Sonda kosmiczna Voyager 1 została wysłana z Ziemi z zamiarem zebrania jak największej ilości danych na temat Układu Słonecznego. To Carl Sagan, ceniony astronom, wpadł na pomysł, by na koniec jej misji, po przeleceniu poza orbitę Plutona, pozwolić sondzie obrócić się na chwilę i popatrzeć za siebie, na Układ Słoneczny w całej okazałości. W ten sposób powstało wykonane w 1990 roku zdjęcie błękitnej kropki – Ziemi widzianej z odległości około 6,4 mld km. Ten widok poruszył Sagana do tego stopnia, że cztery lata później wygłosił słynną, poruszającą przemowę na temat naszej planety podczas wystąpienia na Uniwersytecie Cornella. W tym samym roku wydał też książkę pod tytułem Błękitna kropka, w której rozwija swoje przemyślenia, ale też załącza tekst przemowy:
Przyjrzyjmy się jeszcze raz tej kropeczce. To nasz dom. To my. Wszyscy, których kochamy, wszyscy, o których kiedykolwiek słyszeliśmy, wszyscy, który kiedykolwiek istnieli, żyli właśnie na niej. Oto siedlisko naszych radości i cierpień, tysięcy religii, ideologii i doktryn gospodarczych; każdy łowca i każdy wędrowiec, każdy bohater i każdy tchórz, każdy twórca i każdy niszczyciel cywilizacji, każdy król i każdy wieśniak, każda zakochana para, każdy ojciec i każda matka, każde ufne dziecko, każdy wynalazca i każdy podróżnik, każdy moralista i każdy skorumpowany polityk, każda „supergwiazda” i każdy „najwyższy wódz”, każdy święty i każdy grzesznik w dziejach naszego gatunku żyli właśnie tutaj, na tej drobinie kurzu zawieszonej w strudze słonecznego światła.
(...) Nasza pyszałkowatość, poddawanie się złudzeniu, że zajmujemy we Wszechświecie jakąś wyróżnioną pozycję, znikają jednak w obliczu tego nikłego światełka. Nasza planeta to tyko samotna plamka w bezmiarze otaczających ją kosmicznych ciemności.
(...) Ziemia jest jedynym znanym dotąd światem, na którym narodziło się życie.
(...) W moim przekonaniu obraz ten może umocnić nasze poczucie odpowiedzialności i sprawić, że będziemy traktowali się nawzajem z większą życzliwością oraz będziemy dbali o naszą błękitną kropkę – jedyny dom, jaki kiedykolwiek mieliśmy.
Carl Sagan, Błękitna kropka, s. 31-32
Tu jesteś. Źródło: NASA, zdjęcie z domeny publicznej. |
Carl Sagan zrobił w życiu dużo zanim zmarł w 1996 roku. Pracował nad powstaniem potwierdzonej następnie teorii o wenusjańskiej atmosferze, spekulował nad oceanami płynów na Tytanie i orzekł, że zmiany na powierzchni Marsa wywołane są przez burze piaskowe. To on wskazywał efekt cieplarniany jako proces, który może doprowadzić do przemiany Ziemi w rozgrzane, nienadające się do życia piekło.Wspierał też projekt SETI, związany z poszukiwaniem inteligencji poza Ziemią, a także brał udział w skomponowaniu złotych płyt zawierających ziemskie pozdrowienia, muzykę i inne dane przedstawiające nasz gatunek potencjalnemu pozaziemskiemu znalazcy sond Voyager.
