Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

piątek, 19 stycznia 2018

Podróż sentymentalna przez Francję i czas. "Jak zawsze" Zygmunta Miłoszewskiego


Trudno zebrać mi się do napisania o tej książce, bo tyle mam w głowie sprzecznych myśli na jej temat. Jak ją ocenić, skoro sprawiła naprawdę sporą przyjemność podczas słuchania, zaintrygowała, ubawiła, a jednocześnie zbiła z tropu, nie wykorzystała w pełni potencjału, trochę zawiodła, ostatecznie okazując się ciekawą sztampą bez rozwiązania i satysfakcji?

To moje pierwsze spotkanie z Miłoszewskim, podobno ostatnio sztandarowym pisarzem popularnym w naszym kraju. Przez początek książki myślałam, że to spotkanie jest niesamowicie udane. Potem jednak sprawa zaczęła się komplikować. I do tej pory mam wątpliwości. Rozkminicie zatem ze mną?

Sprawa zaczyna się od osiemdziesięcioletniej pary staruszków w Polsce 2013 roku. Świętują pięćdziesiąt lat od swojego pierwszego wspólnego porywu miłości. On robi próby generalne z wiagrą, ona kupuje seksowny, ale i przemyślany komplecik bielizny, by upiększyć stare ciało. Wieczór wspominek, narzekań, utyskiwań i miłości przemienia się w niesprecyzowany sposób w poranek w młodych ciałach, w latach sześćdziesiątych. Niby wszystko takie samo jak pięćdziesiąt lat temu, ale trochę inne... zaraz, jak to Polska zamiast być podrzędną wobec Moskwy tym razem jest na smyczy Paryża?

Autor funduje nam tutaj klasyczną, przemieloną już wiele razy w popkulturze historię przeniesienia w czasie, by dostać drugą szansę i sprawdzić, czy zrobiłoby się to samo, wiedząc, jak ta historia się skończy. A może jednak wybierze się tego drugiego czy tą drugą? Może zmieni ścieżkę kariery, może zawróci losy historii, namiesza w porządku rzeczy, wyprzedzi myśl naukową, napisze Harry'ego Pottera przed Rowling i zostanie milionerem?

Jak zawsze porusza wiele problemów, próbuje złapać wiele srok za jeden ogon. Zagłębia się trochę, ale nie za głęboko, w lekko zawoalowane komentarze polityczne, komentuje na nowo dawno znane problemy obyczajowe, gubi się i porzuca nadmierną ilość wątków pobocznych, a jednocześnie pięknie sobie radzi w elementach komediowych i związkowych. Choć decyzje głównych bohaterów mogą trochę dziwić, to jednak ja rozumiem ich miotanie się w nowej rzeczywistości. Może to zasługa świetnych lektorów, ale natychmiast polubiłam Grażynę i Ludwika, ich głosy i komentarze o uczuciach, dziecku i byciu razem trafiają prosto do mojego serca. Ich wspomnienia z perspektywy doświadczonych ludzi i lat w związku wywołują wewnętrzny przymus przeanalizowania swojego własnego życia i poprzednich szans, stanu obecnego i hipotetycznej przyszłości w wieku podeszłym. Do tego zachwyt cielesnością młodych ciał, sceny erotyczne, pożeranie kurczaka rękami, a potem pożeranie siebie nawzajem – tu wydaje mi się, że książka trafia w dziesiątkę.

Warto też pochwalić pięknie przedstawioną miłość w wieku starszym. Ludzi na emeryturze, którzy wcale nie odłożyli swojego pożądania na półkę. Którzy wciąż rozmawiają ze sobą o swoim związku, którzy mimo wad, zmarszczek i dolegliwości potrzebują się nawzajem. Chcą przed sobą dobrze wypaść. Czekają z wytęsknieniem na moment zbliżenia. To prawda, że być może to motyw zaczerpnięty z pewnego pojawiającego się w ostatnich latach w filmach motyw dawania sobie drugiej szansy na starość, ale jednak potraktowany według mnie całkiem nieźle, choć niestety eksplorowany jest tylko na samym początku. Choć często w narracji przypomina się czytelnikowi wiek bohaterów w młodych ciałach, to jednak równie często, jeśli nie częściej, ich myślenie raczej przywodzi na myśl ludzi o połowę młodszych.



