Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

niedziela, 18 października 2015

GOŚĆ#1: Mróz rozkminia 6 książek, od których należy zacząć przygodę ze steampunkiem


Co tu dużo mówić, kręci mnie estetyka steampunkowa. Złoto i brąz, stal i miedź, gorsety i gogle, śruby i kółka zębate  świetna sprawa. Jeśli pamiętacie mój wpis z okazji pierwszego razu na Pyrkonie, to dobrze wiecie, że zmontowałam sobie na szybko własny steampunkowy cosplay. Elementy tego stroju widać na powyższym zdjęciu. Ale przecież ubiór to nie wszystko, na odkrycie czeka cały steampunkowy nurt powieściowy! Jeszcze nie miałam okazji dotrzeć do żadnej steampunkowej książki. Od czego zacząć, co czytać? Z pytaniem zwróciłam się do ekspertki i to jej oddaję głos. Oto steampunkowe rozkminy Mroza z bloga Powiało chłodem w formie pierwszego wpisu gościnnego na Rozkminach!

rozkminia 6 książek, od których należy zacząć przygodę ze steampunkiem


Nie wiem, jak i kiedy dokładnie wśród swoich bliższych i dalszych znajomych urosłam do rangi znawcy tematyki steampunkowej. Mimo moich usilnych tłumaczeń, że znam całą masę osób, którzy mogliby udzielić na ten temat pełniejszych, dokładniejszych czy precyzyjniejszych wyjaśnień i niezmiennie chcę kierować do nich moich znajomków, staje się niekiedy wyrocznią od tej futurystyczno-wiktoriańskiej mody. Tak już jest, kiedy człowiek zaczyna się czymś interesować jako pierwszy. Choć może być w tym i ziarno logiki ponieważ od momentu wkręcenia się w steampunk, nie przepuściłam niemal żadnej konwentowej prelekcji czy też książce choć luźno związanej z tym motywem. A i wiedza w narodzie na ten temat jest różna. Nie mogę zapomnieć sytuacji z jednego z mniejszych konwentów, kiedy to paradując w mojej brązowo-białej kreacji, zostałam zatrzymana przez jednego z młodszych uczestników i zapytana: „Czyj to cosplay? Za kogo pani się przebrała?” Na hasło „steampunk” zrobił wielkie oczy, pokiwał mądrze głową i zniknął, nim chęć wyjaśnienia tego słowa narodziła się w moim umyśle. I sumie właśnie dlatego, kiedy Hadynka zaproponowała mi u siebie gościnny wpis o takiej właśnie tematyce, postanowiłam działać.

Oczywiście mogłabym się pobawić w definicję steampunku, tak jak to robiłam w podobnym poście na swoim blogu:

Czym więc jest ten szalony steampunk? Najprościej rzecz ujmując, jest to nurt w kulturze, odpowiadający na pytanie: jak rozwijałby się świat, gdyby nasza technika była oparta na mechanice a nie na elektronice? Dlatego też stylistyka tego trendu opiera się na epoce wiktoriańskiej – złotej erze mechaniki i pary. Stąd też tendencja wszystkich miłośniczek steampunku do wciskania się w sztywne, ale niezwykle stylowe gorsety. Jest to swoisty hołd dla świata, po którego niebie płyną sterowce, a życie ułatwiają ludziom maszyny napędzane parą oraz niekończące się morze pomysłów. Wszystko, co było, można zmienić, a wszystko co jest, można przedstawić tak, by wpasowywało się do stylu, co skutkuje niezliczonymi pomysłami na alternatywne przedstawienie historii, przynajmniej od czasów panowania królowej Wiktorii.


Po gorącej dyskusji z prowadzącym facebookowy profil „Steampunk – Klimat Wieku Pary”, stwierdziłam że jest ona niewystarczająca czy wręcz spłycająca temat. Nie zawarłam w niej wielu znaczących elementów, również odpowiedzialnych za odbiór tego nurtu. Dlatego też doszłam do wniosku, że najlepiej będzie pokazać, czym on jest, niż tłumaczyć. Jeśli chodzi o stronę wizualną, to serdecznie zapraszam na już wcześniej wspomniany TwarzoKsiążkowyprofil KWP. Natomiast dla zapalonych czytelników, pragnących jeszcze bardziej zanurzyć się w świecie pary, przygotowałam przegląd powieści, które im to ułatwią.



