Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

niedziela, 8 stycznia 2017

A co to to, co to to, kto to tak pcha? Taki sobie bestseller. Dziewczyna z pociągu


Znacie takie książki. Słyszycie o nich od znajomych: "podobno to teraz wszyscy czytają". Pytają, czy Wy też już znacie. Bo oni mogą opowiedzieć. Nic szczególnego, takie szybkie czytadło, ale jak wciąga! W sam raz w podróż. A Wy już czytaliście? Nie, nie mogą pożyczyć, po sami pożyczyli...

Gorzej, jak pojawiają się reklamy. Widzicie tę okładkę na bilbordach, na przystankach. Jadąc do pracy, codziennie. Krzyczy na Was tytuł. Wszyscy już przeczytali, a Ty nie. Potem wychodzi film. I znów: "książka lepsza od ekranizacji". "Nie oglądaj, najpierw przeczytaj jeśli już". Bo przeczytać by wypadało. Jeśli lubicie być na bieżąco i oddziałuje na Was presja otoczenia, jesteście zgubieni. Aż świerzbi. Przecież dobrze jest mieć własne zdanie...

Rzecz jasna, niektórzy są na tyle przekorni i nieugięci, że w takiej sytuacji nie sięgną po tę książkę, nawet jeśli by była naprawdę dobra. Bo nie i już. Za dużo szumu. Zbyt modna się zrobiła. Ja mam tak, że jednak lubię sprawdzić, o co się rozchodzi. I w końcu w ten sposób Dziewczyna z pociągu zwyciężyła. Przeczytałam.

Czy żałuję? Nie, czytało się faktycznie szybko i sprawnie. Czy to dobra książka? Raczej taka sobie. Czy takie powieści powinny piąć się na listach bestsellerów? Niekoniecznie, chociaż...

Zacznijmy od początku.


Rachel można najczęściej spotkać w pociągu: porannym o 8:04, którym dojeżdża do Londynu, a następnie wraca wieczornym o 17:56. Wydawałoby się, ot, kolejna osoba spędzająca godziny w drodze do pracy w stolicy. W plastikowej siatce zazwyczaj ma wino albo zapuszkowany gin z tonikiem. W piątki nie musi się nawet wstydzić, że pije już w pociągu.

Za każdym razem pociąg zatrzymuje się na chwilę w jednym miejscu, mijając od tyłu domy na ulicy, którą Rachel zna akurat aż za dobrze. Nie może znieść patrzenia na numer 23, gdzie teraz jej miejsce u boku Toma zajmuje Anna z dzieckiem. Zamiast tego patrzy więc na lustrzane odbicie - dom numer 15. Widzi młodą, piękną parę, zajętą własnymi sprawami. Rachel oddaje się marzeniom, śledząc zapełnione jej własnymi rojeniami życie tej dwójki. Dopóki nie nadchodzi dzień, gdy Megan spod piętnastki zostaje uznana za zaginioną, a Rachel nie może sobie przypomnieć, co robiła w poprzednią noc...

Dziewczyna w pociągu z jedną rzeczą radzi sobie wyśmienicie: pokazuje obraz kobiety na skraju, uzależnionej od alkoholu, pozbawionej jakiegokolwiek oparcia, z kończącymi się środkami do życia, pogrążonej w beznadziei. O krok od stracenia dachu nad głową, gdzie może co wieczór pić. Jej życie składa się z kaca, rauszu, wymiocin, bielizny śmierdzącej uryną. Rachel nie można ufać, bo sama sobie zaufać nie może - nie pamięta fragmentów swojego życia, nęka nową rodzinę byłego męża, nienawidzi się za to, co robi w pijackim amoku. Próbując rozgryźć, co się stało z zaginioną, robi się niepokojąca, staje się harpią, uciążliwą stalkerką. Chorobliwie podąża wszystkimi tropami, na jakie wpadnie, byle tylko dowiedzieć się, co stało się z Megan. Z punku widzenia narracji taka główna bohaterka to odważne posunięcie. A do tego to ostrzeżenie: kobiety też mogą popaść w alkoholizm. Też mogą spadać bez trzymanki aż na samo dno. Mogą być tak osamotnione, że nie będą w stanie tego znieść.



Możemy też skupić się na tym, że to modny thriller psychologiczny o traceniu pamięci z pytaniami: "kto zabił? co się tak właściwie stało?" jako centrum intrygi. Trzy kobiece narracje plączą się ze sobą, porozrzucane bez ładu chronologicznego. Trudno rozróżnić te głosy, z powodu braków warsztatowych każda z bohaterek brzmi tak samo. Sprawcy możemy się domyślić w połowie powieści, całkowitego rozwiązania - na pewno przed końcem powieści. Pomimo przewidywalności, książka naprawdę wciąga, bo Hawkins potrafi jednak umiejętnie zbudować napięcie, szczególnie w drugiej części rozpędzającej się z wolna jak maszyna na szynach powieści.

Dziewczyna z pociągu przedstawiająca świat szary, brudny, nikt nie jest całkowicie niewinny, nikt nie jest święty. Wszyscy w mniejszym czy większym stopniu są umaczani w brudzie, a rozwiązanie zagadki nie napawa optymizmem. Trudno znaleźć jakąkolwiek postać, która da się lubić. Ze świecą szukać też w miarę udanego związku - wszędzie czai się śliskie kłamstwo, izolowanie, prześladowanie, manipulacja, strach. Psychika każdej z przedstawionych kobiet jest albo już wykrzywiona, albo wkrótce będzie; żadnemu mężczyźnie nie można zaufać, na żadnym nie można w pełni polegać.

Trudno ominąć też porównań z Zaginioną dziewczyną. Ja się wstrzymam, bo widziałam tylko ekranizację, nie czytałam powieści Gillian Flynn. Zastanawiam się też, czy chcę tracić czas na film z Emily Blunt. Dla samej aktorki byłabym skłonna, ale podobno wyszedł smutny gniot.

Na koniec pytanie do dyskusji: czemu ciągle  dorosłe kobiety są nazywane dziewczynami? Była dziewczyna ze smoczym tatuażem, była dziewczyna zaginiona, jakaś niedawno była z daleka, teraz mówię o takiej z pociągu. Was też męczy ta moda na infantylizację?

A co sądzi panicz Jayne na temat tejże książki? Chyba woli sam podglądać przez okno...

The Girl on the Train

Paula Hawkins

Penguin Random House UK, 2016
408 stron
Odczucia: ★★/★★★★★

________________________________