Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

sobota, 31 marca 2018

W TERENIE#14: Spektakl Visit Qo'noS i Sztokholm!


Może nie słyszeliście, ale na naszej planecie pojawili się kosmici. I wcale nie są zielonymi ludzikami, a rasą dumnych, honorowych i gwałtownych wojowników. Grupa Klingonów z domu Duras, Ban’Shee, Mara, Morath i Klag, w porozumieniu z Klingońskim Instytutem Wymiany Kulturowej zorganizowali z Szwecji specjalne spotkania w teatrze Turteatern w Sztokholmie, by przedstawić swoją kulturę ignoranckim Terranom. W piątek 23 marca byłam jedną z tych Ziemian, którzy dostąpili zaszczytu oglądania próbki kultury klingońskiej, wysłuchali, jak bardzo Klingoni pogardzają naszą słabą według nich rasą, a także uśmiali się serdecznie z genialnej komedii odgrywanej na scenie przez czwórkę utalentowanych aktorów.

Tak, nie pomyliliście się. Pojechałam na weekend do Sztokholmu, żeby zobaczyć hołd dla najbardziej charakternej i awanturniczej rasy ze Star Treka. I było absolutnie genialnie. 

Zapraszam na fotoreportaż.


Już w kolejce do wejścia na scenę inni widzowie byli zdziwieni, jak bardzo moja ekipa się poświeciła, żeby należycie powitać Klingonów. Nie dość, że przyjechaliśmy specjalnie z Polski, to jeszcze wystąpiliśmy w strojach Gwiezdnej Floty, wyposażeni w fazery i komunikatory. 


Tak wyglądało nasze przygotowanie do wyprawy do teatru.


Tymczasem niezależnie od stroju już od pierwszych słów sztuki wszystkich na widowni zmroziło. Klingoni byli głośni, agresywni i roszczeniowi. Niedwuznacznie dali nam do zrozumienia, że są absolutnie obrzydzeni tym, że muszą z nami przebywać, że nasze zwyczaje są dla nich mierżące, cywilizacja słaba i niegodna, a tak w sumie to nadajemy się tylko na sługusów. Ale takie mają rozkazy, żeby nas przynajmniej trochę uświadomić, bo jest szansa, że ktoś wybierze na Qo’noS, rdzenną planetę Klingonów. Moglibyśmy przynajmniej okazać tyle przyzwoitości, by liznąć ichniejszej kultury.

I tak zostaliśmy uświadomieni w temacie geografii, historii, sztuki, zwyczajów, kuchni i wielu innych aspektów klingońskiego życia. Rozdawano Krwawe Wino, Gagh, czyli przysmak przyrządzony z wężowatych glizd (spróbowałam – bardzo słone i za nic nie da się szybko domyć rąk po tym sosie). Odegrano historię legendarnego Kahlessa Niezapomnianego oraz baśń o dwóch sercach, którą przytacza się przy ceremoniach ślubnych. Zainscenizowano po raz pierwszy publicznie Romea i Julię w oryginalnym klingońskim. Zaśpiewano kawałek opery.


A także pogardzano, wyzywano, poniżano, szczególnie podczas sekcji analizującej różnice pomiędzy ludźmi a Klingonami – ta wywołała ogromne salwy śmiechu, bo była fantastycznie komediowo odegrana. Przykład? Jak ludzie wychowują dzieci: „Nie bijcie się, kochane misiaczki, kochanie, przestań, oddaj tę zabawkę”. Jak Klingonie wychowują dzieci? „Walczcie ze sobą na śmierć i życie, inaczej rodzina straci honor!”

Chyba największy afront, jaki uczyniliśmy naszym galaktycznym sąsiadom, to ich przedstawienie w najnowszym serialu startrekowym Discovery, które ostatnio tak krytykowałam. Osobny fragment przedstawienia został poświęcony wtłaczaniu widowni do głowy, że Klingoni ani nie wyglądają, ani nie mówią, ani nie pieprzą tak, jak zostało to pokazane w serialu. Oj, byli wściekli, jak bardzo krzywdzący dla nich był ten serial. I bardzo słusznie!


Spektakl, na którym byliśmy, był przedostatni. Grano go od lutego do marca. Największy łut szczęścia, jaki nas spotkał, to ogłoszenie już po tym, jak kupiliśmy bilety, że po tym konkretnym przedstawieniu wystąpi Marc Okrand. Amerykański lingwista, który został jako pierwszy wynajęty do filmów i seriali z cyklu Star Trek, żeby rozpisać język klingoński, przyjechał do Sztokholmu tak jak my, jako widz. 