Burton i Swinburne Marka Hoddera


Jest to cykl przedstawiający alternatywną historię Wielkiej Brytanii od momentu niespodziewanej śmierci królowej Wiktorii i następującemu po niej zaskakującemu rozwojowi techniki. A wszystko to z powodu upiora nazywanego „Skaczącym Jackiem”. Głównymi bohaterami są oczywiście tytułowi sir Richard Francis Burton – żołnierz, dyplomata, poliglota, pisarz i nieoceniony podróżnik – oraz Algernon Swinburne – poeta, dramaturg i krytyk literacki. W prozie Hoddera te znane postacie historyczne muszą odnaleźć się w roli agentów Jego Królewskiej Mości. Jak na nietuzinkowe jednostki przystało, ich zadania nie zaliczają się do tych standardowych, które można zlecić zwykłemu oficerowi Scotland Yardu. W kręgu ich zainteresowań znajdują się wilkołaki z East Endu, przemierzający czas i przestrzeń, skaczący upiór, kradnąca diamenty zjawa czy też pradawna rasa jaszczuroludzi. A to wszystko w epoce, którą z naszego punktu widzenia nazwalibyśmy wiktoriańską.

Moim zdaniem cykl ten przedstawia wszystko, co najlepsze i najgorsze w steampunku. Mamy tu więc nieprzeciętne jednostki, zacnych dżentelmenów, wykwintne damy, ponadprzeciętne wynalazki czy przygody z pogranicza realizmu i fantastyki. Fabułę osadzono w mglistym i zadymionym Londynie, dla wielu będącym jedynym słusznym miejscem na akcję tego typu powieści. Jednak dzięki wspomnieniom bohaterów, głównie sir Burtona, przenosimy się też w bardziej egzotyczne rejony, mogąc zasmakować w obcej kulturze widzianej oczami Europejczyka. Do największych zalet powieści należy bardzo naturalistyczne przedstawienie epoki, bez wygładzeń, przemilczeń czy nadmiernego uwielbienia, natomiast najgorszą wadą jest przesada. Niektóre osiągnięcia techników, zwierzęta stworzone przez eugeników, czy rośliny stworzone przez botaników zdają się stosować do wolnoamerykanki i dosłownie zalewają Wielką Brytanię (i nie tylko), w krótkim czasie stając się absolutnie niezbędne do życia. Jednak wszystko to doskonale obrazuje, czego możemy się spodziewać po prozie steampunkowej.



Mapa czasu Felixa Palmy


Jeśli macie ochotę na wyważoną ilość techniki i wybujałej fantazji, to polecam pierwszy tom Trylogii Wiktoriańskiej Felixa Palmy. Przedstawione w nim trzy, pozornie nie związane ze sobą, ale ściśle przeplatające się historie, świetnie wprowadzają czytelnika w klimat wiktoriańskiego Londynu. Pierwsza opowiada o młodym arystokracie, pragnącym ocalić ukochaną przed śmiercią z rąk Kuby Rozpruwacza. Druga zawiera opis wojny ludzkości z automatami z roku dwutysięcznego i nieprzewidzianych komplikacji podróży w przyszłość pewnej młodej damy. Trzecia angażuje w zagadkę kryminalną trzech wielkich, wiktoriańskich pisarzy, którzy jeszcze wtedy tacy znani nie byli. Oprócz ciągle powracającego motywu podróży w czasie, wszystkie historie łączy ze sobą postać H. G Wellsa – autora niezapomnianego Wehikułu czasu – stanowiącego widoczną inspirację dla autora.

