Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

niedziela, 17 lutego 2019

ANGLOFILIA #8: Przerażający geniusz przepowiedni ojca science-fiction. H. G. Wells


Herbert George Wells to postać fascynująca. Chłonny umysł jednego z ojców science-fiction zadziwia szerokimi horyzontami i lotną myślą, bo większość wielkich przełomów XX wieku dopiero nadchodziła, gdy ten pisał swoje pierwsze, najbardziej znane powieści fantastyczno-naukowe.

Wellsowi udało się nie tylko odzwierciedlić swoje własne doświadczenia i współczesne dla niego obserwacje, oddając je w powieściach obyczajowych, i nie tylko analitycznie patrzył za siebie, zgłębiając historię, ale przede wszystkim udało mu się zajrzeć w przyszłość tak dalece, że przewidział wiele faktycznych wypadków i technologii z przyszłości. Doszedł do wniosku, że kiedyś ludzie będą porozumiewać się bezprzewodowo, zmieniać istniejące gatunki stworzeń bawiąc się w inżynierię genetyczną, a złowrogie siły będą używać laserów i bomb atomowych. A tymczasem urodził się w 1866 roku, jeszcze w epoce wiktoriańskiej, jego matka była przełożoną służby w posiadłości okolicznej arystokracji, a ojciec prowadził sklepik. Chłopak wychowywany w biednej, słabowitej rodzinie, w której ciągle albo łamano kończyny, albo zapadano na zdrowiu, z uporem studiował książki, zgłębiał ukochaną biologię oraz inne nauki matematyczno-przyrodnicze. To gruźlica jednak zawróciła go z kariery pedagoga i pchnęła w mniej wymagające fizycznie pisarstwo.

I bardzo dobrze, bo bez jego historii zabrakłoby rozpowszechnienia wielu sztandarowych idei odnośnie lotów w kosmos, rozmyślań nad wymiarem czasu, etyką ingerencji w organizmy żywe, zawieszeniem niezmąconej wiary w dobre intencje naukowców czy nadzieją na spotkanie z cywilizacją pozaziemską.


W ciągu ostatnich miesięcy przeczytałam Wehikuł czasu (1895), Wyspę doktora Moreau (1896), Niewidzialnego człowieka (1897) i Wojnę światów (1898), najbardziej znane z najwcześniejszych powieści Wellsa, wszystko w ramach nadrabiania klasyków s-f. Zauważyłam też, że w biblioteczce w domu rodzinnym mam wydaną w 1920 roku skrótową Historię świata z Biblioteki Narodowej, wraz z całym dobrodziejstwem wstępu na temat autora i jego twórczości. Nie zaszkodziło więc powtórzyć historię widzianą oczami Anglika, który Polskę wspomina tylko przy okazji rozbiorów, ale za to stara się pokazać dzieje jak najszerzej zakrojone na wszystkie kontynenty, a nie tylko Europę. Po tej Wellsowej przygodzie chętnie opowiem, co znalazłam w jego książkach.

Patrząc jeszcze raz na daty pierwszych powieści Wellsa, można sobie uświadomić, w jakim kontekście pisał. Klimaty fin de siècle'u, dekadenckiego końca wieku wielu twórców wpędzały w pesymizm, który objawia się u Wellsa niesamowicie gorzkimi rozważaniami na temat kondycji ludzkiej, nauki, technologii, struktur społecznych, polityki, etyki. W Wehikule czasu wieszczy postęp cywilizacji sięgający szczytu, a następnie fazę stagnacji prowadzącą prosto do wymarcia i końca planety. Ostatnie stacje pędzącego do przodu w machinie podróżującej przez czas to czysta eschatologia: koniec czasów pokazany dosłownie, umierająca Ziemia pokazana w ostatniej fazie. Jednocześnie poruszone są tutaj kwestie polityczne, krytykujące współczesne dla Wellsa brytyjskie społeczeństwo, czyli bogatą, wyręczaną przez służbę arystokrację oraz uciemiężaną, pracującą biedotę. Wątek Elojów to potępienie istnienia klasy próżniaczej, Morlokowie to uosobienie zemsty poprzez obrócenie przeznaczenia klas na głowie, przez co można się w tej antyutopii doszukiwać kiełkującej sympatii do socjalizmu.