Zaserwował jednak zgromadzonym na pogadankę na temat swojej historii i anegdotek związanych z filmowaniem scen po klingońsku, tłumaczeniem, spisywaniem słownika, tworzeniem reguł gramatycznych w biegu, pod wpływem wymowy czy pomyłki aktora. Z czasem musiał starać się naprawdę nieźle gimnastykować, by wymyślać kolejne synonimy, końcówki fleksyjne i przyimki, dostosowując się do pojedynczych, już nagranych scen. Przedstawił, skąd się wziął jego pomysł na składnię języka – po prostu wziął najmniej spotykaną strukturę zdania na świecie, z dopełnieniem na początku – i to, jak ten sztuczny język ożył po wydaniu słownika. Teraz ludzie sami tworzą, wymawiają i zniekształcają słowa po klingońsku, przez co powstają takie niepoprawne zbitki językowe, jak nazwa kultowej już broni – bat'leth.


Po wystąpieniu podeszliśmy do Marka prosząc o zdjęcie, przy okazji pytając, czy kojarzy książeczkę z rozmówkami klingońskimi, którą przywieźliśmy specjalnie ze sobą. Okazało się, że zna aktora, który podkładał głos pod nagrania z przykładową klingońską wymową!



Podczas pogadanki Marka z boku widowni cały czas stał jeden z Klingonów z przedstawienia, Klag, w pełnym przebraniu. Popijał piwo i co jakiś czas zgryźliwie komentował między innymi prawdziwe znaczenie takich dramatów Szekspira jak Hamlet („Komedia!”) czy Wiele hałasu o nic („Tragedia!”). Gdybyście nie wiedzieli, dopiero niedawno Instytut Języka Klingońskiego zebrał się do odtwarzania sztuk szekspirowskich do oryginalnego klingońskiego. Otóż Szekspir bezczelnie użył istniejących już scenariuszy dramatycznych z innej planety, które mają oryginalnie zupełnie inny wydźwięk. Na przykład Hamlet ukazuje kryzys archetypu klingońskiego woja, odważnego, gwałtownego, podejmującego błyskawiczne decyzje, szybko wyzywającego na pojedynek, za wszelką cenę broniącego honoru.


Klag potwierdził, że szanuje Kraków za ziejącego ogniem smoka i zapiekankas, mimo tego że to ludzkie miasto.


Po spotkaniu z twórcą słownika była też chwila dla Akademii Klingońskiej, szwedzkiego stowarzyszenia mającego na celu naukę i popularyzację klingońskiego. To oni tłumaczyli fragmenty Romea i Julii oraz inne kawałki na potrzeby spektaklu.

Okazało się, że Mark nie raz natychmiast dostawał odpowiedź, gdy nie pamiętał jakiegoś słówka podczas swoich wypowiedzi, bo tych dwóch nerdów zna jego słownik chyba na pamięć! Jeśli będziecie mieli ochotę pouczyć się klingońskiego, walcie do tych gości. Mówią też świetnie po angielsku.


Jeśli chodzi o sam Sztokholm, miałam wrażenie, że to najprzyjaźniejsze miejsce na świecie. Proste, zrozumiałe oznakowanie metra i autobusów, wszędzie informacje po angielsku, doskonała informacja turystyczna. Ludzie sami podchodzili do szukających drogi, bezinteresownie oferując pomoc, ustawiali się w grzecznych kolejkach, zero rozpychania. Wszyscy zadbani, piękni... i wysocy. Tak, czułam się dość nisko ;)


Uliczki starego miasta, Gamla Stan, były urokliwe, zawiłe i kryły wiele fantastycznych restauracji i sklepików z pamiątkami tak uroczymi, że trudno było mimowolnie nie wykrzykiwać od czasu do czasu słów zachwytu.


Niestety nie zwiedziliśmy zbyt dużo w ciągu weekendowego wypadu prócz jednego muzeum, targu z żywnością, starego miasta, pałacu i parlamentu (te dwa ostatnie tylko z zewnątrz), ale chętnie jeszcze kiedyś wrócimy. Naprawdę szalenie nam się podobało, choć lokalne ceny mocno obciążyły nasze polskie portfele.



Fantastyczne było jednak między innymi to, że na bilecie 72-godzinnym nie tylko mieliśmy z głowy przejazdy autobusami i metrem, ale o dziwo też promami. Świetna sprawa!



Na koniec mam do zachwalenia pewną nerdzką księgarnię, w której można się zgubić, a potem przetracić wszystkie pieniądze. Dwupiętrowy sklep z wszelkimi dobrami, Science Fiction Bookhandlen, to dwa piętra czystej przyjemności nerdzenia. Półki z książkami, komiksami, filmami, gadżetami z wszystkich najpopularniejszych tytułów mogą zawstydzić niejeden konwent. Sama nie mogłam zwalczyć pokusy, jak zobaczyłam moje ulubione komiksy Sarah's Scribbles i Hark! A Vagrant po angielsku, a do tego rewelacyjną grę karcianą na podstawie Jane Austen – Marrying Mr Darcy. Jednym i drugim chwaliłam się na Instagramie.

I co tu dużo mówić, koniecznie wybierzcie się do tego sklepu jak będziecie w centrum Sztokholmu! Bookspot jakich mało:)







To by było na tyle mojej relacji z weekendu w Sztokholmie. Miasto na medal!


Chcecie więcej na ten temat? Ryba też zrobił relację ;)

0 komentarze:

Prześlij komentarz