Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

czwartek, 30 kwietnia 2020

Kup pan duszę. "Martwe dusze" Mikołaja Gogola


Pyza Wędrowniczka z Pierogów Pruskich i Naia z Literackich skarbów świata całego po raz drugi organizują Nabokoviadę, czyli wspólne czytanie klasyki i konfrontowanie jej z wykładami z literatury Nabokova. Tym razem zajmują się konkretnie literaturą rosyjską i zaczynają od Martwych dusz Gogola. A ja, skoro dziś skończyłam czytać zarówno Gogola, jak i Nabokova o Gogolu, też zamierzam się wypowiedzieć na doczepkę.

Z braku laku ściągnęłam sobie Martwe dusze z domeny publicznej w tłumaczeniu Zygmunta Wielhorskiego, dostępne na Wikiźródłach. Rzecz jest z 1876 roku, trzydzieści cztery lata po opublikowaniu oryginału, ale na wiele dłużej przed reformą ortograficzną, więc samo w sobie czytanie tego tekstu było przygodą pełną najrozkoszniejszych sformułowań z głębokiego XIX wieku. Z drugiej strony, po przeczytaniu cytującego w najlepsze Nabokova, mogłam sobie porównać to stare polskie tłumaczenie z tym używanym w wykładzie, a następnie dojść do wniosku, że ten stary przekład jakiś piękny i dokładny to nie jest. Wydaje się, że mogłam sporo stracić taką decyzją, bo na przykład końcowe odwracanie uwagi autora od tego, że bohater ucieka jak niepyszny, ale jednocześnie bez żadnej kary, jest chyba zupełnie z tłumaczenia Wielhorskiego wycięte.

Pięknie zaczynam od końca, nie zarysowawszy, o czym Martwe dusze w ogóle są. Ja sama przed lekturą głównie Gogola kojarzyłam z groteskowego Nosa, gotyckiego Wija  i historycznego Tarasa Bulby, tymczasem Rewizora znam tylko ze słyszenia, a o Martwych duszach nie wiedziałam nic. Otóż jest to pierwsza i ostatnia powieść z ostatecznie niedokończonego cyklu, opowiadająca o nader nijakim bohaterze, Cziczikowie. Cziczikow był „nie bardzo przystojny, ale i niebrzydkiéj powierzchowności, nie za nadto otyły, ale i niezbyt szczupły; właściwie nie stary, ale téż i nie za nadto młody. Przybycie jego nie sprawiło w mieście żadnego wrażenia i nie towarzyszyło mu nic szczególnego”. Nic szczególnego, oprócz strategicznego zaprzyjaźniania się z najbardziej wpływowymi obywatelami gubernialnego miasta N., a następnie równie zdeterminowanego poszukania właścicieli ziemskich, którzy byliby skłonni pozbyć się tak zwanych martwych dusz. Cziczikow skupuje i pozyskuje chłopów, którzy w świetle prawa wciąż figurują w rejestrze jako żywi i płaci się od nich podatki, a tymczasem już im się zmarło.



Mnie w tej opowieści najbardziej podoba się fantastyczna satyra na filisterstwo; różnorakie figury gospodarzy odmalowane są w tak rozrywkowy sposób, że trudno się nie roześmiać. Groteskowa Koroboczka sama nie wie, jak się ma, ale każdego zmarłego potrafi wyrecytować z pamięci. Mdły Maniłow jest obrazkiem idealnego pretensjonalnego paniczyka, który na gospodarstwie się nie zna, ale przed domem ustawił sobie świątynię dumania. Kwadratowy, potężny Sobakiewicz, który niesamowicie twardo stąpa po ziemi i mimo rozespania, obżarstwa i narzekanctwa potrafi się nadwyraz skutecznie i inteligentnie targować. Do tego jeszcze szalony Nozdrew, zapijaczony, kłamliwy utracjusz, żyjący od jarmarku do jarmarku oraz Pliuszkin, doprowadzające swoje gospodarstwo do upadku skąpiradło, składujące u siebie w domu wszystko, co mu się nawinie pod ręce. Same te portrety i ich rozmowy z Cziczikowem to wyśmienita zabawa.

Według Nabokova jednak to nie ta groteska jest siłą tej powieści. W swoim wykładzie opowiada o szeregu artych uwagi aspektów. Po pierwsze, sam bohater, „kreatura szczególnego Gogolowskiego chowu”, w którym Nabokov widzi nieudolnego wysłannika diabła, gnijącego od środka czerwia (więcej o tym pięknie pisze Pyza). Po drugie, paradoksalnie, wszyscy żywi bohaterowie zapełniający karty powieści to bardziej martwe dusze niż te kupowane przez Cziczikowa; tymczasem ci autentycznie martwi, gdy opowiada o nich Sobakiewicz lub wyobraża je sobie Cziczikow, chwilami wydają się bardziej od tych żywych pełnokrwiści. Po trzecie i chyba najważniejsze, Nabokov chwali kunszt Gogola jako pisarza. Mówi, że przed Puszkinem i Gogolem nikt tak nie odmalowywał kolorów; przed Gogolem trudno szukać tak wyśmienicie opisywanych drobnych wydarzeń, trzecioplanowch bohaterów, przejść od sceny do sceny czy wręcz wymyślonych na potrzeby metafory postaci czy całych grup, które zaczynają żyć własnym życiem wewnątrz tekstu.

Niewątpliwie czytanie wykładu Nabokova uwypukla pewne wartości, które trudno wyłapać, czytając archaiczne tłumaczenie z domeny publicznej. Dodatkowo bardzo dużo kontekstu, tylko zarysowanego we wstępie Zygmunta Kierdeja z mojego wydania, Nabokov dopowiada na temat autentycznej, tragicznej historii pisania drugiej części Martwych dusz. Ponoć Puszkin, zanim jeszcze cokolwiek Gogol wydał jako młodzieniec, już widział z nim wielkiego twórcę. Duża presja początkowo napędzała młodego Gogola, a jego płodna i różnorodna twórczość zachwycała rodaków.

Niestety jego największe dzieło, które z zamierzeniu miało być trzyczęściowe i nawiązywać do Dantego, skończyło się na świetnej pierwszej części, czyli właśnie tych tutaj opisanych Martwych duszach. Kolejne nigdy nie doszły do skutku. Talent zawiódł twórcę, wszelkie próby dalszego pisania wychodziły miałkie, bez tego samego wyrazu. Gogol miotał się po Europie w poszukiwaniu natchnienia, dziwaczał i pogrążał w fanatyzmie religijnym. Gloryfikował rolę pana jako boskiego pośrednika miedzy chłopami a Niebem, chociaż jego ostatnie dzieło wielu ludzi odczytało jako potępienie feudalnych stosunków pańszczyźnianych. Ostatecznie większość rękopisów drugiej części Gogol puścił z dymem i nic więcej wartego uwagi nie wydał oprócz dość wstecznych i mocno krytykowanych fragmentów listów. Z jednej strony, to szalenie ciekawa, ale z drugiej, mocno przygnębiająca historia literackiego geniuszu, który palił się niestety zbyt krótko.



Martwe dusze
Mikołaj Gogol
Redakcya Kuryera Poznańskiego, 1876
374 strony
Odczucia: ★★★★/★★★★★

0 komentarze:

Prześlij komentarz