Oh boy. Usmażmy sobie romans. Ale taki, wiecie, niezły. Lekkie, zgrabne czytadło, takie, które pomimo prostoty błyskawicznie wciąga i nie puszcza. Powieść, która oferuje ukojenie, obowiązkowe spięcie romantyczne, konflikt wewnętrzny, piękną historię miłosną. Według przepisu z Moulin Rouge, niech nie kończy się to dobrze, niech wyciśnie trochę łez. I dopakujmy szczelnie powtarzalnymi motywami i tropami, bez tego ani rusz. A na koniec kokardka z poważnym tematem, podróżą wgłąb , odkrywaniem siebie na nowo, wyzwalaniem.
W Zanim się pojawiłeś nie spodziewamy się tylko dylematu moralnego, na którym zasadzona jest fabuła.
Eutanazji.
Cytując główną bohaterkę:
Eutanazji.
Cytując główną bohaterkę:
I know this isn’t a conventional love story.
To nie jest wielka literatura, ale też nie do końca typowy, do bólu sztampowy romans. Jest trochę ambitniej, a czyta się wyśmienicie.
Louisa (Lou) Clark ma już dorosłe 26 lat na karku, ale daleko jej do ustatkowania. Straciła pracę w sielskiej kawiarence, coraz trudniej jej znaleźć wspólny język z chłopakiem-sportowcem amatorem, z którym jest, wydaje się, od zawsze. Nigdy nie myślała o przyszłości. Jej umysł podąża swojskimi, zaściankowymi dróżkami, brak jej wyrazu i pomysłu. Jedyna rzecz, która ją wyróżnia, to ekscentryczny styl ubierania - jej ulubioną częścią garderoby są rajstopy w czarno-żółte poprzeczne paski.
Przełom w jej cichym życiu następuje w momencie, gdy zostaje zatrudniona jako opiekunka, czy raczej dama do towarzystwa, pewnego faceta na wózku. Will Traynor nigdy by na nią nie spojrzał, gdyby nie stracił władzy w nogach i rękach; pochodzący z wyższych, a na pewno bogatszych sfer, Will niegdyś brylował w wielkim świecie, wspinał się na Kilimandżaro, skakał ze spadochronu, prowadził wykwintne i ekskluzywne życie Londynie, gardził plebsem, najprawdopodobniej też spałby na pieniądzach. Generalnie był szczęśliwym dupkiem. Wypadek skazał go na życie inwalidy, przez co stracił wszystko, co dla niego składało się na sens istnienia.
Lou szybko odkrywa, że Will generalnie chce się zabić, a najlepiej, żeby go wywieźli do Szwajcarii i załatwili sprawę szybko, legalnie i po cichu. Rodzina wywalcza sześć miesięcy; Lou postanawia w tym czasie pokazać Willowi, że jednak opłaca się żyć. Następuje więc walka z czasem, a na dodatek też rodzi się nieśmiałe uczucie...
Co mam do zarzucenia tej książce, to stek stereotypów, jakimi karmi czytelnika: sytuacja w stylu Pigmaliona (wykształcony, bogaty światowiec i erudyta uczy młodą ignorantkę, jak doceniać muzykę klasyczną, krytycznie czytać inteligentne książki, oglądać ZAGRANICZNE filmy Z NAPISAMI - cóż to ekscentryzm dla zalęgłej na prowincji Brytyjki! - nie brzmi jak Christian Grey i Anastasia Steele?), spełnienie mokrych snów o złym chłopcu (którego rzecz jasna można naprawić i najlepiej wyleczyć jak Colina Cravena z Tajemniczego ogrodu), stworzenie kolejnej pixie manic dream girl (poprzez pomieszanie niezgrabnej, beztroskiej i gadatliwej bohaterki Disneya z zaściankową, zwykłą dziewczyną z klasy niższej - brzmi jak Bridget Jones?).
W co jestem gotowa uwierzyć, to mechanizm, jaki pomaga Lou pokonać traumę, przez którą się zamknęła w swojej - wybaczcie modne słowo - strefie komfortu. Dziewczyna próbuje wyciągnąć ze skorupy bardziej zamkniętego w sobie gościa, niż ona sama. Podobnie jest z nieśmiałością: często można ją pokonać, pomagając osobie bardziej nieśmiałej niż my sami. Przyznam, że mimo wszystko te wszystkie elementy zbierają się w zgrabną całość. Zadowala też to, że relacja partner-uczeń nie jest jednostronna, każde z nich czegoś się uczy od tego drugiego.
W co jestem gotowa uwierzyć, to mechanizm, jaki pomaga Lou pokonać traumę, przez którą się zamknęła w swojej - wybaczcie modne słowo - strefie komfortu. Dziewczyna próbuje wyciągnąć ze skorupy bardziej zamkniętego w sobie gościa, niż ona sama. Podobnie jest z nieśmiałością: często można ją pokonać, pomagając osobie bardziej nieśmiałej niż my sami. Przyznam, że mimo wszystko te wszystkie elementy zbierają się w zgrabną całość. Zadowala też to, że relacja partner-uczeń nie jest jednostronna, każde z nich czegoś się uczy od tego drugiego.
Live boldly. Push yourself. Don't settle.
Co prawda bywają teksty, od których nie wiadomo, czy zacząć wyszywać makatkę z cytatem, czy próbować opanować mdłości od nadmiaru pozytywnej energii. Podsumowując jednak, choć to nie była najlepsza książka świata, jak na lekki romans faktycznie pozwala zastanowić się nad ważnymi rzeczami. Stawia czytelnika przed niemożliwym wyborem moralnym. Nie jest do końca oczywista. Chyba jeszcze kiedyś zajrzę do Jojo Moyes. A na pewno obejrzę przy okazji film z matką smoków, Emilią Clarke, w roli Lou.