Jak już wspominałam, powieść jest stonowana pod względem ilości steampunkowych nowinek technicznych, co tylko wychodzi jej na dobre. Zyskuje w ten sposób na klimacie i czytelnik nie czuje się przytłoczony nadmiarem innowacji, choć muszę przyznać, że nieco zbyt rozbuchane opisy zaburzają odbiór przyjemnie awanturniczych przygód. Mimo to trudno nie wciągnąć się w całą tę historię i nie brnąć z uporem maniaka aż do końca. Najpoważniejszą wadą, jak dla mnie, jest wplątanie w fabułę postaci Kuby Rozpruwacza, tak jakby w folklorze brytyjskim nie było dość tajemniczych postaci, które można posądzić o morderstwo. Czasami mam wrażenie, że pisarze automatycznie wybierają tę postać, jakby tworzyła nieodłączny zestaw z wiktoriańskim Londynem, czym naprawdę jestem zmęczona.



Obsydianowe serce Ju Honish


Tak po prawdzie długo zastanawiałam się czy włączyć tę dylogię do mojego przeglądu, głównie dlatego, że przez długi czas twierdziłam, iż steampunku w niej tyle, co na okładce, skądinąd po prostu cudownej, ale zupełnie niepasującej do tematyki powieści. A ta jest całkiem niezła. Ekskluzywny, monachijski hotel staje się areną zmagań o tajemniczy manuskrypt, niosący ze sobą niezwykłą moc. Walczą o niego agenci Ludwika II Bawarskiego, członkowie Bractwa Światła oraz istota, pragnąca zmienić nasz świat w wielką, obsydianową pustynię. Przez przypadek wplątuje się w to młoda dama, starająca się jedynie dobrze wyjść za mąż, a jej sekret już nie jest tak bezpieczny jak kiedyś.

I gdzie tu steampunk pytacie? Mamy oczywiście dziewiętnastowieczne realia, co prawda nie angielskie, a bawarskie, jednakowoż po wiecznie mglistym Londynie ekskluzywne Monachium, choć mocno wyidealizowane, jest przyjemną odmianą. Do tego przedstawiono nam pełen zestaw dystyngowanych dam i eleganckich dżentelmenów, z których nie wszyscy są pokorni i zgadzają się z przydzielonymi im rolami. Fabuła dostarcza nam zagadki, tajemniczości i elementów niezwykłości, choć tego jednego wampira to autorka mogła nam odpuścić. Jedyne braki dostrzegam w umiłowaniu techniki, innowacjach spod znaku pary, która w tej powieści występuje jedynie w ilościach śladowych. Oczywiście historia w pewnym momencie zmienia się w romans z przeszkodami, co może bardziej przypaść damskiej części czytelników, ale to chyba każdy sam powinien rozważyć.



Wolsung Antologia tom 1


Mamy się czym pochwalić, jeśli chodzi o steampunk ojczysty.  Najbardziej sztandarowym przykładem będzie tu Wolsung – nasze dobro narodowe na rynek amerykański (zaraz obok Wiedźmina). Słowem wyjaśnienia: jest to polska gra fabularna, osadzona właśnie w klimacie steampunku, której rzeczywistość jest mniej lub bardziej inspirowana polską historią. Ponadto w tym świecie istnieje magia do spółki z fantastycznymi rasami i niezwykłymi przedmiotami, jakie może posiąść każdy gracz. Oprócz niezapomnianych przygód, rozgrywka dostarcza nam też cudownego humoru, zapewniającego rozrywkę na wiele godzin. Powyższa antologia jest zbiorem opowiadań, których realia zostały osadzone właśnie w tym systemie.

Wśród autorów znajdziemy zarówno pisarzy znanych i lubianych, jak i debiutantów wyłonionych w ramach konkursu organizowanego przez wydawnictwo Van der Book. I, jak można się spodziewać, opowiadania nie są równe, ale nie ma tekstu, który odstawałby jakoś w szczególny sposób. Awanturnicze realia Wolsunga zaowocowały fantastycznymi przygodami, które przypisać do różnych gatunków literackich, od horroru na komedii skończywszy. W tym zbiorku każdy znajdzie coś dla siebie.



