Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

sobota, 19 grudnia 2015

ANGLOFILIA #2: Świętujemy! Austen polskim głosem, czyli o polskich tłumaczeniach Emmy


Świętujemy!

Jak może słyszeliście, Tarnina z Czytam to i owo zaplanowała fantastyczne wydarzenie blogowe, upamiętniające 200 lat od wydania Emmy Jane Austen. Zgraja wiernych fanek rozmiłowanych w panach Knightleyach tego świata opisanych na suto zapisanych stronicach, w kąśliwych uwagach i inteligentnych dialogach, w rozmyślaniach i rozterkach nie do końca doskonałych bohaterek, w czepkach, wstążkach, filiżankach i sukniach w stylu empire, zasiadła w tym tygodniu do systematycznego tworzenia treści okołoemmowych. Zgłosiłam się i ja.


Jako wprowadzenie dla tych, którzy się z Emmą nie znają, polecam gorąco wpis Pauliny z Miasta Książek, spis wszystkich wpisów festiwalowych można znaleźć tutaj. A jako żem translatolog, chylę kapelusza, z mojej strony notka o polskich tłumaczeniach Emmy.


25 grudnia 1815 roki została opublikowana w Wielkiej Brytanii czwarta powieść Jane Austen, pisarki, której nie trzeba nikomu przedstawiać. Polski czytelnik jednak, o ile nie miał okazji przeczytać Emmy w oryginale lub obcojęzycznym przekładzie, historii o arystokratce, którą trudno polubić od pierwszego wejrzenia, nie miał okazji przeczytać aż do 1963 roku. Dopiero wtedy bowiem ukazało się nakładem Czytelnika tłumaczenie Jadwigi Dmochowskej.

Co ciekawe, ale i dość smutne, ta wybitna tłumaczka i literatka nie dożyła publikacji tego przekładu, zmarła rok wcześniej. Urodzona jeszcze w XIX. wieku, tak dokładniej w 1893, tłumaczyła z nie tylko z angielskiego, ale i z rosyjskiego, francuskiego i niemieckiego. Spod jej pióra wyszło ponad pięćdziesiąt tłumaczeń, w tym m.in. klasyki autorstwa Lwa Tołstoja, Iwana Turgieniewa, Daniela Defoe, George Sand, Maupassanta, Huysmansa, Stefana Zweiga, Klausa Manna i wielu innych. Córka wziętego adwokata i działacza Emila Waydla, była mocno związana z Warszawą; opublikowała wspomnienia Dawna Warszawa oraz Jeszcze o dawnej Warszawie, urodziła się i zmarła w stolicy. Jej grób można znaleźć na cmentarzu reformowanym przy ul. Żytniej w Warszawie. Więcej o tej fascynującej kobiecie (oraz jej związkach ze środowiskiem Witkacego!) można dowiedzieć się z tego artykułu.

Zdjęcie tłumaczki w kwiecie wieku. Źródło: tutaj.

Dlaczego najbardziej znana tłumaczka Jane Austen, Anna Przedpełska-Trzeciakowska, za Emmę się nie zabrała, nie jestem w stanie powiedzieć. Mamy za to do dyspozycji przekład Dmochowskiej, dość już leciwe, ale chyba najbardziej znane i popularne, wielokrotnie wznawiane tłumaczenie. W latach dziewięćdziesiątych tekst "przejrzała i przypisy uzupełniła" Barbara Kopeć. Znów nie jestem pewna, ale krótkie buszowanie po wujku G. popchnęło mnie w stronę przeświadczenia, że ta pani to ta sama osoba, co Barbara Kopeć-Umiastowska. Jak na tłumaczkę to znana osobistość, wieloletnia redaktorka, współpracująca z wydawnictwami i oceniającą przekłady, tłumaczka m.in. Samuela Becketta, A.S. Byatt, Michaela Chabona, Henry’ego Jamesa, Sue Townsend, Evelyna Waugha i Paula Bowlesa (źródło). Do tego dochodzą nagrody Stowarzyszenia Tłumaczy Polskich i „Literatury na Świecie”. Po takiej rekomendacji chyba nie trzeba nic więcej dodawać.