W zbiorowym wyobrażeniu jednak najbardziej zapisał się w pamięci popularnonaukowym cyklem telewizyjnym o kosmosie, przybliżającym Wszechświat zwykłemu zjadaczowi chleba, a także ze swojej przemowy o błękitnej kropce. Wielu z widzów zdecydowało się później sięgnąć po towarzyszącą serii książkę Kosmos, a Błękitna kropka to jej kontynuacja. Sagan zapisał się jako aktywny propagator nauki, adwokat krytycznego myślenia, opublikował wiele popularyzujących wiedzę o kosmosie książek. Za Rajskie ptaki dostał Pulitzera. Wiedział jednak, że nie dotrze do tłumów bez Hollywoodu, dlatego napisał też scenariusz, a następnie swoją jedyną powieść pt. Kontakt. Po wielu latach walki ze studiami (o czym napiszę w kolejny wpisie, bo jestem świeżo po lekturze) i rok po śmierci autora, udało się wyprodukować film z Jodie Foster w roli głównej. Wielokrotnie nagradzany, krytykowany przez współczesnych naukowców za status gwiazdy i frywolność, za wszelką cenę próbował przebić się do jak największej ilości ludzi, i uświadamiać, uświadamiać, uświadamiać.
Dopiero z takim wprowadzeniem można zacząć mówić o tomiszczu, jakim jest piękne, nowe polskie wydanie Błękitnej kropki.
Wczytując się w rozdział czwarty, Wielkie detronizacje, Sagan uświadamia nas, jak kształtowały się historycznie dzieje astronomii walczącej z antropocentryzmem. Zapatrzeni w czubek własnego nosa, odrzucaliśmy zarówno Kopernika, jak i Galileusza i wielu innych. Kurczowo trzymaliśmy się przekonania, że Ziemia jest w centrum świata, a jeśli nie Ziemia, to przynajmniej nasz Układ Słoneczny, jeśli nie układ, do chociaż Droga Mleczna musi być w jakiś sposób specjalna, w centrum... Tymczasem okazuje się, że wcale nie jesteśmy pępkiem Wszechświata, istnieje niewyobrażalna ilość galaktyk, światów i niezbadanej przestrzeni, a my sami wyewoluowaliśmy z małpy. To nie człowiek jest miarą wszechrzeczy. Nauka uczy pokory.
Niesamowicie podobał mi się rozdział Czy istnieje życie na Ziemi. Oto Sagan pozwala nam wcielić się w przedstawicieli obcej cywilizacji i za pomocą znanych nauce sposobów, stwierdzić, czy istnieje życie na Ziemi. Z daleka. Okazuje się, że to wcale nie takie łatwe. To prawda, już ze sporej odległości widać masy błękitu i zieleni, ale przecież trzeba się postarać i pobadać chwilę nasz glob, żeby stwierdzić, że to woda i rośliny zawierające chlorofil, przez co atmosfera pełna jest tlenu. Te trzy elementy sprawiają, że warto się trochę bliżej Ziemi przyjrzeć, jednak nawet na zbliżeniu, na którym widać szczegóły z dokładnością do około 10 metrów miasta, drogi i pola wyglądają po prostu na dziwne, bardzo geometryczne i skoncentrowane formacje. Dopiero na zdjęciu z dokładnością co do 1 metra widać ludzi. Wcześniej jednak dostrzega się samochody, cierpliwie tłoczące się w korkach i ustępujące drogi na skrzyżowaniach. Gdyby nie sztuczne światła nocą i wszelkiego rodzaju przekazy radiowe, telewizyjne, satelitarne, ludzi byłoby bardzo trudno dostrzec.
Nawet jednak nasze rozgadanie w przestrzeni kosmicznej, nasze fale radiowe i wszelkie sygnały, dotrą do obcej cywilizacji, może to być za wiele setek lat, jeśli w ogóle.
Autor uświadamia wagę swojej dyscypliny i geologii porównawczej, dzięki której poprzez poznawanie innych planet, możemy dużo się dowiedzieć o procesach występujących na naszej rodzimej Ziemi. Opowiada o działalności wulkanicznej w naszym układzie, szeroko rozwodzi się o atmosferach, temperaturze i warunkach na innych planetach, sondach i badaniach dążących do zrozumienia, co dzieje się na najbliższych nam planetach, planetoidach, kometach i księżycach. Wszystko to przygotowuje grunt pod dalsze, szerokie i optymistyczne rozważania na temat tego, co jest lub byłoby dla nas możliwe w ciągu kolejnych kilkudziesięciu i kilkuset lat: odwiedziny na Marsie, zasiedlanie planetoid, wydobywanie surowców, przenosiny do innych układów, dogonienie pędzących przez przestrzeń kosmiczną Voyagerów.
