Kiedy ja ostatnio czytałam coś szwedzkiego? Zamknęłam się tak bardzo w literaturze anglosaskiej, polskiej, z rzadka japońskiej, że straciłam z celownika mój niegdysiejszy cel na studiach, by rozszerzać horyzonty i czytać nieoczywiście, próbować słów egzotycznych, obcych, innych, rezygnować z kanonu i sięgać czytaniem w cały świat. A tymczasem ostatni raz literacko wybrałam się do Szwecji... kiedy kilka lat temu. Przy okazji trylogii Millennium. Spory przeskok.
Z Agnetą Pleijel spotkałam się tylko i wyłącznie dzięki Ani z Literackich Skarbów i Oli z Parapetu Literackiego. Zaproponowały, żebym wpadła z nimi na Festiwal Conrada i posłuchała wywiadu z autorką na żywo. Wyczytawszy, że zupełnie nieznana mi pisarka ma na koncie między innymi Lorda Nevermore, książkę o Witkacym i Malinowskim, zgodziłam się prędko. W ten sposób posłuchałam nie tylko Pleijel, która wydała mi się ciekawą, inteligentną i bystrą osobą, ale też jej pełnej entuzjazmu i zachwytu tłumaczki, potem posłuchałam fragmentu kontynuacji Wróżby, który mnie momentalnie porwał... i byłam kupiona. To znaczy poszłam na Targi Książki i kupiłam sobie naprawdę wyśmienitą książkę.
Wydana na grubym, przyjemnym w dotyku papierze, w minimalistycznej oprawie i pięknej, miękkiej obwolucie, Wróżba pozwala nam zajrzeć w przebłyskach do wspomnień szwedzkiej dziewczynki dorastającej w latach pięćdziesiątych. To powieść autobiograficzna, co może trochę niektórych razić jako zbędny ekshibicjonizm, ja jednak nie mam co do tego żadnych zażaleń z powodu z powodu pięknego, oszczędnego stylu i beztroskiej, szczerej autentyczności bijącej w oczy już od pierwszych stron.
Na dziewczynkę mówią Neta. Ma dwie siostry i rodziców, którzy są jak ogień i woda. On: matematyk, ścisłowiec, poświęcony karierze, wolałby kobietę radośniejszą i łatwiejszą w obyciu. Ona: niespełniona artystka, pianistka, zamknięta w roli matki i żony, rozgoryczona, rozpięta na krzyżu i brocząca krwią z powodu rodziny. Często się nie układa. Często też się przeprowadzają. Ojciec bywa nieobecny, matka trudna, a sama Neta czuje się wyalienowana, samotna, w potrzasku.
Dziewczyna jest ciekawska, chodzi własnymi ścieżkami, lubi próbować nowych rzeczy, pragnie być lubiana. Szuka tego w książkach i filmach, na które jest często za młoda, w przygodach z chłopakami na prywatkach, w szaleńczej pogoni na rowerze, w odważnych występach teatralnych. Jej matka nigdy nie jest z niej dumna, nawet trudno o chwilę uwagi dla dziecka. Nie zauważa rosnących piersi dziewczynki, więc ta musi sobie sama kupić pierwszy stanik. Gdy Neta staje się kobietą, matka pokazując pośpiesznie, jak sobie z tym radzić, szybko wpędza córkę w poczucie wstydu i niższości. A tymczasem Neta obserwuje, pyta, drąży, eksperymentuje. Poznaje swoje ciało, zadaje pytania o Boga, o moralność, o sens. Czasem błądzi, czasem zapędza się w kozi róg, czasem nie może już dłużej być w swoim własnym domu. Czasem widzi rzeczy, które kompletnie nie wpasowują się w jej wyobrażenia o ojcu, nie potrafi ich nazwać. Z perspektywy wieku widzi, że nie był bez winy, że matka naprawdę musiała wiele wycierpieć.
Fabuła jest nielinearna, porwana, pełna dziur. Wspomnienia wyłaniają się z konkretnych ciągów skojarzeń. Struktura powieści rozmywa się bez jasno określonych punktów zwrotnych, kulminacyjnych. Płynie jak rzeka strumieniem świadomości autorki, przetapiającej swoje myśli w suche, ale bardzo obrazowe i często piękne zdania, akapity, rozdziały. Tę prozę czyta się w mgnieniu oka, sama powieść jest naprawdę bardzo krótka, ale zostawia ślad, intryguje, wbija się jak drzazga. Samotność, odosobnienie, niewiedza, poznawanie życia po omacku i wyrzuty sumienia mieszają się w jeden dojrzewający, niepewny niczego umysł bystrej, ale czasem ślepej na pewne rzeczy nastolatki.
Cudownie czytać literaturę pisaną przez kobietę, która bez popadania w szufladkę literatury kobiecej, przedstawia dojrzewanie w realistyczny, namacalny, bardzo cielesny sposób. Znienacka miesiączka czy biustonosz wydają się uniwersalnym doświadczeniem, nośnikiem znaczenia ludzkiego, a nie tylko kobiecego. To mnie najbardziej poruszyło, ale nie zapominam też o tym, jak dobrze, jednocześnie z dobrym smakiem, ale też bolesną otwartością autorka przedstawia konflikt na płaszczyźnie rodzice-dziecko. Dzięki temu stawiam Wróżbę na półce niedaleko wstrząsającej Pianistki Elfriede Jelinek i mocnego Szumu Magdaleny Tulli.
Jednak odmawiam tej książce pełni zachwytu. To przetwarzanie swoich własnych doświadczeń nie przemieniło się w literaturę genialną, zachwycającą, poruszającą do głębi. W dobrą, owszem, ale czegoś zabrakło. Sam powracający, głównie z tytule, motyw wróżby wcale do mnie nie przemawia. Nie pasuje do Nety i jej historii. Może autorka powinna się dłużej wsłuchiwać w głosy przeszłości, a potem przemienić je w dzieło bardziej zwięzłe, lepiej związane znaczeniami, objawiające? Historia opowiedziana w ten sposób bardziej przypomina luźne, zapisane ulotnymi wrażeniami kartki niż spójną całość.
Mam wrażenie, że wciąż brodzimy w nabierającym kształtów „pierwotnym śnie ludzkości”, jak napisała Pleijel.
Wróżba. Wspomnienia dziewczynki
Agneta Pleijel
Tłumaczenie: Justyna Czechowska
Karakter, 2016
Karakter, 2016
256 stron
Odczucia: ★★★★/★★★★★
0 komentarze:
Prześlij komentarz