Jak Wehikuł czasu przenosi czytelnika w czasie do wizji końca świata, tak Wyspa doktora Moreau zmusza do zastanowienia się nad początkami, wprowadzając koncepcję zdeprawowanej darwinowskiej ewolucji w rękach nieodpowiedzialnego naukowca. Tytułowy doktor dokonuje bolesnego zabiegu wiwisekcji, siłą przemieniając zwierzęta w pseudoludzkie hybrydy. Jednocześnie tym nowym, cierpiącym od niedostosowania ciała stworzeniom próbuje narzucić cywilizowane zasady wspólnego życia. Rzecz jasna kończy się to wszystko tragedią, bo ze zwierzęcia trudno wykorzenić pewne fundamentalne odruchy.


Historię tę można odczytywać wielorako, ale współcześnie chyba najważniejsze jest wysoce pesymistyczne podejście do rozwoju biologii genetycznej. Wskazanie tragicznych konsekwencji potencjalnej bezmyślności bezkarnych, pozbawionych skrupułów naukowców, co dla Wellsa było jeszcze dość odległym konceptem, obecnie okazuje się aż zbyt prawdziwe: GMO, Big Pharma i wielkie koncerny to jednocześnie dobrodziejstwo i zagrożenie na wielu różnych poziomach. Co się wydaje jednak bliższe Wellsowi to alegoria ludzkości powstałej w cyklu ewolucji ze zwierząt, podkreślająca inherentną dzikość, pierwotność natury ludzkiej. Żadne prawa etyczne, społeczne czy prawne będą w stanie kompletnie wytrzebić zwierzęcych odruchów drapieżcy i ofiary, co uderza prosto w wiktoriańską wiarę w światło edukacji, postępu i moralności. Teraz zaś sprawdza się to w psychologii, która potwierdza, że wiele prymitywnych reakcji naszego organizmu, jak chociażby stres, to w dużej mierze niepotrzebna i niedostosowana do współczesnego życia pozostałość po tysiącach lat życia w niebezpieczeństwie.

Podobny pesymizm wydziera z historii o Niewidzialnym człowieku. Tutaj też spotykamy postać na wskroś egoistycznego, opętanego swoimi własnymi pragnieniami naukowca, który swoje talenty i wiedzę przekuwa w broń superprzestępcy, zamiast dążyć ku społecznemu dobru. Griffin wynajduje sposób na niewidzialność, co szybko zaczyna wykorzystywać wyłącznie na swoją korzyść, bez żadnych skrupułów dążąc do zdobycia przewagi. Włamuje się, kradnie, krzywdzi i zabija, bo ślepo widzi się jako kogoś ponad prawem, kogoś, komu się należy. Bezwzględny w wykonaniu swojej wizji zdobycia wszystkiego, co w życiu sobie wymarzył, jednocześnie odkrywa wiele minusów swojej sytuacji, których nie przewidział w swojej bezmyślności, a które ostatecznie doprowadzają go do upadku. Takimi historiami Wells zaszczepia nieufność do większości postępu i nowych technologii.

W pewien sposób kulminacją tych cząstkowych wyobrażeń o losach ludzkości jest Wojna światów. Napisana pod sam koniec XIX wieku wizja zmasowanego ataku odczłowieczonej technokracji Marsjan na Ziemię przewiduje aż nazbyt wiele w stosunku do wojen, które dopiero miały nastąpić. Wells opisał użytą przez kosmitów broń w postaci trującego gazu, tymczasem broń chemiczna zostaje użyta się po raz pierwszy na większą skalę dopiero podczas I wojny światowej. Do wyobraźni ludzkiej wprowadził też lasery, które powstały dopiero w latach sześćdziesiątych XX wieku, a także wielkie maszyny bojowe operowane przez ukrytych w środku ludzi, co brzmi trochę jak gigantyczny egzoszkielet, a trochę jak współcześnie wyobrażany mecha. Co więcej, wojna światów to wojna totalna, w której giną nie tylko wojskowi, ale przede wszystkim spanikowana ludność cywilna, co nigdy wcześniej nie było przedstawione w literaturze w podobnym stopniu. Tymczasem kilkadziesiąt lat później ta idea zaczyna się ziszczać. I nie tylko to się sprawdza, ale także przerażająca dehumanizacja działań wojennych i postępu technicznego. Zmilitaryzowani, bardziej zaawansowani technologicznie Marsjanie nie wykazują żadnych ludzkich odruchów, dla nich liczą się tylko zasoby i profity, jakie może im przynieść podbicie Ziemi.