Sagan nie jest jednak hurraoptymistyczny. Wiele razy powtarza w swojej książce, jak wiele zależy od nas samych. Musielibyśmy postawić na zupełnie inne cechy, porzucić wojny, scysje i drobnostki, a skupić się globalnie na utrzymaniu naszej błękitnej kropki w dobrej kondycji. Pierwszy krok to mądrość, która pozwoli nam na zarządzanie własnym podwórkiem. Jednak kto dał nam prawo do wykonania drugiego kroku, czyli zasiedlania innych światów? Jak możemy dokonywać wielkich rzeczy bez działania międzynarodowego, bez instytucji działających ponad podziałami i mających w posiadaniu wielkie fundusze? Autor wiele razy podkreśla, jak tragicznie może się skończyć przejęcie planu zmiany orbity jakiejś planetoidy przez szaleńca z posłuchem w rodzaju Hitlera czy Stalina, a także jak wiele środków NASA i SETI idzie na obronę, choć skończyła się zimna wojna, a które mogłyby pozwolić osiągnąć jeszcze więcej.
Tak, jestem pod wrażeniem. Bardzo cieszę się, że postanowiłam bliżej poznać tego autora. Zarówno w Kontakcie, jak i w Błękitnej kropce przewijają się te same rozważania dotyczące religii, Boga, miejsca człowieka i naszej roztropności. Widać, jak bardzo naukowiec próbował rozgłosić swoje poglądy, zasiać ziarno nieufności, mądrości i natchnienia. To prawda, że czasem książka wchodzi poza granice mojego rozumienia jeśli chodzi o naukę, to prawda, że nie wszystko zrozumiałam, nie wszystko mnie interesowało. Ale wizja humanizmu na nowe tysiąclecie, jaką przekazał naukowiec, to piękna spuścizna, którą koniecznie trzeba przekazywać dalej, by oderwać się od plotkach o celebrytach, trywialnych wymian śmiesznych linków, gapienia się w ekrany. Spojrzeć w górę. I na swoją przyszłość.
Sagan zaczyna i kończy od przypomnienia, że wędrowanie mamy we krwi. Okres, kiedy wiedziemy życie osiadłe, to ledwie ułamek życia naszego gatunku, a niegdyś byliśmy głównie ludem zbieraczy i łowów, nomadów przemieszczających się z miejsca na miejsce, szukających pożywienia i wygodniejszego życia. Dlatego w obliczu wszystkich potencjalnych katastrof, jakie mogą spotkać i statystycznie, na chłodno szacując, z pewnością kiedyś spotkają Ziemię, trzeba liczyć się z kolejnymi podróżami. Z opuszczeniem naszego rodzinnego gniazda i wyprawą w gwiazdy, gdzie nie dosięgną nas meteoryty, Słońce nie przeobrazi się w piekielną siłę niszczącą, atmosfera nie uleci, zostawiając nas bez tlenu. Ale do tego, uczy nas naukowiec, musimy być mądrzejsi, roztropniejsi i dalekowzroczni.
Nie byłabym sobą, gdybym na zakończenie nie wytknęła jednej rzeczy. Ogólnie do tłumaczenia nie mam uwag, czytało się płynnie i z przyjemnością, a to był kawał roboty. Poraziła mnie tylko jedna rzecz: wytłumaczenie, że nazwa Urana po angielsku (Uranus) śmieszy dzieciaki, bo oznacza nocnik albo pisuar. Cóż, chyba pomyłka z urinal albo nie wiem, co tam się wydarzyło. Uranus jest śmieszny, bo można go przeczytać jako your anus...
Błękitna kropka. Człowiek i jego przyszłość w kosmosie
Carl Sagan
Zysk i S-ka, 2018
przełożył Marek Krośniak
przełożył Marek Krośniak
564stron
Odczucia: ★★★★/★★★★★
Dziękuję wydawnictwu za egzemplarz recenzencki!
0 komentarze:
Prześlij komentarz