Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier 2015
Jeśli śledzicie mnie na Facebooku, pewnie widzieliście zdjęcie wrzucone na przywitanie Atlas Areny w sobotę. Było słonecznie, ciepło i mnóstwo atrakcji. Już trzeci raz wybrałam się wraz ze znajomymi na MFKiG do Łodzi. Zaraz wszystko opowiem!
Chodziłam z aparatem i pstrykałam ile wlezie, więc przygotujcie się na zdrową dawkę wszystkiego. Sam festiwal komiksowy jest młodszy ode mnie zaledwie o dwa lata, dopiero od pięciu lat do nazwy doszły jeszcze gry i tak rozpoczęło się stopniowe zalewanie największego święta komiksu w Polsce przez żarłoczną strefę gier. To nie zmienia jednak faktu, że co roku w Łodzi można dorwać najlepszych rysowników, wystawców z całego kraju i setki fanów dymków i rynienek.
Skąpany w nieziemskim blasku stadion pełen ludzi, stoisk, ekranów, do tego dwie sceny, kilka sal prelekcyjnych, bogata strefa Star Wars, stoliki z planszówkami, korytarze wokół trybun pełne komiksów, gier, koszulek, kubeczków i przeróżnych gadżetów to tylko ogólny zarys sytuacji. Nawet po kilkukrotnym obejściu całego miejsca wciąż można było znaleźć ciekawe rzeczy, których jeszcze się nie widziało.
Można było zagrać w przeróżne gry - czy to na konsoli, na pececie czy po prostu przy stoliku, a nawet pobić się ze znajomymi przyjaznymi dla człowieka mieczami świetlnymi, które nie przecinały palców ani nie zadawały ran śmiertelnych. W specjalnej strefie rozdawano autografy, w salkach odbywały się prezentacje, na scenie co rusz odbywały się bitwy komiksowe, był też obowiązkowy konkurs cosplay i przede wszystkim rozdanie nagród. Wszędzie coś się działo.
Na autografy i rysunki od twórców można było się też załapać przy stoiskach, choć biedni komiksiarze czasem byli tak tłumnie obłożeni przez fanów, że trudno im było szybko wyrobić się z rysowaniem. Na zdjęciu powyżej ten w zielonej koszulce to Konrad "Koko" Okoński przy stanowisku Gindie. O tym panu pisałam już wcześniej przy okazji zeszłorocznego MFKiG. Przekochany człowiek, świetny artysta, w jego komiksach zaczytywałam się jeszcze w liceum. W tym roku wydał drugi tom Kija w dupie, szalonego komiksu internetowego, który serdecznie polecam. W moim tomiku mam swoją Lamię z dedykacją:)
O drugim Kiju... jeszcze napiszę osobno, podobnie jak o reszcie tomików, w które się zaopatrzyliśmy!
Skoro już piszę o fajnych ludziach, to wspomnę też o Jakubie "Demie" Dębskim i Robercie "Belem" Sienickim, którzy na tegoroczny MFKiG przygotowali stworzony wspólnym wysiłkiem album o dwóch robotach w zagadkowy i zapewne przypadkowy sposób przypominających samych twórców. Roboty powstały parę lat temu z okazji internetowych bitew komiksowych. Z czasem przeniosły się w inne miejsca, przede wszystkim do "Kolektywu" i"Braku zrozumienia dla realizmu".
Teraz wreszcie dorobiły się własnego zeszytu - poniżej "Sklepik z robotami". W naszym egzemplarzu znajduje się rysunek mnie w wersji robotyczno-szowinistycznej. Podzielę się przy okazji osobnego wpisu.
Dokupiliśmy też kolejny zeszyt od Kobiety-Ślimaka, czyli autorki Chaty Wuja Freda. Jeśli myślicie, że nie znacie, to idźcie tam i obczajcie kreskę. Na pewno choć raz rzucił Wam się w oczy fragment z komiksu, bo mają tendencję do bycia wiralami, jeśli choć trochę buszujecie w Internecie. Co tu dużo mówić, Kobieta-Ślimak cudownie komentuje kobiece problemy i rozterki.
Do tego wszystkiego doszedł jeszcze "Kot rabina", o którym też będę pisać osobno jak tylko przeczytam. A na razie może obejrzymy cosplayowiczów?
Myślałam o tym, żeby się przebrać, jednak wygoda zwyciężyła. Na następnym Pyrkonie na pewno będę w steampunku.
Jeśli zaś chodzi o wielkie nazwiska, był też pan Andrzej Sapkowski! Opowiadał o tym, że żaden wiedźminowy komiks mu się nie podobał, o filmie nie ma co wspominać, a grami się nie interesuje. Przecież oryginał w jego wydaniu nie może zostać przebity przez jakąkolwiek adaptację, więc po co się nimi zajmować?
Tymczasem koło sceny królowała wielka figura walczącego Geralta, a bodaj najbardziej popularnym cosplayem kobiecym była Ciri.
Bardzo mi szkoda, że nie mam już miejsca w półce z kubeczkami, bo bym kupiła ten po prawej, na melisę dla nerwowego liska. Cóż, musiałam ojojać Lisie Sprawy i iść dalej.
Przy "Ataku tytanów" też się zatrzymałam na dłużej, choć od liceum nie kupuję już mang. Panowie ze stoiska JPF się zasmucili, że im się nie robi zdjęć, tylko komiksom, więc obiecałam opublikować. Zobaczcie, jacy fajni panowie. Nie na sprzedaż.
Na zakończenie rzucę po prostu zdjęcia tak zwanych pierdółek. Tyle fajnych rzeczy!
Bambaki takie słodkie!
Te cudne torby i Anetka to sprawka Nie chcę się bać.
Jak ktoś lubi gołe panie i sterczące biusty, mógł sobie sprawić kubeczek z rysunkami z Boli Bloga.
Na zakończenie komiksy, których nie kupiłam, a szkoda:
Jeśli jeszcze Wam mało, Mróz z Powiało Chłodem na pewno wkrótce coś opublikuje na temat MFKiG. Wreszcie się mogłyśmy spotkać i trochę poplotkować w spokoju! To znaczy, kiedy nie podchodzili do nas dziennikarze i nie przeprowadzali dość dziwnych wywiadów...
Nie wspomniałam jeszcze o afterparty - co roku podczas MFKiG jest te osobna impreza, gdzie można spróbować własnych sił w bitwach komiksowych, pobujać się do muzyki i wypić za śmierć Polskiego komiksu. A nie, sorry, ten toast chyba już jest passé? Tak czy siak, dostałam naklejkę z najnowszego projektu Panny N od samej autorki, Regi też zasługuje na osobny wpis!
Wrócimy znów za rok. A na razie... idę to odespać.
0 komentarze:
Prześlij komentarz