Looking for Alaska
John Green
wyd. Speak 2012
Kremowa sukienka w malutkie różyczki, może trochę za krótka, kamelowy, długi, rozpinany sweter ze zdecydowanie zbyt długimi rękawami zachodzącymi na dłonie tak, jak babcia zawsze mówiła, że nie wypada. Torba zaraz zsunie się z ramienia. Kciuk znów cierpi w ustach. Czarna książka przed oczami.
Na przystanku autobusowym stałam i płakałam, oparta o ścianę tunelu, ocierając łzy, by móc dalej czytać. A potem pół trasy tramwaju, trzęsący się podbródek, policzki mokre, wycierane rękawem.
Przerwa na rzeczywistość.
Szukając Alaski to mocna książka. Taka, która chwyta czytelnika mocno za ramiona i obraca dookoła, śmiejąc się szaleńczo. A potem kopie z kolana w brzuch.
“You spend your whole life stuck in the labyrinth, thinking about how you'll escape one day, and how awesome it will be, and imagining that future keeps you going, but you never do it. You just use the future to escape the present.”
Drugi Green w ciągu ostatnich paru miesięcy. O pierwszym, The Fault in Our Stars, pisałam tutaj. Nie byłam przesadnie zachwycona, ale stwierdziłam, że była to bardo dobra książka jak na współczesną papkę dla młodzieży.
Odkryłam fantastyczny fanart do Gwiazd naszych wina: autorstwa HarpyMarx
Szukając Alaski jest mimo wszystko trzy razy lepsze. Może cztery. Zabawna, pomysłowa, mądra, momentami beztrosko lekka, a momentami tak mocna i przytłaczająca, że człowiek płacze jak bóbr w środkach transportu publicznego.
Miles Halter, ironicznie zwany Pudge, czyli Grubasek, postanawia zerwać ze zwykłą szkołą i wyruszyć na poszukiwanie Wielkich Być Może. Pudge nie wyróżnia się niczym szczególnym: ma kościsty tyłek, chude jak patyki nogi i zamiłowanie do ostatnich słów słynnych ludzi. Wielkie Być Może to moje wolne tłumaczenie z I go to seek a Great Perhaps z ostatnich słów poety Rabelaisa.
Pudge tak naprawdę został Grubaskiem przez Colonela. Colonel to nowy i pierwszy w życiu współlokator bohatera, chłopak z głową na karku i niesamowitą pamięcią do stolic i populacji wszystkich krajów świata. Ich spotkanie to początek całej historii, która rozgrywa się w szkole z internatem Culver Creek. Na wesołą gromadkę składa się też Alaska Young, dziewczyna zmienna jak wczesna wiosna i porywcza jak huragan, Takumi, czyli Japończyk, który mimo to nie jest hakerem i lubi przebierać się za madafaka lisa, którego nikt nie złapie, a także słodka Lara, nieśmiała Rumunka o osobliwym akcencie.
Jeszcze jeden fanart autorstwa HarpyMarx - załoga z Culver Creek
Pierwsza część Szukając Alaski jest utrzymana w klimacie braci Weasley'ów, których przeniesiono do świata Mugoli. Kolejne psikusy, niezłe numery i poważne wykroczenia, rywalizacja z tępymi Weekendowymi Lalusiami (znów moja inwencja), którzy dostali się do szkoły dzięki kasie rodziców, ukrywanie się przed woźnym... dobra, dyrektorem, ale oczami wyobraźni widziałam Filcha, przemycanie hektolitrów alkoholu i kolejnych paczek szlugów, drobne włamania, głębokie rozmowy, zasady "nie sypiemy" i przyjaźń. Dodać do tego jezioro, błonia i chatkę dyrektora i już mamy klimat Harry'ego Pottera. Nawet agresywny łabędź przypomina trochę wielką ośmiornicę. Z drugiej strony czytając książkę miałam przed oczami The Perks of Being a Wallflower - film, bo książki, biję się w piersi, nie czytałam.
Na temat drugiej części książki będę milczeć jak grób. Musicie przeczytać.
Alaska dużo by straciła, gdyby nie to, że jednym z ciekawszych kursów są Religie Świata prowadzone przez przenikliwego staruszka. Bohaterowie nie tylko muszą się zmierzyć ze swoimi problemami, ale i pytaniami natury głęboko filozoficznej, które wiążą się z prawdziwymi, namacalnymi wydarzeniami. Czym są Wielkie Być Może? Czego szukamy w życiu? Na co czekamy? Jak poradzić sobie z cierpieniem? Jak przejść przez życie? Jak najważniejsze religie podchodzą do tych kwestii? Gdzie szukać ukojenia?
“It's not life or death, the labyrinth. Suffering. Doing wrong and having wrong things happen to you. That's the problem. Bolivar was talking about the pain, not about the living or dying. How do you get out of the labyrinth of suffering?”
Podsumowując, to kolejna świetna książka, którą ostatnio przeczytałam. Podobno było sporo głosów, że jest zbyt wulgarna jak dla dzieciaków, są w niej i papierosy, i trochę seksu, i dosadny język, i nieposłuszeństwo wobec autorytetów. Ale z drugiej strony każdy kiedyś przechodzi przez ten etap dorastania, gdy łamie zasady i próbuje rzeczy dorosłych. A Green pokazuje, co z tego może wyniknąć, gdy się przesadzi. I to jest dobra lekcja. Nie dziwię się, że niektóre szkoły w USA włączyły Looking for Alaska do listy lektur. A po sukcesie filmu The Fault in Our Stars ruszyła wreszcie produkcja odkładanego w nieskończoność filmu na podstawie książki.
Na zakończenie - najlepsze teksty dla cheerlederek ever: