronie lustra, w której tonie. Chce porzucić wszystko bez zastanowienia.


Shimamoto to nieprzenikniona głębia wody, Hajime to pusty, nienasycony piasek pustyni. Surrealizm i nienaturalność ich związku przełamuje się pożądaniem, na które nie ma ratunku. Jednak zdaje się, że ich zjednoczenie nie może się równać czystej niewinności wspomnień. "(...) smutna prawda jest taka, że pewnych rzeczy nie da się odwrócić. Kiedy już ruszą do przodu, to choćbyś bardzo się starał, nie dasz rady ich cofnąć do punktu wyjściowego. Jeżeli choćby jedna z nich źle pójdzie, tak już zostanie na zawsze.” Zostaje nam tylko gorzki fatalizm, bezsilność i pustka. Dla nikogo nie ma ratunku od tej przerażającej, nieuchronnej pustki.

Mimo wszystko to był dobry powrót do Murakamiego.


A gdzie to jest, to "na południe od granicy, na zachód od słońca"? Na żyjących pustyniach Meksyku? Nad małą rzeczką w Japonii, płynącą prosto do morza? We wspomnieniach? W okresie dziecięcej niewinności? A może tam, gdzie kryje się nieuchwytne, w miejscu, którego nie możemy wskazać palcem, inne dla każdego z nas? 

Kto wie, w końcu to Murakami, mistrz niedopowiedzeń.