(Prawdopodobnie.)
Oprócz tego tłumaczenia na polski, które jak sami widzicie, zapowiada się wspaniale, istnieje jeszcze drugie, stosunkowo bardzo świeże. Jego autorem jest Tomasz Tesznar, który wykonał to tłumaczenie dla Zielonej Sowy. To wydawnictwo dość często wybiera zlecanie nowego tłumaczenia klasyki, zamiast robić wznowienia istniejących (podobnie było np. z Jane Eyre). Do tego wydania dołączone jest posłowie, które jest opracowaniem i komentarzem powieści, czcionka jest bardzo ścieśniona, drobna, ale za to książka w efekcie wyszła cieńsza. A jeśli zaś chodzi o samego tłumacza, okazuje się, że na scenie występuje dłużej niż tłumaczy. Związany jest ze sceną 5na3 w krakowskim Młodzieżowym Domu Kultury (źródło), tłumaczył m.in. Churchilla, Londona, Twaina, L. M. Montgomery (Błękitny Zamek!), Conrada, Townsend (źródło).

...powiedział tłumacz i zaczął przekładać.
No dobrze, mam więc przed sobą dwa tłumaczenia, dwa różne wydania, do tego w pogotowiu otworzony też Project Gutenberg i Emmę w oryginale. Zacznijmy się przyglądać, co z tego wynikło.

Wrażenie z pierwszej strony jest dość podobne:

"Emma Woodhouse, osóbka przystojna, rozumna i bogata, posiadająca dostatni dom i obdarzona pogodnym usposobieniem, otrzymała, zda się, wszelkie dary, jakie życie ofiarować może; toteż przeżyła na świecie blisko dwadzieścia jeden lat bez większych powodów do zmartwień i niezadowolenia." Emma, s. 1,, tłum. Jadwigi Dmochowskej

"Emma Woodhouse, osóbka piękna, mądra i bogata, posiadająca wygodny dom i miłe usposobienie, zdawała się być obdarzoną najcenniejszymi bodaj darami losu. Przeżyła zaś już na tym świecie prawie dwadzieścia jeden lat, doświadczywszy niewielu, doprawdy, zmartwień i przykrości." Emma, s. 1,, tłum. Tomasza Tesznara

Na podstawie pierwszego zdania powieści można stwierdzić, że oba teksty używają lekkiej, ale nie nachalnej stylizacji historycznej i w odmiennych słowach, ale dość podobnym stylu oddają słowa oryginału. Po porównaniu kilka pierwszych akapitów można zauważyć, że Dmochowska mocniej trzymała się oryginalnej długości zdań, zaś Tesznar ma tendencję do stawiania większej ilości kropek. Przeglądając cały pierwszy rozdział, widać, że w tłumaczeniu Dmochowskiej przemycone są słówka i frazy lekko trącące myszką, nadające tłumaczeniu przyjemnego smaczku w stylu vintage ("nieboszczka", "pupilka", "zamążpójście", "spuścić nos na kwintę", "łzy i uśmiech walczyły o uśmiech na jej twarzy", "atoli", itd.). Do tego dochodzą pewne wyrażenia dość idiosynkratyczne: "strzelała drzwiami", "kwękający", "rodzinne kółko".  Z kolei u Tesznara stylizacja jest bardziej wygładzona i pospolita; jeśli mogę przemycić osobistą opinię, również mniej zgrabna i wdzięczna niż u Dmochowskiej. Wydaje się przez to, że bohaterowie są trochę bardziej afektowani u Tesznara, do tego dochodzą infantylne, niepotrzebne wykrzyknienia ("Własny dom?!", "Karetą?!", "Błotnista, sir?!" - w oryginale ojciec Emmy faktycznie pokrzykuje, ale w polskim przekładzie wystarczyłby jeden znak interpunkcyjny, sam wykrzyknik albo sam znak zapytania).

