Święta za pasem, za dwa dni św. Mikołaja, grudzień jak zwykle będzie pełen atrakcji. A co działo się w zeszłym miesiącu? Tak, to czas na...
Oprócz Katedry Marii Panny w Paryżu, o której już pisałam, podczytywałam kilka różnych książek, urządziłam trzecie Silent Reading Party, ale miałam też inne zajęcia. Na przykład chodzenie do kina.
Nowy początek (2016)
Najlepszym ze wszystkich filmów, jakie widziałam, był zdecydowanie inteligentny thriller s-f pod oryginalnym tytułem Arrival. Doktor Louise Banks na co dzień opowiada studentom o rodzinach językowych. W momencie, gdy wybucha światowy kryzys związany z pojawieniem się olbrzymich, niepokojących statków kosmicznych w różnych miejscach kuli ziemskiej, lingwistka zostaje poproszona o pomoc w tłumaczeniu, a może raczej zapoczątkowaniu komunikacji między ludźmi a obcymi. To nie jest spektakularny film przeładowany wybuchami i podniebnymi wyścigami, a ostrożna, cicha, intymna wręcz opowieść nie tylko o pracy naukowej z nowym językiem, ale też o Innym, które pomaga zrozumieć samego siebie. Po wyjściu z kina byłam zdegradowana do małej, drżącej kulki emocji, rozpracowującej zamysł twórców kawałek po kawałku, porównując, rozpracowując i gdybając. Zdecydowanie ważna pozycja dla wszystkich fanów science fiction, ale nie tylko. Więcej u Ryby.
Księgowy (2016)
Warty obejrzenia jest też Ben Affleck w Księgowym i choć nie jest to najwybitniejszy film ever, wciąż oglądało się bardzo przyjemnie. Ani na moment się nie nudziłam; historia cierpiącego na autyzm geniusza matematycznego, który pod przykrywką zwykłego biznesu sprawdza księgi rachunkowe dla mafii, jest przyzwoicie poprowadzonym dramatem. Bohater w dzieciństwie wiele wycierpiał, by móc jako dorosły żyć między ludźmi bez okazywania choroby, którą obrócił na swoją korzyść - zarówno ta część, jak i traktowanie bardziej cierpiących niż główny bohater jest naprawdę bardzo dobrze przedstawiona. Reszta jest wysoce nieprawdopodobna, nie wspominając o ciężkiej do kupienia kombinacji, jaką reprezentuje życie księgowego. Mimo wszystko wyszłam z kina zadowolona. W bonusie dostajemy J.K Simmonsa, a także Johna Bernthala (z natychmiastowym skojarzeniem: były Daredevil spotyka Punishera z Netflixa!)
Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć (2016)
Na ...zwierzęta... czekałam niecierpliwie. Do kina poszłam z dreszczem podniecenia, bo to przecież Rowling pisała scenariusz, reżyserem jest gość od ostatnich części Harry'ego Pottera, na swój sposób uroczy Eddie Redmayne ma grać Newta Scamandera, którego książeczkę czytałam jeszcze w gimnazjum, a poza tym przecież to znów świat magii, tylko w Ameryce, powiew świeżości! Co może pójść nie tak? Oglądam, oglądam: trochę ten Scamander lekko słaby na rozumie, mógłby trochę rozsądniej, ale niech będzie - przecież ma różdżkę, fantastyczne zwierzęta, a do tego nagle ląduje w odpowiedniku Ministerstwa Magii w Nowym Jorku! A ci Salemianie? Super sprawa! Wszystko gra. Zachwycona byłam aż do końcówki, w której zły wybór aktora, a potem idiotyczne, magiczne rozwiązanie wszystkich problemów i instaromans na jedną część z całej serii popsuły całe dobre wrażenie. Potem upierałam się jeszcze długo, że nie było przecież źle! Że się dobrze bawiłam! Że magia!...Um, tak. No cóż, magia jest, ale jest też całe mnóstwo luk, dziur, głupot i rzeczy po prostu słabych. Ryba potraktował film dużo ostrzej. Jeszcze tego brakuje, żeby w kolejnych częściach obrzydzili mi młodego Albusa...
Orphan Black (2013-2017)
Jeśli brakuje Wam seriali do oglądania, to muszę bardzo gorąco polecić Orphan Black. Kanadyjska produkcja bierze na tapetę wielkie korporacje, zagadki kryminalne, tajne spiski wojskowe, granice ludzkich możliwości, pytania etyczne związane z zabawą ludzkimi genami... Generalnie serial otwiera oczy na potencjalne możliwości i może być doskonałym początkiem rozmowy o posthumanizmie. Tatiana Maslany radzi sobie naprawdę fantastycznie, a po włączeniu odcinka trudno wyłączyć telewizor w trakcie, a często nawet darować sobie następny. Dobra rzecz.
Gra o tron. Intrygi Westeros
Wreszcie zasiedliśmy w tym miesiącu, żeby wypróbować skromną karciankę opartą na Grze o tron. Niestety z serialem i książkami ma to tyle wspólnego, że są zdjęcia aktorów, równie dobrze mogłaby to być prosta układanka dla dzieci, w której tak naprawdę trudno dobrze wypłynąć na wygraną. Minimalnie ciekawsza od wojny w karty. Nic szczególnego.
Krwiożercze duchy
Na Andrzejki uraczyliśmy się też w kolejną grę dla dwóch osób, składającą się z dwóch broszurek - instrukcji dla mistrza gry i gracza. Krwiożercze duchy wyglądają niepozornie, ale są ciekawie pomyślane i można w nie grać jak w prymitywne rpg mocno działające na wyobraźnię. Nie potrzeba nic więcej prócz tych dwóch książeczek, a żeby zacząć grę wystarczy przeczytać dwie strony krótkiej instrukcji. Teraz, po ogarnięciu całego zamysłu, na pewno spróbujemy jeszcze raz.
To by było na tyle. Przypominam o konkursie, który trwa do 15 grudnia, a także o styczniowym Silent Reading Party! A Wy? Co dobrze wspominacie z listopada?