Czas ognia, czas krwi Marcina Rusnaka


Kolejne dzieło polskiego autorstwa, może nie najwyższych lotów, ale na pewno przyjemne w odbiorze. Książka będąca połączeniem steampunku i magii w dziewiętnastowiecznej Rzeczpospolitej mogła być wielkim niewypałem, jak to kiedyś zgrabnie ujęłam w jednej ze swoich recenzji. Jednakowoż wyszła bardzo przyzwoicie. Historia opowiada o przygodach Filipa Saggo – włóczącego się po Europie maga, z typowo polską zaradnością radzącego sobie z problemami, w które nie raz na własne życzenie się pakuje. W swojej operatywności niezwykle podobny do Arivalda z Wybrzeża stworzonego już chyba całe wieki temu przez Jacka Piekarę.

Najcudowniej steampunkowo-magicznym „rozdziałem” jest „Złoty pył”, jak dla mnie świetnie pasujący do klimatu wieku pary. Pozostałe może nieco się z nim mijają, ale wciąż widać w nich to umiłowanie techniki, któreej brakowało w „Obsydianowym sercu”. Do niewątpliwych zalet powieści należy „przechadzka” po dziewiętnastowiecznych uliczkach krakowskich i pewna swojskość. Po tylu zagranicznych powieściach zwyczajnie miło przeczytać coś, co dzieje się na naszym własnym podwórku. Oczywiście nie obyło się także bez negatywów jak chociażby wykorzystanie po raz wtóry motywu Kuby Rozpruwacza. Znowu. Ale i tak nie to wywołało u mnie największą konsternację. W trakcie czytania, kiedy rozwijał się wątek martyrologiczny, już się bałam, że Filip skończy jak kolejny Wallenrod czy Winkelried, ale na szczęście autor nam tego zaoszczędził.



Ostatni Dzień Pary


Na koniec chciałam Wam zaprezentować kolejną polską antologię, którą w zasadzie będziecie mogli zacząć czytać już teraz, a to dlatego, że dostęp do jej wersji elektronicznej jest całkowicie bezpłatny. Ostatni Dzień Pary powstał w wyniku krakonowskiego konkursu na opowiadanie, którego motywem przewodnim miały być właśnie steampunk i postapo. Oczywiście połączenie pozornie tak skrajnych nurtów mogło wydawać się niezwykle trudne, ale nie dla uczestników konkursu, którzy wywiązali się z zadania, choć trzeba przyznać, że z różnym skutkiem.

Problem z antologiami jest zawsze ten sam. Są historie, które się kocha, znosi albo nienawidzi. I tak jest tym razem. Ale to już kwestia gustu. Do moich ulubionych należy „Steampark Jurajski”, krótka i treściwa historia, jak się łatwo domyśleć, nawiązująca do klasyki Sevena Spielberga. Tym co najbardziej wpasowało się w moje upodobania były „technologiczne” rozwiązania jakie wprowadził autor, by jak najlepiej wpasować się w tematykę konkursu. Choć całość niekiedy sprawia mocno przygnębiające wrażenie (tyle historii o końcu świata/epoki/ludzi potrafi nieco zdołować) zbiór czytało się całkiem przyjemnie. Jednakowoż zachęcam do samodzielnego wyrobienia sobie zdania na jego temat.


Oczywiście to nie wszystkie książki, jakie można znaleźć w tej tematyce. Nie wspomniałam nawet o Lewiatanie czy chociażby o Mechanicznych pająkach, które sama czytałam i recenzowałam w ramach Powiało Chłodem, albo też o Krawędzi czasu Krzysztofa Piskorskiego, na którą poluje już kilka lat. Opisanie ich wszystkich znacznie rozbuchałoby objętość tego tekstu, a nie wniosłoby nic nowego. Tym bardziej, że polski rynek wydawniczy stopniowo otwiera się na powieści spod znaku steampunku, choć wciąż nie ma ich tyle co za granicą. Osobiście zachęcam do samodzielnego poszukiwania innych pozycji. Jeśli znajdziecie coś ciekawego, podzielcie się tym z nami w komentarzu pod tym postem czy na Facebooku. Niecierpliwie czekam na Wasze odkrycia i wrażenia po przeczytaniu wspomnianych przeze mnie książek! Do przeczytania następnym razem.