Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

piątek, 12 maja 2017

POPKULTURALNE NOWINY HADYNY: kwiecień 2017


Już dwunasty maja, a ja nie wyprodukowałam ani obiecanego wpisu o Północy i południu oraz SerialConie, ani nie podsumowałam popkulturalnie ubiegłego miesiąca. Już spieszę z wyjaśnieniem: mam nową pracę, pożonglowałam trochę w grafiku - w efekcie jestem zmęczona nowymi wrażeniami i mam trochę mniej czasu. Nie pomaga fakt, że zmagam się z efektami ubocznymi umiarkowanych perypetii zdrowotnych i mam jednak zdecydowanie mniej energii niż zazwyczaj.

Mimo wszystko jednak w kwietniu udało mi się wchłonąć pięć książek. Magię sprzątania Marie Kondo wchłonęłam w dwa wieczory, oprócz tego wreszcie sięgnęłam po leżącą od wieków na półce Kobietę w 1000°C Hallgrímura Helgasona, na szybko przebiegłam Mleko i miód Rupi Kaury, a nawet na próbę zajrzałam do young adultu i przebrnęłam przez Czerwoną królową Victorii Aveyard. O tych pozycjach zamierzam wkrótce napisać w małych podsumowaniach w jednym wpisie. A o Czerwonych dziewczynach Kazuki Sakuraby już pisałam.

A jak było popkulturalnie?

Iron Fist (2017–)



Przede wszystkim dobrnęliśmy z Rybą do końca Iron Fista, choć była to droga przez mękę. Poprzednio już pisałam, jak słaby jest ten serial, a druga połowa wcale nie pomogła. Rozwój postaci Colleen, choć mógł być ciekawy, za bardzo wyglądał jak pisany na kolanie. Claire trochę w sumie nie ma co robić, a nawet jak ma, to albo ją odsyłają, żeby Colleen i Danny mogli amorzyć, albo zamawia pizzę. Co do Danny'ego, wciąż jest niesamowicie wkurzający i ciągle ma denne pomysły, na które napala się jak głupi i nikt mu nie potrafi przemówić do rozsądku. Nawet pijany ninja ma lepsze ruchy w walce niż aktor, a dobrej sceny walki w ogóle nie uświadczysz. Bonus: zamiast smoka dostajemy dwa czerwone światełka w jaskini i bieganie po wieżowcu z pistoletem. Marnacja materiału, zgrzytanie zębów i bezsens. Nic, tylko walić głową w ścianę.

Samuraj Jack (2001- )



Nigdy nie słyszałam wcześniej o serialu animowanym Genndy'ego Tartakovsky'ego, który leciał przed wieków na Cartoon Network, dopóki ostatnio nie zrobił się wokół niego szum. Anulowano go przedwcześnie, przez co biedny homo viator Jack, wiecznie przemierzający świat w poszukiwaniu drogi do domu, nigdy nie dostał szczęśliwego zakończenia, nie wrócił do swoich czasów i nie pokonał złego Aku. Waleczny i honorowy samuraj bez skazy, postać niemal archetypiczna, dostał jednak niedawno zielone światło na Adult Swim, odnodze Cartoon Network dla dorosłych, a Genndy Tartakovsky, który błagał stację przez wiele lat, wreszcie dostał dziesięć odcinków na zakończenie swojej historii. W kwietniu obejrzałam wybór najlepszych odcinków starego Samuraja według Ryby - okazało się, że te najlepsze to w sumie połowa serialu, który okazał się być zachwycający, mądry i często bardzo ambitny formalnie. Przepiękne koncepcje wizualne (odcinek z czarnym ninją), ciekawe historie bazujące na starych mitach (odcinek o Spartanach czy starym Wikingu), eksperymenty z narracją (odcinek o naradzających się łowcach nagród, w którym Jacka prawie nie ma), przezabawne sekwencje komediowe (odcinki ze Szkotem!). Teraz na bieżąco oglądam już nowe odcinki Jacka... i dzieje się, oj, dzieje!

