Cheryl Strayed
Dzika droga
Żeby założyć Monstrum na plecy, musiała niemalże usiąść na podłodze, przykucnięta, rozhuśtać ciężar, a potem zaprzeć się, wciągnąć po rurze od klimatyzacji, niechcący oderwać fragment obudowy i dopiero stanąć na dwóch nogach. Plecak ważył ponad dwa razy tyle, co ona sama. Po kilku dniach: obtarte do krwi stopy w bąblach, otarcia od plecaka na plecach i bokach, zepsuta kuchenka turystyczna, co chwilę myśli o powrocie.
Cheryl, która naprawdę zmieniła sobie po rozwodzie nazwisko na Strayed, czyli dosłownie "zabłąkana" czy "zagubiona", w wieku 26 lat odbyła trwającą prawie sto dni wędrówkę. Samotnie przeszła dużą część ponad 4000 kilometrowego szlaku Pacific Crest Trail, wiodącego po górach leżących na zachodnim wybrzeżu USA, od granicy z Meksykiem po Kanadę, przez Kalifornię, Oregon i Waszyngton, przez góry Kaskadowe i Sierra Nevada. Po latach Cheryl napisała powieść, w której opisuje tę przygodę. Dwa lata po wydaniu wspomnienia zostały zekranizowane jako Wild z Reese Witherspoon, znaną przede wszystkim jako legalna blondynka.
Po seansie pozostaje z nami muzyka,
nie da się nie nucić na napisach: I'd rather be a sparrow than a snail. Yes, I would. If I could. I surely would...
Czytając, ma się ochotę samemu zarzucić plecak i ruszyć w trasę; jeśli nie na własne oczy zobaczyć bajeczne widoki PCT, to przynajmniej pojechać w Tatry. Przyjaźń i braterstwo na szlaku, serdeczność i hojność większości napotykanych osób, szalone przygody na szlaku, które mimo niebezpieczeństw zawsze kończą się dobrze - niezmiernie podnoszą na duchu. Trzymamy kciuki, gdy Cheryl prze przed siebie w za małych butach, wyczekujemy z nadzieją kolejnych paczek z zapasami, nachodzi nas ochota na lemoniadę, gdy Cheryl marzy o napoju gazowanym, oblatuje nas strach, gdy bohaterce zostaje tylko kilka centów przy duszy na kolejne kilkaset mil tułaczki. Obserwujemy, jak Cheryl mierzy się ze swoimi demonami, by w końcu oczyścić się, odpuścić, wybaczyć i doznać wybaczenia. Fascynuje zarówno fizyczny aspekt wyczerpującego wysiłku, techniczne elementy wędrowania z całym dobytkiem na plecach, ale też historia Cheryl i jej stopniowa przemiana.
Na pewno znajdą się tacy, dla których powieść będzie objawieniem, którzy zachłysną się wędrówką dzikiego serca przez dzikie szczyty, pasją i determinacją Cheryl, jej sposobem na poradzenie sobie z problemami, którzy będą podkreślać inspirujące cytaty i do nich wracać. Dla mnie jednak ta książka była przede wszystkim wciągającą i lekką lekturą, którą połknęłam w błyskawicznym tempie. Przypadł mi do gustu żartobliwy, ludzki ton opowiadania o trudach szlaku, o braku przygotowania, o strachu i pokonywaniu własnych granic. Cheryl z dystansem i humorem podchodzi do swoich umiejętności turystycznych, wyzywa się od idiotek, bez żenady wytyka swoje błędy. Z kart powieści przebija zaraźliwy optymizm, a pomimo monotonnej wędrówki, nie ma miejsca na nudę.
Z drugiej strony jednak osobiście nieco zirytował mnie patos kilkudziesięciu pierwszych stron, bawił mnie nacisk na seks i ciągle przywoływanie historii z prezerwatywami. Dodatkowo Cheryl opowiada o tym, jak w przeszłości stopniowo uzależniła się od heroiny, dochodząc do wstrzykiwania sobie w żyłę w nodze, bo te na rękach były już niezdatne, a z zaparciem twierdzi, że nie była ćpunką. Z tego co wiem, to tak nie działa. Nie przemawia też do mnie amerykańsko-popkulturowe podejście do życia, które zakłada podjęcie się wyzwania ponad siły albo radykalnych zmian, by w sposób ekstremalny uzyskać spokój ducha. Podobnie jest z Jedz, módl się, kochaj: przepis na objawienie instant. Trzy kraje czy też trzy miesiące i złamana dusza naprawiona!
Na uwagę zasługuje też niezwykła literackość powieści. Bohaterka jest oczytana, studiowała literaturę i dużo pisze o samym czytaniu. W podróż wzięła kilka książek, tomik bliskich sercu wierszy Adrienne Rich, powieść do czytania, poradnik dla turysty i przewodnik po szlaku. Szybko nauczyła się, że nie warto nosić ze sobą takiego ciężaru i zaczęła palić przeczytane strony, co szybko stało się czynem symbolicznym. Cheryl paliła nie tylko przeczytane stronice, ale swoją gorycz i smutek, przekuwając je w nową siebie. Same powieści do czytania zmieniały się, w każdej przesyłce z zapasami pojawiała się nowa książka. Prawie wszystkie zostały spalone prócz tomiku wierszy, jednak zaintrygowany czytelnik (taki jak ja) chyba kiedyś zajrzeć do któreś z wypisanych na końcu powieści pozycji.
Smutne jest to, że z naprawdę niezłej książki zrobiono raczej nudnawy, miejscami pompatyczny film, a oczytanie Cheryl zostało sprowadzone do banału. Reese Witherspoon zamiast zwięzłych wykrzyknień wpisuje do dzienników dla turystów najbardziej wyświechtane sentencje z Walta Whitmana, Emily Dickinson i Roberta Frosta. Linijki niemal żywcem wyjęte z kajetów licealistów. A szkoda. Jak to się stało, skoro scenarzystą był Nick Hornby?
Tak wygląda szlak, którym przeszła Cheryl.
Źródło: pctlionheart.wordpress.com
0 komentarze:
Prześlij komentarz