Zapewne też w obu tłumaczeniach znajdą się drobne potknięcia. Samo przełożenie "carriage" jako karety u bohaterów Austen trochę razi, o wiele naturalniej brzmi "powóz" u Dmochowskiej. Z drugiej strony Dmochowska przetłumaczyła oryginalne "[t]he real evils, indeed, of Emma's situation" bardzo dosłownie, mianowicie jako "[p]rawdziwe zło w położeniu Emmy", podczas gdy Tesznar wybrał lepiej brzmiące w tym kontekście "prawdziwe niebezpieczeństwo". U Dmochowskiej znajdziemy drobną pomyłkę w tłumaczeniu fragmentu "she had devoted all her powers to attach and amuse her", mianowicie panna Taylor "dokładała wszelkich starań, by [Emmę] do siebie przywiązać i zabawić", podczas gdy poprawne tłumaczenie tego fragmentu byłoby raczej takie, jak u Tesznara: "nie szczędziła sił, by czymś ją zająć i zabawić". Co więcej, Dmochowska w jednym fragmencie ominęła całkowicie istotny w kontekście Emmy fragment, w którym dowiadujemy się, że panna Taylor nie dostrzegała wad swojej podopiecznej. Tesznar tej informacji nie pomija.

Na koniec chciałam się jeszcze przyjrzeć się bliżej niebezpośredniemu stylowi narracji, czyli narzędziu stylistycznemu, w używaniu którego Austen była prekursorką. Przypomniała mi o nim Paulina z Miasta Książek. Zabieg ten polega na niemal niedostrzegalnym na pierwszy rzut oka dla czytelnika przejściu z narracji trzecioosobowej wszechwiedzącego narratora do subiektywnego i niedoskonałego punktu widzenia bohatera, tak jak w poniższym fragmencie:

"Never had she felt so agitated, mortified, grieved, at any circumstance in her life. She was most forcibly struck. The truth of this representation there was no denying. She felt it at her heart. How could she have been so brutal, so cruel to Miss Bates! How could she have exposed herself to such ill opinion in any one she valued! And how suffer him to leave her without saying one word of gratitude, of concurrence, of common kindness!"

Widać tu, jak ze zdania na zdanie coraz bardziej wchodzimy w umysł Emmy i na koniec niemalże słyszymy jej myśli. Ta technika nazywa się mową pozornie zależną i była później szeroko wykorzystywana i uwielbiana przez modernistów, przede wszystkim Virginię Woolf, bo to z niej wyewoluował strumień świadomości. W języku polskim nie jest tak mocno dostrzegalna, bo mowa zależna po polsku nie jest tak nacechowana specjalnymi konstrukcjami gramatycznymi.

Jak poradzili sobie z tym fragmentem tłumacze polscy? Według mnie wbrew obawom widać w obu fragmentach, że to myśli wzburzonej Emmy:

"Nigdy w życiu nie czuła się tak wstrząśnięta, tak głęboko zasmucona, tak strapiona. Cios był ciężki. Nie sposób było zaprzeczyć prawdzie jego słów. Serce jej to mówiło. Jak mogła być tak brutalna, tak okrutna dla panny Bates! Jak mogła się narażać na tak ujemny sąd tych, których zdanie ceniła sobie najwyżej! Jak mogła nieść, by odszedł, nie wyraziwszy mu ani słowem wdzięczności, nie przyznawszy racji, bez jakiegokolwiek przyjaznego gestu." Emma, s. 386, tłum. Jadwigi Dmochowskej

"Nigdy w życiu nie czuła się tak głęboko poruszona, zawstydzona i zasmucona. Był to dla niej wielki cios. Nie sposób było zaprzeczyć temu wszystkiemu, co jej powiedział. W głębi serca czuła to doskonale. Jak mogła być tak nieczuła, taka okrutna dla panny Bates?! Jak mogła narazić się na to, że ktoś, kogo sobie ceniła, miał powody, by aż tak surowo ją skrytykować?! I jak mogła pozwolić mu odejść bez słowa wdzięczności, czy choćby zwyczajnej uprzejmości?!" Emma, s. 244-245, tłum. Tomasza Tesznara



Niestety nie mam wystarczająco czasu, by analizować te tłumaczenia dogłębnie; co więcej, by tego dokonać, trzeba by napisać całą rozprawę naukową. Zakończę w takim razie słowami pochwały dla obu tłumaczeń. Tłumacze wywiązali się z zadania bardzo dobrze, obie powieści czyta się przyjemnie i gładko. Mimo to gdybym miała wybierać, które tłumaczenie wolałabym czytać, wybrałabym Dmochowską. Z jednej strony podoba mi się jej słownictwo i stylizacja, z drugiej denerwują mnie szczodrze używane przez Tesznara znaki interpunkcyjne. A Wy? A może czytaliście któreś z tych tłumaczeń? Jakie jest Wasze wrażenie?