Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Best quality anwers to my never verbalised kink meme prompts


Sarah Waters
The Night Watch

Wydawnictwo: Virago
Rok wydania: 2006
Stron: 503

Wyblakły grzbiet głosi, że Waters to jedną z najlepszych współczesnych opowiadaczy historii. I wiecie co? Tym razem blurb nie kłamie, nie koloryzuje, nie przesadza. Sarah Waters pisze fantastycznie.

The Night Watch to trzecia książka tej autorki, jaką mam przyjemność pochłonąć w ciągu ostatnich, ilu, dwóch lat? Uwielbiam jej sposób opowiadania, jej powolne, ale niewyobrażalnie wciągające i przejmujące historie, jej krwistych, namacalnych bohaterów, jej historie miłosne, które budują się na bardzo drobnych, zdawałoby się prawie nic nie znaczących rzeczach, które przeradzają się powoli w obsesję niszczącą jak fala tsunami.

Najpierw zupełnie niechcący wpadłam na Fingersmith, czyli Złodziejkę po polsku. Zaintrygował mnie angielski dwuznaczny tytuł, który nawiązuje do, hmm, zabawy palcami pomiędzy kobietą a kobietą, powiedzmy. Książka historyczna z epoki wiktoriańskiej, świetnie napisana, trzymająca w napięciu, pomysłowa, dickensowska, przekombinowana, świetna. Nie mogłam jej odłożyć ani na moment.

 Wink-wink, nudge-nudge. [z moich notatek na temat książki]

Zaczyna się od tego, że pokojówka zakochuje się w swojej pani, i to z wzajemnością. Ale to tylko jedna trzecia całej prawdy, która pozwala zrozumieć całą intrygę. Bardzo polecam.

Przyciągana przez fascynujący kobiecy homoerotyzm w wiktoriańskiej oprawie, rok później sięgnęłam po Tipping the Velvet, Muskając aksamit po polsku. W tytule znów pojawia się slang dotyczący kobiecego obcowania.


Waters writes best quality anwers to my never verbalised kink meme prompts. [jak wyżej]

Było mocno, intensywnie, momentami brudno i perwersyjnie, w innych momentach czysto i wzruszająco. Brytyjskie music halle, przebieranki, kobiety jako faceci, piękne fascynacje, cudowne przyjaźnie, zdrady, rodzące się nieśmiało miłości, bieda, zepsute wyższe sfery, utrzymanki, kluby lesbijskie i wyszukane zabawki erotyczne. To wszystko i jeszcze więcej w przejmująco napisanej i naprawdę dobrej powieści.

Uwielbiam ten odcinek Mirandy (Nie znasz tego serialu? Co tu jeszcze robisz?! Leć oglądać!), w którym najpierw wyprawiają przyjęcie w stylu Dumy i uprzedzenia,  by znaleźć Mirandzie mężczyznę. Gdy Miranda jak zwykle strasznie mąci i niechcący wmawia wszystkim, że tak naprawdę jest lesbijką (żeby ukryć jakoś fakt, że wciąż nie ma faceta), jej mama bez zmrużenia okiem przemienia przyjęcie na modłę Tipping the Velvet. Cóż, w końcu goście już zaproszeni, jak by to wyglądało? 

Dlatego gdy będąc w Wielkiej Brytanii natknęłam się na przecenioną, używaną, sczytaną książkę Sary Waters, wzięłam bez wahania. Okazało się, że natknęłam się na coś jeszcze lepszego niż dotychczas. 

Londyn, blitz. Druga wojna światowa i jej następstwa, opowiadane od końca. Cztery osoby: zazdrosna lesbijka w dziwnym związku, chłopak, który wyszedł z więzienia, kochanka żonatego mężczyzny i milcząca chłopczyca. Zaczynamy od powojnia: widzimy skutki, osoby bez celu w życiu, odrętwienie, strach, historie są urwane, niezrozumiałe, ale poruszające. Potem cofamy się do końca wojny. Odkrywamy niektóre przyczyny, rzeczy straszne, rozpaczliwe, przerażające, piękne. Na koniec widzimy sam początek, środek wojny, pierwsze spotkania, ostatnie pożegnania.

O Sarze Waters napiszę pewnie niejeden raz. Nie sposób nie zakochać się w jej brutalnej wrażliwości.

2 komentarze:

  1. Ciekawie piszesz, też zaczynam do Ciebie częściej zaglądać :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń