Chris Kelly
Downton Tabby
Simon & Schuster, 2013
Gatunek: humor, telewizja, popkultura
80 stron
Odczucia: ★★★★/★★★★★
Z ust nie chce mi zejść uśmiech z rozczuleniem. Cóż poradzę, dopiero co skończyłam oglądać świąteczny i jednocześnie finałowy odcinek jednego z moich ulubieńszych seriali, Downton Abbey. Z jednej strony pożegnałam się raz na zawsze z całym towarzystwem, zarówno z tymi z góry, jak i z tymi z dołu, więc ogarnia mnie smutek i rozrzewnienie. Z drugiej trudno o odcinek kończący serię większą ilością niemal idealnej pełni szczęścia dla każdej postaci, oświadczynami, ślubami, porodami i zapowiedziami zmian na lepsze w każdym aspekcie. Pal licho, że to scenariusz szalenie mało prawdopodobny, ważne, że wszyscy się kochają, wszyscy wszystko akceptują i wszyscy się przytulają/całują/ściskają za ręce, spoglądając sobie ze łzami prosto w oczy. Brakuje tylko całuska pomiędzy lordem Granthamem a Carsonem, tyle tam słodyczy i uroczości. A na koniec lampka szampana na powitanie nowego roku.
Dla ukojenia mojego bólu po zakończeniu serialu znalazłam pod choinką małą, cudowną książeczkę, której nie mogę przestać przeglądać (dziękuję najlepszemu chłopakowi na świecie!). Trudno zdecydować, czy jest tragicznie okropna, czy wręcz przeciwnie, przesłodka i prześmieszna, najprawdopodobniej i jedno, i drugie na raz. Poznajcie wraz ze mną rodzinę Clowderów, kotów zamieszkujących górę rezydencji Downton Tabby:
Rodzinka Granthamów podsumowana w kilku kocich aluzjach. Najbardziej podoba mi się Lady Etcetera. |
Ta książeczka w twardej oprawie jest głupiutką, a jednocześnie błyskotliwą i kipiącą żartami słownymi i aluzjami parodią Downton Abbey. Sam tytuł Downton Tabby to gra słów: tabby to z angielskiego pręgowany kot. Ci, którzy są wiernymi fanami serialu, szybko rozpoznają w przedstawionych na rysunkach i fotomontażach kotach niemal całą obsadę. Cudowne, intensywne kolory fotomontaży ubranych w eleganckie komplety czy liberię kotów ze scenami zaczerpniętymi z serialu przyprawiają o ból brzucha ze śmiechu. Delikatne, dystyngowane rysunki utrzymane w monochromach dodają smaczku, szczególnie, że wszystkie przedstawiają koty i kocie sprawy. Do tego dochodzą okazjonalne porady dotyczące kociego savoir-vivre'u i rys historyczny z przymrużeniem oka. Wszystko napisane tak, że boki zrywać!
Córki Granthamów opisane jako "ta ładna, ta ładniejsza i ta trzecia" doprowadziły mnie do łez. A do tego jeszcze te nawiązania do tytułów powieści Jane Austen i George Eliot... coś pięknego. |
Poradnik kota salonowego: co wypada kociej klasie próżniaczej |
Tutaj na przykład bawimy się nie tylko serialowymi postaciami Mrs Patmore i Daisy, ale też słowami poisson i poison, które znaczą odpowiednio "ryba" i "trucizna". |
Ten rudzielec w slipkach w myszki to niby nawiązanie do pana Pamuka z pierwszych odcinków serialu. Co automatycznie nawiązuje do przezabawnych sytuacji związanych z marcowaniem kocich córek opisanych w parodii... |
Cora Crawley, hrabina Crawley, w wersji kociej. W kąpieli. I kocia O'Brien. Płaczę. |
Co tu dużo pisać, do szczęścia brakuje mi tylko mojego paskudnego futrzastego szkodnika, który został w mieszkaniu, podczas gdy ja jestem jeszcze w domu rodzinnym. Tymczasem wciąż rozmarzam się na myśl o tych wszystkich lukrowanych momentach z finału Downton Abbey i żałuję mojego ulubionego Thomasa Barrowa, który mimo odnalezienia swojego miejsca na świecie, wciąż nie znalazł miłości i już jej na ekranie nie znajdzie. Ocieram łezkę, wdycham aromatyczny zapach farby drukarskiej z Downton Tabby, rechoczę raz jeszcze patrząc na te absurdalne kociaki i wracam do zachwytów nad Kylo Renem z nowych Gwiezdnych Wojen (troszkę przepadłam w te święta, byłam już dwa razy w kinie i uzależniłam się od Tumblra).