Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Na samym dnie amsterdamskiego piekła

Upadek

Albert Camus

P.I.W., 1971
francuska, paraboliczna, egzystencjalna
Strony: 110
Odczucia: ★★★/★★★★★

Czytałam Dżumę, czytałam Obcego, ale po Upadek nigdy bym z własnej woli nie sięgnęła. Tymczasem po przedarciu się przez gęsty monolog przyciężkawej warstwy narracyjnej dostrzec można frapujące nawiązania i uniwersalne przesłanie, całość zaś o dziwo najbardziej przypadła mi do gustu, porównując z innymi dziełami Camusa.

"Mexico City". Podła knajpa w najpodlejszej dzielnicy podłego miasta. Przysiada się do ciebie wesoły i rozgadany Clamence, barwny typ. Opowiada o swoim niegdysiejszym życiu w Paryżu, gdy jeszcze był wziętym prawnikiem. O tym, że niczego mu nie brakowało, a najmniej - poważania innych. Znany jako obrońca uciśnionych, biednych i sierot, Clamence grzał się w blasku uznania i pękał z dumy.

Kiedyś na szczycie, na świeczniku, czujący się jak ryba w wodzie tylko i wyłącznie na najwyższych piętrach, górnych pokładach, pozycjach na wysokości, dziś poniżej poziomu morza, w Amsterdamie, zapijając gorycz alkoholem z nieznajomym za towarzysza do kieliszka.

Droga w dół zaczęła się od jednego wyboru. Jednego momentu, gdy Clamence wybrał swoje własne bezpieczeństwo ponad troskę o innego, gdy zdecydował zignorować bliźniego w chwili, gdy najbardziej tego potrzebował.

Spirala o upadku z wolna nabierała rozpędu z każdym kolejnym poziomem zrozumienia prawdy o swoim życiu; uświadomienie sobie własnego egoizmu i hipokryzji, dostrzeżenie chciwości na komplementy i uznanie, pędu do władzy i poklasku, choć dotąd uważało się siebie za człowieka bezinteresownego, doprowadza niegdyś bezmyślnego i szczęśliwego bohatera do załamania, zniszczenia swojej reputacji i ucieczki przed swoim pustym życiem.

Z własnej nieprzymuszonej woli, po wielu perypetiach, dobrowolny upadek Clamence'a doprowadza go do ostatniego kręgu piekła; do Amsterdamu. Patrząc na kanały miasta z lotu ptaka można łatwo dostrzec kręgi piekielne, a "Mexico City" do miejsce najgorsze z możliwych, gdzie Clamence głosi swą ewangelię przy kieliszku, ostrzegając przez swoim losem i wykładając swoją filozofię moralności bezwzględnej, wymagającej poświęceń, ale i nie dającej możliwości odkupienia swoich grzechów. W świecie bez Boga, bez żadnych obiektywnych prawd i punktu zaczepienia, człowiek musi się pogodzić z faktem, że każdy z nas jest winny, nie ma niewiniątek. W związku z tym, by odzyskać wolność odebraną przez grzech, należy poddać się większej sprawie, tak jak on sam - sam sobie wyznaczył syzyfową karę opowiadania swojej historii kolejny i kolejny raz, osądzając się za każdym razem i zarazem uświadamiając powszechność swojej winy swojemu słuchaczowi.

Ponieważ zaś narracja prowadzona jest w drugiej osobie liczby pojedynczej, słuchaczem jest każdy czytelnik tej drobnej, brązowej książeczki.

Camus dyskretnie wplata w swoją uniwersalną parabolę o winie powszechnej wątki populacji niszczonych, upadłych, pogrzebanych przez ludzkość: w końcu miasto Meksyk, od którego wzięła nazwę knajpa, powstało na ruinach cywilizacji Azteckiej, a akcja dzieje się głównie w byłej dzielnicy żydowskiej Amsterdamu, co daje okazję do nawiązania do II. wojny światowej i holokaustu. Całość zaś przedstawionej koncepcji zilustrowana jest skradzionym i nigdy nie odnalezionym fragmentem Ołtarza Gandawskiego, obrazem pt. Sprawiedliwi sędziowie, ukazującym "sędziów udających się na spotkanie z Barankiem, a nie ma już Baranka ani niewinności".

Nie jest to lektura najłatwiejsza. Ale warto przysiąść się do Clamence'a i posłuchać.


PS Dzisiejszy wpis, nie pierwszy i nie ostatni, sponsoruje pewien egzamin.