Rebecca Jane
The Real Lady Detective Agency
Brytyjka Rebecca Jane promowana jest na gwiazdę medialną pokroju Trinny i Susannah czy Goka Wana, jednak nie zajmuje się ciuchami, wyglądem czy figurą. Jest specjalistką od związków i zdrady. Współczesną panną Marple z arsenałem peruk, przebrań i czarnych okularów w bagażniku, w nieodłącznych szpilkach.
Rebecca w wydaniu mężczyźni wolą blondynki.
Kiedyś miała męża i wymarzoną pracę. Z powodzeniem adaptowała porzucone przestrzenie i zaniedbane budynki, a nawet stodoły na przestrzenie mieszkalne, czasem występowała jako sobowtór Marylin Monroe, zaszła w ciążę. Wszystko wydawało się układać, prócz pożycia małżeńskiego.
Mężuś zaczął przepadać jak kamień w wodę. Nie było go po parę dni, a potem okazywało się, że podróżował i imprezował. I zabawiał się z innymi paniami. Szwendał się jak kot poza domem.
...'course.
Rebecca psim swędem wyczuwała, że jej mąż ją zdradza, ale nie miała żadnego dowodu. Wyśledzenie faceta z kochanką? To nie może być takie trudne. Wkrótce jednak okazało się, że agencje detektywistyczne żądały za podobną usługę horrendalnych pieniędzy, a prowadzący je mężczyźni podchodzą do jej delikatnej sprawy zupełnie nie tak, jakby chciała.
Dlatego samodzielnie, pomimo
zaawansowanej ciąży, Rebecca wyśledziła swojego mężczyznę i wzięła szybki rozwód.
Czy już widzicie szansę? Nie? Ona zobaczyła. Niszę na rynku. Kopalnię złota. Tanie usługi
detektywistyczne liczone za godzinę, współczucie, wsparcie
psychiczne i pomocna kobieca dłoń.
Wkrótce przerobiła kurs na Sherlocka i założyła w rodzinnym Manchesterze The Lady
Detective Agency, agencję detektywistyczną prawdziwych dam. Teraz wyliczają ją na listach najbardziej przedsiębiorczych Brytyjek, a jej agencja mam placówki również w Londynie i Sztokholmie. Popyt na dyskretne i taktowne kobiece usługi detektywistyczne jest naprawdę zdumiewający.
W szpilkach na tropie to jej debiutancka, autobiograficzna książka. W UK ukazała się 1 stycznia 2013, u nas niedawno pojawiła się na liście nowości Wydawnictwa Literackiego.
W szponach śniadaniowego TVNu.
Książeczka jest lekką, przyjemną lekturą dla pań, które mają zacięcie detektywistyczne i podzielają potrzebę ratowania świata. Początkowe perypetie raczkującej agencji śledzi się z rozbawieniem, szybko połykając kolejne kartki.
Z pełnym czaru humorem autorka odtwarza pierwsze, najtrudniejsze kroki swojego przedsięwzięcia. Opisuje paczkę swoich przyjaciółek, które zgadzają się jej pomóc. Pokazuje niepewność i brak doświadczenia, uczenie się na błędach, tworzenie strategii i zasad. Z czasem okazuje się, że ta pozornie stuknięta klientka, która nękała agencję nieustającymi telefonami miała mimo wszystko rację, a dziewczyny radzą sobie wcale nieźle z niewiernymi mężczyznami i ich flamami. Oprócz tego z powodzeniem udowadniają lewe źródła dochodów, ścigają uchylających się od alimentów tatusiów, flirtują przez facebooka, by móc wykazać jak łatwo facet może zdradzić.
Z czasem przedstawiają się przed oczami czytelnika coraz bardziej śmiałe i przebojowe misje. Panie próbują przyłapać na gorącym uczynku handlarza brylantów, odnajdują transseksualistę, który zmienił płeć, by nie dzielić się majątkiem z byłym mężem-gejem, próbują odszukać zaginioną fretkę… Dzikie eskapady i pościgi, wielogodzinne czatowanie w samochodzie, głód, niewyspanie i zmęczenie nie są im obce. Momentami jest zbyt płaczliwie, jednak książka daje radę.
To wszystko przeplatane jest jednak ckliwą opowiastką o odnalezieniu chodzącego ideału w postaci nowego chłopaka, Bena. A szkoda.
Japończycy i tak zrobią lepiej:
Senpai-san, znalazłam clue! Dżemor!
Na zakończenie, bo mogę, wrzucę jeszcze stosowny pasek mojego ukochanego komiksu Hark, a vagrant. Żebyście załapali fandomowy żarcik z dżemorem.
Tak bardzo polecam: Hark! a vagrant