Dlaczego nie wspominam o najsłynniejszym wydarzeniu związanym z Wellsem, czyli słuchowisku na podstawie tej powieści: ta panika w Ameryce to był mit rozdmuchany przez prasę. Więcej tutaj.


W kolejnych powieściach takich jak Kiedy śpiący budzi się czy w Opowieści o dniu jutrzejszym Wells przepowiada potworne, wielkomiejskie, przytłaczające skupiska ludzkie, gdzie przyroda ujarzmiona jest do tego stopnia, że człowiek już nie jest w stanie przeżyć bez technologii. Szczytem antyutopijnej, przygnębiającej wizji przyszłości są Pierwsi ludzie na księżycu, którzy nie tylko są echem kolonizacji nowych kontynentów przez Europejczyków i potwierdzają erę kosmicznych wojaży ludzkości, ale i wprowadzają pomysł przypominający chociażby wyspecjalizowane kasty ludzi w Nowym wspaniałym świecie Huxleya. Społeczeństwo zamieszkujących Księżyc Selenitów od małego przystosowuje fizjologicznie do przyszłego przeznaczenia obywatela. 

Jednak ten najbardziej znany Wells to dopiero jego pierwsza faza twórczości. Ze skrajnie pesymistycznych nastrojów antytechnologicznych pisarz przeszedł w okres optymistyczny, oświeceniowy, racjonalny i utopijny. W 1901 roku Wells wydaje Wizje przyszłości, przedstawiając kolejną porcję zadziwiająco prawdziwych przewidywań odnośnie postępu: między innymi chociażby przesiadkę z silnika parowego na spalinowy i elektryczny, rozwój motoryzacji i sieci dróg, pojawienie się schodów ruchomych, metra, ogrzewana centralnego, ciepłej wody w każdym mieszkaniu, chemiczne środki czystości domowej, kuchenki elektryczne, czołgi, a nawet powstanie czegoś w rodzaju Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, a zatem również i Unii Europejskiej. Jak niesamowity trzeba mieć umysł, by w czasach dorożek i lokomotyw parowych wyobrazić sobie tak trafnie tak olbrzymią ilość współczesnych rozwiązań? 

Tym większe ciarki na całym ciele wywołuje fakt, że w ostatniej z serii tych utopijnych publikacji, Kształt rzeczy przyszłych  z 1933 roku, Wells przewiduje wybuch II wojny światowej, myląc się o cztery miesiące (!), a jako powód początku wojny podaje spór między Polską a Niemcami o Gdańsk...

Pomijając powieści obyczajowe i inne elementy bogatej twórczości Wellsa, jeszcze jeden projekt zasługuje na prawdziwy podziw. Otóż pisarz postanowił spisać całą historię świata. Bez wykształcenia historycznego, bez jakiejkolwiek pomocy prócz własnej żony, Wells porywa się na spisanie jak najszerzej zakrojonej, jak najobiektywniejszej i jak najogólniejszej publikacji, językowo dostępnej dla każdego. Korespondując z różnymi naukowcami i gromadząc materiały, spisuje w 1920 roku książkę kompresującą dzieje świata od zarania dziejów, z perspektywy galaktycznej, przez ewolucję i człowieka pierwotnego, aż do sytuacji politycznej współczesnej dla pisarza. Wszystko zaś pospinane klamrami logicznymi, starające się pokazać całość historii jako rozwój cywilizacji widzianej z jak najszerszej perspektywy. 


Po bliższym spotkaniu z H. G. Wellsem stwierdzam, że był to człowiek o umyśle tak niesłychanie inteligentnym i ciekawym, że aż przytłaczającym. Choć duża część z jego twórczości może być traktowana jako literatura drugiego rzędu, to trudno nie zastanowić się nad tym, ile przemyśleń, ile połączeń ogarniających totalnie całość znanej w jego czasach nauki i wiedzy wykonał ten niepozorny, chorowity chłopak.

Chłopak, który ostatecznie dożył sędziwego wieku i nakazał, by jego epitafium brzmiało: „A nie mówiłem? Wy przeklęci głupcy”.

0 komentarze:

Prześlij komentarz