Dziewczyny (2012- )



W marcu skończył się ostatni sezon serialu Leny Dunham o ekscentrycznych nowojorczankach. Dzięki sporej przerwie w oglądaniu zdążyłam się za Dziewczynami stęsknić. Sześć sezonów konsekwentnej, bezkompromisowej formy i świeżych pomysłów pomimo czasem oklepanych tematów, nie licząc o obcesowości, totalnym oderwaniu od rzeczywistości i Allenowskim słowotoku, generalnie daje się lubić, choć to nie jest rzecz dla każdego. Ostatni sezon zaczyna się dość niewinnym, lekkim i zabawnym odcinkiem, w którym Hannah wybiera się na obóz windsurfingowy dla bogatych, wysportowanych kobiet, by napisać artykuł o swoich przeżyciach. Na koniec okazuje się jednak, że wyjazd ten był mocno brzemienny w skutki, a Hannah musi na szybko dorosnąć na tyle, by zweryfikować swoje powierzchowne związki z ludźmi, odpowiedzieć sobie na pytanie czym jest miłość rodzicielska i wreszcie odnaleźć jako takie stałe miejsce na świecie. Przy okazji przyjaźń czterech dziewczyn zostaje obnażona jako generalny masa niezrozumienia, samolubstwa i braku komunikacji czy jakiejkolwiek empatii. Na szczególną uwagę zasługuje według mnie poruszający ciekawy dylemat moralny, odważny odcinek American Bitch.

To Walk Invisible: The Brontë Sisters (2016)



Dla fanów produkcji kostiumowych i miłośników pisarstwa sióstr Brontë gorąco polecam dwugodzinny film BBC One, śmiało zaglądający w pielesze rodzinne rodziny z wrzosowisk. Moment, w którym przyglądamy się życiu rodzeństwa, to publikacja pierwszych trzech książek i problemy z bratem Branwellem. Ogląda się fascynująco, bo ostre akcenty, surowe wnętrza i realistyczne sceny odbiegają mocno od utrwalonego w zbiorowej wyobraźni statecznego, bogatego wyobrażenia o arystokracji angielskiej czasów królowej Wiktorii.

Wersal. Prawo krwi (2015- )




Podczas świąt zbinge'owałam pierwszy sezon Wersalu jak wygłodniały wilk. Zaczęło się niewinnie, ale przenikliwe oczy młodego Ludwika XIV i stateczne spojrzenie zranionej łani jego brata (powyżej), wraz z powiewającymi wszędzie idealnie ułożonymi lokami podbiły mnie całkowicie. Ten francuski serial zakrojono na międzynarodową skalę, żeby wskoczyć na miejsce takich produkcji, jak Rzym, Rodzina Borgiów czy Tudorowie. Generalnie jest dużo golizny, momentami współczesna muzyka, bijący po oczach olbrzymi budżet i francuski dwór mówiący pięknie po angielsku (zgroza! :D). Ogląda się jednak nieźle, niewzruszoną wolą króla buduje się nie tylko pałac, ale i dwór w Wersalu, a w tle przewijają się problemy społeczne, międzynarodowa polityka, wewnętrzne niesnaski, intrygi, królewskie miłostki i tragedie odrzucanych faworyt. Monsieur Philippe i Chevalier de Lorraine skradli moje serce.

Tabu (2017- )



Na zakończenie opowiem jeszcze o Taboo. Generalnie serialem zainteresowałam się ponad pół roku temu gdy wyszły pierwsze zdjęcia promocyjne (takie jak to *khem khem* powyżej). Generalnie Tom Hardy wraca z kolonizowanej, ale wciąż egzotycznej dziczy do dziewiętnastowiecznego Londynu i oszczędnym, ale konsekwentnym pochrząkiwaniem upewnia się swojego dziedzictwa. W ciągu ośmiu odcinków James Keziah Delaney pokazuje się człowiekiem nie tylko fascynującym, tajemniczym i nękanym wspomnieniami przeszłości, ale także inteligentnym, zawsze wyprzedzającym swoich wrogów o krok i cholernie niebezpiecznym. Trochę trąci garysuizmem, ale serial powstał na podstawie opowiadania Hardy'ego i Hardy'ego papy, więc nic dziwnego. Brudny, realistyczny Londyn wraz z jego przestępczym światkiem zarówno na poziomie ulicznym, jak i korporacyjnym (tak!) stał się już bardzo znany przede wszystkim z porównań z ponoć nieudanym Belle Epoque. Zapowiedziano już drugi sezon, a ja już ostrzę ząbki na Hardy'ego w stylu mrocznego Skrzetuskiego w wysokim kapeluszu. Warto, bo to rzecz wyśmienicie zrobiona.


Koniec kwietnia przypieczętowałam Pyrkonem, z którego relację znajdziecie w poprzednim wpisie, o ile już dawno temu jej nie czytaliście.