Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

sobota, 23 stycznia 2016

KOMIKS#6: Najlepsi awokado, czyli ależ ten adwokat kozaczy


Daredevil: Odrodzony

Scenariusz: Frank Miller, rysunek: David Mazzucchelli

 Wydawnictwo Hachette, 2013
Tłumaczenie: Robert Lipski 
Gatunek: komiks, superbohaterowie 
192 strony 
Odczucia: ★★★/★★★★★


Marvel rozpieszcza swoich fanów jak nigdy: kilka dni temu oficjalnie potwierdzono, że powstanie drugi sezon rewelacyjnego serialu o wcześniej mało znanej bohaterce komiksowej Jessice Jones, już w połowie marca nadchodzi drugi sezon również świetnego Daredevila, również w tym roku będzie miał premierę nowy serial o jednym z ważniejszych bohaterów Jessiki..., Luke'u Cage'u, potwierdzono też, że czwarty w kolejce będzie Iron Fist; a do tego Punisher pojawi się też w drugim sezonie Daredevila, jest mowa nawet o kolejnym osobnym serialu. Jakby tego było mało, jak tylko seriale się rozwiną, wszyscy bohaterowie pojawią się we wspólnym serialu Marvel's The Defenders, podobnie jak pojedynczy superbohaterowie Marvelowskiego uniwersum kinowego pojawiają sie w The Avengers. Ulice Nowego Jorku wypełniają się bohaterami na lokalnę skalę; w dzielnicy Hell's Kitchen robi się naprawd tłoczno. W tym momencie z kolei możemy oglądać wychodzący właśnie drugi sezon przyjemnego miniserialu o agentce Carter...



W związku z tym całym komiksowym zamieszaniem, pora mi chyba opowiedzieć wreszcie o komiksie, który przeczytałam pod wpływem pierwszego sezonu Daredevila i o tym, jak się okazało, że był to najlepszy wybór przed Jessicą Jones.

Nelson & Murdock, avocados at law! Fanart: sn0otchie.
Po obejrzeniu Daredevila wpadłam do Arteteki Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Krakowie i zaczęłam szperać w poszukiwaniu jakiegokolwiek komiksu o tym superbohaterze. Wcześniej miałam do czynienia tylko z tym bardzo złym filmem z Benem Affleckiem, nie czytałam żadnego z komiksów. Rozpierała mnie chęć wiedzy, a nie chciałam opierać się tylko na Wikipedii. Na jednej z półek znalazłam czarny, solidny komiks z serii Wielkiej Komiksowej Kolekcji Marvela; rozpoznałam twarz Kingpina na okładce, nazwisko Franka Millera dopełniło dobrego wrażenia (to ten koleś od Sin City i 300). Czym prędzej wypożyczyłam tomik.

Okazało się, że trafiłam idealnie. Nie dość, że mogłam sobie poczytać o oryginalnym Kingpinie, kolesiu, przed kim wszyscy drżą i w którego kieszeni siedzi pół Nowego Jorku, szefie przestępczości trzęsącym dzielnicą Daredevila, to jeszcze obejrzałam sobie jak wyglądały relacje trójki bohaterów serialu po latach. Weźmy chociażby sam początek komiksu. Jesteśmy świadkami momentu, gdy Karen Page, ta urocza dziewczyna, którą Foggy i Matt ratują, a następnie przygarniają do swojego biura w serialu, gdzieś w Meksyku sprzedaje tożsamość Daredevila za działkę heroiny.

Kingpin w komiksie jest naprawdę imponującym, paskudnym skurczysynem,

To wydarzenie puszcza w ruch nieuchronny ciąg wypadków, który doprowadza Daredevila na samo dno. Kingpin przechwyca informację o prawdziwym nazwisku Daredevila, a następnie metodycznie, z premedytacją i głębokim rozmysłem ciągnie swojego odwiecznego wroga w dół. Matt Murdock traci pracę, pieniądze, dach nad głową, dziewczynę, wsparcie przyjaciół... nawet dobre imię. W ciągu kilku miesięcy nagle znajduje się na ulicy i niemal stacza w otchłań szaleństwa. To mroczna, dojrzała historia, której nie spodziewalibyśmy się po opowieści o facecie w trykotach, a dobrze przemyślane, niebanalne ilustracje tworzą idealną całość z fabułą. Wystarczy spojrzeć na poniższe dwa rysunki z pierwszych stron kolejnych rozdziałów. W Apokalipsie Matt śpi w swoim wygodnym, szerokim łóżku, rozparty w pozie na superbohatera. W Czyśćcu kuli się w wąskim łóżku w hotelowym pokoju tak małym, że wielkością przypomina jego poprzednie posłanie, kurczowo trzyma się prętów, jest mu zimno, wygląda na zastraszonego. Spójrzcie nawet na kolory obu plansz.


