Kogo oszukuję, i tak zazwyczaj w końcu decyduję się na książki.
Ja już wiem, jakie prezenty dla bliskich schowam pod choinką w tym roku. To co? Może Wam pomogę?
Dla mamy
Moja mama uwielbia Chmielewską.
Od dziecka pamiętam, że półka pod sufitem zapełniona była biało-czarnymi okładkami, a do tego rozsiane po domu egzemplarze tych książek, które mama właśnie czytała. Ileż to razy podchodziłam do niej, gdy ze śmiechu porykiwała na cały pokój, siedząc w swoim fotelu albo słyszałam donośny, nieopanowany śmiech gdzieś w łazience. Przybiegałam wtedy natychmiast, dopytując się uciążliwie, z czego taka radość - czasem zostawałam uraczona fragmentem mistrzowskich tekstów z ulubionych książek mamy: wypowiedzi pana Muldgaarda, wyczyny Lesia, przemyślenia Joanny, pomysły Alicji, rozmowy Tereski i Okrętki...
Tym razem zafunduję mamie Przeklętą barierę. Bo zawędrowała na mój wpis o dziesięciu książkach Chmielewskiej, które trzeba znać i stwierdziła, że tego jeszcze nie czytała. I tak, piszę o tym wprost, bo się już dogadałyśmy;)
Dla taty
Z tatą mam większy problem. Kiedyś czytał dużo Kinga i Koontza, więc prezentowałam mu Harrisa i Nesbø. Nie zawsze jednak, bo kiedyś dostał też Juliana Barnesa, honorowanego nominacjami i nagrodą Bookera pisarza angielskiego. Znam też takich ojców, którzy klasyką i ambitniejszą lekturą nie pogardzą - na przykład jednego, który co roku na wakacje bierze ze sobą Wahadło Foucaulta czy Wyspę dnia poprzedniego.
Może w takim razie zaszaleć i zaryzykować Krótką historię siedmiu zabójstw Marlona Jamesa? To głośna, jamajska powieść inspirowana reggae, Bobem Marleyem, Williamem Faulknerem, która zrobiła spore zamieszanie na rynku literackim, zdobywając nagrodę Bookera i spory rozgłos. Sama z chęcią bym przeczytała.
Dla babci
Zależy jaką macie babcię. Niektóre byłyby uszczęśliwione modlitewnikiem, książka o papieżu Franciszku, biografią świętego. Jeśli jednak Wasza babcia lubi czasem przeczytać książkę historyczną, to mam propozycję jak znalazł. W zeszłym roku uszczęśliwiłam moją mamę Grą w kości Elżbiety Cherezińskiej, sfabularyzowaną opowieścią o naszym rodzimym Bolesławie Chrobrym i młodziutkim cesarzu Cesarstwa Rzymskiego, Ottonie III, który odczuwa dziwną fascynację śmiałym, gwałtownym księciem słowiańskim i postanawia zjawić się u niego na zjazd. Tak, Zjazd Gnieźnieński. To śmiało zarysowana, historycznie dopracowana i pasjonująco napisana powieść, która na długo zostaje w pamięci. Zresztą, pisałam już o niej tu.
Dla dziadka
Mój dziadek pożerał kryminał za kryminałem. Jak skończył obrabiać wszystkie, które wziął z biblioteki, jechał z wózeczkiem do biblioteki i wypożyczał kolejny stos, żeby znów mieć co podczytywać. Też lubił Chmielewską, ale nie pogardził też małymi, czarnymi książeczkami gorszego sortu, dostępnymi w bibliotekach w ilościach hurtowych. Dlatego na myśl przychodzi mi albo Katarzyna Bonda, albo Leszek Herman. Ten ostatni świeżo wydał Latarnię umarłych, w której znajdziemy i nadmorski koloryt, i tajemniczą intrygę z czasów drugiej wojny światowej, spisek i skandynawskie legendy. Brzmi jak dobra mieszanka.
Dla natolatka
Pisałam kiedyś o Nethergrimie Matthew Jobina, pierwszym tomie fantastycznego cyklu młodzieżowego o dzielnym chłopaku, któremu marzy się okiełznanie magii. Może zacytuję z mojej własnej recenzji? "Początek serii, którą z czystym sercem poleciłabym młodzieży jeszcze za młodej na perwersje i agresje Pieśń lodu i ognia George'a R. R. Martina, już za starej na Opowieści z Narnii C.S. Lewisa, ale nie na tyle wyrafinowanej, by czytać starą dobrą Ursulę Le Guin i jej Czarnoksiężnika z Archipelagu. To powieść poprawna i strawna, a przede wszystkim o niebo lepsza niż fatalny Eragon Christophera Paoliniego. Fantasy dla młodych w niezłym wydaniu i tłumaczeniu." Na rynku mamy dostępny już drugi tom serii.
Dla nastolatki
Ostatnio zasłyszałam z kilku źródeł o książce, która wszystkim na pierwszy rzut oka kojarzy się z Małgorzatą Musierowicz z powodu okładki i miejsca akcji, a tak naprawdę chyba więcej ma wspólnego z Hanną Ożogowską zmieszaną w jakimś szalonym, współczesnym miksie z czeluściami internetu, w których tworzona jest fikcja fanowska na tematy absolutnie wszelkie. Tak, mówię o Fanfiku Natalii Osińskiej. Z jednej strony słychać głosy, że książka ma walory edukacyjne, bo porusza ważne problemy i można łatwo się w niej odnaleźć, z drugiej przemawiająca do czytelnika, głębsza teenage drama z cudownie przezabawnymi odniesieniami do popkultury, a przede wszystkim popkultury tworzącej fanowsko - Tośka zastanawia się między innymi, czy umiejętności rzeczowego streszczania policjanta biorą się z hobbystycznego pisania drabbli, a ojcu opowiada o mpregu Fiyero/Tony Stark. Sama nabrałam ochoty przeczytać!
Dla dziecka
A co dla dzieciaka, który może jeszcze sam nie czyta, ale chętnie posłucha i poogląda barwne ilustracje? Ja będę szczerze zachwalać piękne książeczki Michała Rusinka, przede wszystkim Wierszyki rodzinne i Wierszyki domowe. Na każdej stronie, kunsztownie zapełnionej rysunkami, znajdzie się krótki wierszyk tematyczny, który aż się prosi o czytanie na głos.
Mam szczerą nadzieję, że cokolwiek pomogłam w odnalezieniu pomysłu na prezent choć dla jednego członka rodziny. Macie inne propozycje? Podzielcie się! :)