Już pojutrze, w środę, będę się zbierać do kina na przedpremierę ósmego epizodu Gwiezdnych Wojen, to znaczy na Ostatniego/Ostatnich Jedi. Oj, nie mogę się doczekać! W ramach godnych przygotowań do seansu obejrzałam ze znajomymi starą trylogię jeszcze raz, w środę przed kinem jeszcze trzeba odświeżyć Przebudzenie mocy... A tymczasem wieczorami rozkładałam sobie na kolanach pokaźny Ilustrowany Słownik epizodu siódmego, przeglądając go z uwagą od deski do deski.
Czy zapamiętałam choć część nazw, nazwisk i faktów zawartym w tym kompendium? Wolne żarty, nie jestem hardcorowym fanem, który wykuwa na pamięć każdą trzecioplanową postać, potrafi wskazać na mapie galaktyki każdą ważną dla serii planetę i opisać, co na niej się wydarzyło, a na dodatek z pamięci odtworzyć wszystkie historie z powieści tworzonych w starym kanonie. Przyznam się szczerze, choć ci, co mnie znają choć trochę już wiedzą, czemu się zaopatrzyłam w taką pozycję. No jasne: żeby z półki patrzył na mnie Kylo Ren w swojej skrywającej twarz Adama Drivera masce, żeby przeczytać ten prześmieszny opis jego postaci, żeby bliżej poznać film, który na dobre mnie przekabacił na Gwiezdne Wojny. Wcześniej byłam raczej typem startrekowca.
Czyli co, wychodzi na to, że jestem noobem i fangirlem? A tak. Przyznaję się do tego. Fangirlizm to moje poletko od dawna i wcale nie uważam go za rzecz podłą czy gorszą; bycie noobem pozwala przeżyć dreszcz emocji, odkrywając nowe rejony. A słownik był mi potrzebny, bo jest ładnym coffee bookiem, pozwala skupić się na drobnostkach, zajrzeć jeszcze dalej ekipie filmowej w detale, uczy, bawi i pięknie się prezentuje obok innych nerdozjów, czyli nerdowych precjozów.
To może zajrzyjmy razem do środka?
Niezbyt gruba, bo osiemdziesięciostronicowa, ale za to dużoformatowa publikacja z bogatym wyborem ilustracji z filmu naprawdę cieszy oko. Gładki, połyskliwy papier, gruba oprawa, złocona obwoluta – to zdecydowanie wydanie kolekcjonerskie, na bogato. Zaczynając od pobieżnego wstępu i przedstawienia głównych sił ścierających się ze sobą w Przebudzeniu mocy, słownik szybko przechodzi do analizy kolejnych postaci, ich historii, motywacji, stroju, broni, transportu, zbroi, towarzyszy.
Na kolejnych, hojnie wypełnionych stronach można podziwiać mapę galaktyki, analizę budowy robota BB8, zbieraninę postaci u Maz Kanaty, przedstawienie różnych specjalizacji żołnierzy Najwyższego Porządku, członków ruchu oporu, pilotów, zbójów z podziemnych organizacji mafijnych, którzy postanowili wspólnie zajrzeć na statek Hana Solo i pogadać ze znanym przemytnikiem o długach... Generalnie niemal cokolwiek przez chwilę pojawia się na ekranie, znajduje swoje miejsce w słowniku wraz ze swoją nazwą i krótkim opisem. Dodatkowy punkt na plus to wytłumaczenie stopni militarnych, symboliki mundurów i tego typu szczeg
Wydaje się, że książka wyciska naprawdę każdy szczegół z filmu, czasem wręcz tracąc głębię treści na korzyść ilości zbędnego pustosłowia i zapychania dziur. Teksty są pobieżne, powtarzają oczywistości i rzadko kiedy wychodzą poza wiedzę czysto wyciągniętą z filmu (pomijając superprecyzyjne nazwy każdej broni, każdego robota i stworzenia). Czasem wyciągają ciekawe szczegóły, ale częściej męczą albo wywołują śmiech. Niektóre komentarze przy strzałkach są na tyle wymuszone, że komentują cerę czy wyraz twarzy (na przykład skrupulatnie informują, że generał Hux jest blady, ponieważ dużo czasu spędza w pomieszczeniach zamkniętych, niegdyś brązowe włosy Hana Solo zupełnie wysiwiały, a twarz Finna wyraża zacięte oddanie wobec nowo poznanych przyjaciół). Takie wstawki śmieszą banalnością i zbędnością, a na dodatek sprawiają wrażenie zbytniego wysiłku wobec rzeczy zupełnie trywialnej.
Choć miejscami sprawia takie wrażenie, słownik ten wcale nie jest napisany przez jakiegoś biednego stażystę, któremu kazano biedzić się nad wymyśleniem jakiegoś minimum przypisów do każdej postaci. Pablo Hidalgo, jak informuje czytelnika obwoluta, jest zatrudniony przez Lucasfilm od prawie dwóch dekad jako profesjonalny twórca teksów związanych z Gwiezdnymi Wojnami, zarówno do książek związanych z produkcjami, jak i na oficjalnej stronie internetowej franczyzy. Jest też kierownikiem kreatywnym przy pracach nad rozwojem fabuły. Z jednej strony sprawia to, że czujemy zaufanie do zawartych w słowniku treści, z drugiej czujemy niesmak do takich szumnych i niechcący zabawnych fragmentów, jak ten, który mógłby znaleźć miejsce w fanowskiej narracji wyjętej z pamiętników Emo Kylo Rena:
Ten, który wkracza na spustoszone pole bitwy ze śmiałą determinacją w kroku, z osmoloną szatą łopoczącą na jego smukłej sylwetce, to tajemniczy Kylo Ren. Jego ciało promienieje tłumionym gniewem, ognisty temperament utrzymywany jest jednak w ryzach, wyostrzony w idealną i precyzyjną broń.
(tłumaczenie własne)
Generalnie nie jestem zachwycona wnętrzem, ale niesamowicie przyjemnie i satysfakcjonująco dla fana jest mieć takie podręczne kompendium wiedzy na półce. Kto wie, może szczególiki i detale techniczne jeszcze kiedyś się przydadzą, ale tymczasem – zacne nerdozjum.
A na koniec: miłego oglądania nowej części dla wszystkich fanów, którzy to czytają, a którzy też wybiorą się niedługo do kina!:)
Star Wars: The Force Awakens The Visual Dictionary
Pablo Hidalgo
DK, 2015
80 stron
Odczucia: ★★★/★★★★★
Mój oryginalny egzemplarz po angielsku sprowadzałam przez Amazona, ale Star Wars. Przebudzenie mocy: Słownik ilustrowany jest też dostępny po polsku:
0 komentarze:
Prześlij komentarz