Sama postać Daredevila jest o tyle fascynująca, że to bohater stworzony w oparciu o skazę. Stracił wzrok w wypadku, który jednocześnie dał mu ponadnaturalne moce, przede wszystkim niesamowicie wyostrzone zmysły, dzięki którym może pewnie poruszać się, skakać po budynkach i walczyć bez sprawnych oczu. To postać o silnym poczuciu sprawiedliwości, walczy o nią nie tylko na ulicach w swojej masce, ale też na co dzień w sali sądowej jako prawnik. Wreszcie to osoba religijna, pełna wewnętrznych napięć i wątpliwości. W serialu często widzimy Matta rozmawiającego z księdzem, próbującego zdecydować, co jest dobre, a co złe, jak należy postąpić. Katolicka wiara głównego bohatera jest też punktem odniesienia całego komiksu Odrodzony: cała historia o upadku i powrocie superbohatera stawia paralelę pomiędzy męką i zmartwychwstaniem Jezusem Chrystusem a Daredevilem. Z jednej strony odważne posunięcie, z drugiej dość ograne i wyświechtane. Najlepiej na tym wychodzą ilustracje, niezwykle silnie przemawiające do czytelnika żadnych bez słów. Dla przykładu przedstawienie siostry Maggie i Matta w pozycji dobrze znanej jako pieta czy rozciągnięcie Matta na łóżku szpitalnym niczym na krzyżu robią naprawdę niesamowite wrażenie.


Po lekturze komiksu odnoszę jednak wrażenie, że Frank Miller nie lubi kobiet. Postać Karen Page jest dość groteskowa i smutna. Parę lat wcześniej wyruszyła na zachodnie wybrzeże Stanów, by spróbować swoich sił w karierze aktorskiej. Rzecz jasna nie udało jej się i teraz jako straszący chorobliwym wyglądem szkielet bez skrupułów, zasad i jakiejkolwiek woli wydaje swojego przyjaciela, a potem zostaje kochanką bandyty i okrutnika, byleby tylko opłacił jej podróż powrotną do Nowego Jorku. Nowa dziewczyna Matta zaś zadziwiająco szybko porzuca swojego chłopaka tylko dlatego, że zaczyna mu się źle powodzić i poświęca jej mniej czasu; zadziwiająco szybko też przechodzi do związku z jego najlepszym przyjacielem.


Niezbyt też zachwyciła mnie końcówka komiksu, gdzie znienacka dostajemy prostego jak cep wroga, który wyskakuje w samym środku Hell's Kitchen i robi totalne zamieszanie, do tego jeszcze nagle wpadają nam do komiksu inni superbohaterowie, częściowo usprawiedliwieni fabułą, częściowo zupełnie niepotrzebni. W porównaniu do reszty zakończenie dość banalną, prostą walką i wojskową intrygą wypada mizernie i niesmacznie. Z drugiej strony jednak dzięki tym końcowym fragmentom mogłam z satysfakcją przypomnieć sobie podczas oglądania Jessiki Jones, że chyba poznaję w drugoplanowym bohaterze jednego gościa z Daredevila. Co za gratka dla osoby, która mało co miała do czynienia z Marvelowskimi komiksami, choć trochę zabłysnąć ułamkiem wiedzy o tym olbrzymim uniwersum!


Jeśli chodzi o samo wydanie, jako komiksowy laik jestem nim zachwycona. Nie tylko znalazłam w nim wprowadzenie do twórczości Franka Millera, dzięki czemu mogłam osadzić w czasie i okolicznościach jego pracę nad tym komiksem, ale też całą genezę powstania Daredevila jako superbohatera i ewolucję jego wyglądu na przestrzeni lat. Spójrzcie tylko, na samym początku, w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, Matt Murdock uganiał się po Hell's Kitchen w żółtym, obcisłym wdzianku z narzuconym na niego skąpym, czerwonym stroju zapaśnika... moim zdaniem dość średnia stylówa.


Podsumowując, osobiście jestem bardzo zadowolona z mojego pomysłu z Arteteką i wypożyczeniem tego komiksu. Miał swoje momenty, sporo mi wyjaśnił i pokazał, a do tego okazał się mieć (do pewnego punktu) niezłą fabułę, dobre pomysły i czasami naprawdę genialne rysunki, nie mówiąc już o dość mrocznej, poważnej narracji. Po przeczytaniu zaś dowiedziałam się, że ten tomik jest uważany za jedną z najlepszych historii o Daredevilu. Nie potrzeba mi teraz nic więcej, jak tylko czekać na drugi sezon. A jeśli jeszcze nie widzieliście serialu Netflixa o niewidomym prawniku, nadróbcie zaległości, mocna rzecz. A potem KONIECZNIE zabierzcie się za Jessikę Jones!

Kot domaga się atencji w nieinwazyjny, lekceważący sposób. Jak można czytać komiksy, skoro kot?

0 komentarze:

Prześlij komentarz