Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

czwartek, 26 maja 2016

W TERENIE#5: Warszawskie Targi Książki i Komiksowa Warszawa 2016


Poprzedni weekend minął pod znakiem książkowej rozpusty i komiksowego pobłażania bez zbytniego przejmowania się stanem portfela i ciężkością coraz większej ilości toreb. Warszawa witała słońcem, bezchmurnym niebem i letnim klimatem, a Stadion Narodowy, choć jak zawsze niezbyt urodziwy, dziesiątkami stoisk wyłożonych od góry do dołu czytelniczą dobrością.



Promocje, targowe rabaty, kreatywne pomysły na zaprezentowanie książek, spotkania z autorami, a wszędzie wokół tłumy ludzi: czule pieszczący okładki wzrokiem, delikatnie muskający opuszkami palców twarde oprawy, przeglądający wnętrza, z roziskrzonym wzrokiem łowiący wypatrzone pozycje, lekko przytłoczeni ilością towaru, zmęczeni wielokrotnym obchodzeniem zatłoczonych przejść między stoiskami, spacerujący nieśpiesznie, przyciskający do siebie miłośnie swoje łupy.



Jedną z moich osobistych minitragedii jest to, że z kupna wielu książek rezygnuję, bo są tłumaczone z angielskiego. Dla zasady staram się nie czytać tłumaczeń z języka, w którym czytam. Dlatego co roku popiskuję cicho i wzdycham z ubolewaniem, patrząc na te tytuły, które bardzo chcę przeczytać, ale w oryginale. Zamiast tego wyszukuję autorów polskich i nieanglosaskich. Chciałabym kiedyś wybrać się na targi w Londynie...



Takim przykładem tytułu, do którego wzdycham, to "Małe życie". Niestety, oryginalnie po angielsku.



Zachwyciły mnie te minimalistyczne okładki Książkowych Klimatów...



...zaintrygowały niektóre wystawy...



...zaatakowała uczuciem wielka, pluszowa książka z człowiekiem w środku...



...Gwiezdne Wojny przykuły wzrok...



...rzuciły na kolana te piękności dla rasowych skrybów...



...rozczuliły cudowne zakładki...



...zafascynował las zwisających słuchawek, z których można było posłuchać audiobooków...



...przyciągnęły magnesy dla moli książkowych...



...i akurat stwierdziłam, że kupię sobie na próbę Zoskę Papużankę, gdy zorientowałam się, że autorka siedzi tuż obok i rozdaje autografy! Widzicie ją, tam po lewej przy stoliczku?


Komiksów też nie brakowało, choć jednak więcej nowości można spotkać na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi. Muszę tu koniecznie jednak wytknąć z ubolewaniem, że tegoroczne afterparty podczas Komiksowej Warszawy było niesamowicie ubogie. Przyszliśmy na Pomost 511, gdzie impreza gościła również w zeszłym roku, a tam... scena zastawiona jakimiś beczkami i gałęziami, żadnych sztalug do bitew komiksowych, wszędzie pełno ludzi, ale to nie ten sam tłum, który widujemy dwa razy do roku. Z wolna zebrało się sporo znajomych twarzy, choć nieszczególnie było gdzie usiąść. Za te beczki wskoczył żwawo Dem (poniżej) i zaczął odczytywać laureatów nagród Polskiego Stowarzyszenia Komiksowego, naśmiewając się, że nawet kartonowe tekturki, w które zawinięto opakowania z nagrodami, będzie można zachować na za rok, żeby zaoszczędzić...


Ale za to wcześniej Dem narysował nam kotka, który mazia!


Bazgrolle wydało na Komiksową Warszawę Barta. Sztuka, komiks, pieniądze. Zeszycik, nad którym się zaśmiewałam podczas obiadu. Pani na zdjęciu prezentuje franczyzowe skarpety, których ponoć jest autorką.


Superman nie jest zadowolony z Boby Fetta, który kontempluje Obcego.


Były domy z kotkami - do samodzielnego składania!


A na samej arenie działy się cuda. Tańce, piknikowanie, planszówki, modele, walki robotów i spotkania blogerów... Szkoda, że w tym roku wpadłam tylko na chwilkę. Nie opłacało mi się zostawać na trwającej naprawdę długo loterii, w której tym razem nie mogłam wziąć udziału ze względu na zasadę szesnastu wpisów z recenzjami książek na blogu w tym roku kalendarzowym. Niestety ten semestr jest dla mnie bardzo wycieńczający i dlatego tak często zamiast zwykłego wpisu widzicie tutaj tylko posty o "Wiosennych porządkach". Cóż, przynajmniej udało się zamienić na szybko kilka słów z Jankiem z Tramwaju nr 4.






Choć nie pograliśmy ze znajomymi w olbrzymią wersję Monopoly i nie udało mi się wykupić kieleckiego dworca, to jednak zagraliśmy w Neuroshimę Hex. Zdecydowanie za krótko, trzeba to będzie powtórzyć. A już na pewno nie raz wrócimy do Barn Burgera, najlepszych burgerów w Warszawie!


Co wyniosłam z tego wyjazdu, oprócz przeciążonych łydek i burgerowego sadełka? Tutaj możecie zobaczyć, co kupiłam:)

Tymczasem jednak - do zobaczenia na targach w Krakowie!

0 komentarze:

Prześlij komentarz