Świetnie gra obyczajowa komedia, ironia, lekki, ciepły, ludzki humor. Nawet scena z wypiętym tyłkiem na początku powieści w jakiś sposób jednak wydała mi się nie tyle ordynarna, co autentycznie zabawna. Świetnie też czyta się o Warszawie, jej dzielnicach, najważniejszych budynkach. Alternatywna stolica ma przemyślane różnice, pomnik orła, francuski odpowiednik Pałacu Kultury i Nauki, inaczej odbudowane ulice, fascynujące osiedle zaprojektowane przez Le Corbusiera. Choć motyw żywego jeszcze widma wojny szybko się rozmywa, to jednak robił wrażenie. Wreszcie z jakiegoś powodu, choć nie odkrywała Ameryki, głęboko feministyczne przemowy Grażyny do swoich uczennic na ludzkie, fundamentalne tematy rodzinne i związkowe bezpośrednio do mnie przemawiały. Jej niezdarność w wytłumaczeniu, skąd ma taką wiedzę, skąd jej przychodzą takie awangardowe pomysły, jakieś niewprawne wspomnienia o Wisłockiej, też mają swój urok. Utarczki z dyrektorką szkoły, problem ginekologicznego warunku uzyskania dyplomu i cała fama szkoły jako wychowalni wykształconych i potulnych żon dla Francuzów – te wszystkie elementy mnie osobiście bardzo dotykały, ale jednocześnie nie czuję, żeby ten wątek, podobnie jak wiele innych, nie został satysfakcjonująco zamknięty.

Szkoda trochę słabo wykorzystanego tła, malowanego z początku dość drobiazgowo, ale bez żadnego celu, znów urywającego się bez konsekwencji. Ludwik ponoć jest wybitnym psychologiem, ale wcale nie myśli jak nawet przeciętny psycholog, nie wykorzystuje swojej wiedzy. Świetnie zapowiadający się wątek nowych terapii w praktyce o dekady przed wynalezieniem szybko ginie w zarodku. Podobnie jak bohaterowie poboczni: jedna z miłości Ludwika, a koleżanka Grażyny, jej brat, żołnierz, matka. Trochę bardziej, ale wciąż czuć po nich niedosyt, malowane są miłosne drugie szanse bohaterów. Z drugiej strony, czy potrzebujemy na przykład długich wywodów Grażyny o przyszłości, o której opowiada swojemu nowemu narzeczonemu, wyjaśnianie mu działania komputera, komórki, smartfona?

Najbardziej jednak rozczarowała mnie nieistniejąca niemal zagadka popularnonaukowa, czyli podróż w czasie. Cały czas liczyłam na jakieś konkretne wyjaśnienie, rozwiązanie. Wiadomo, nie zawsze takie zamknięcie jest potrzebne, niekiedy wychodzi to na dobre. Dlaczego jednak robić jakieś tajemnicze sceny sugerujące, że gdyby bohaterowie wyszli poza granice Warszawy, wszystko by się rozmyło? Po co drgnięcia rzeczywistości przy odniesieniach bliskich PRL-owi?

Najbardziej jednak mnie konfunduje warstwa polityczna. Z jednej strony, przecież to szalenie ciekawy pomysł, żeby zmienić losy Polski i zobaczyć, jak to by się mogło potoczyć. Z drugiej, wyczuwam w tym wszystkim jakiś ideowy smrodek, od którego chcę się trzymać z daleka. Jasne, morał, że obojętnie, jaka to podległość, zawsze jest podległością, a wzdychanie za innym tokiem historii nie popłaca, jest bezpośredni i prosty. Ale jednocześnie czytelnik ma wrażenie, że wciska mu się niechęć wobec Europy i instynktowny strach przed komuną połączony z lekką pochwałą, jednocześnie dorzucając krytykę wobec nurtów narodowościowych i słowiańskich. A w dodatku trochę można się zastanawiać, jakim cudem w tym uniwersum wszystko inne prócz Inżyniera Kwiatkowskiego i unii z Francją zupełnie się nie zmieniło. Na szczycie jest Gierek, w kinach lecą te same filmy, pisarze wydają te same książki.

Pozostaje jeszcze problem okładki, owszem, minimalistycznej i przyciągającej wzrok, to jednak dla mnie nieco niesmacznej. Owszem, w książce jest sporo seksu, ale czy trzeba z tego powodu pchać na okładkę idealne, bardzo toporne kulki pod czymś w rodzaju gorsetu na uproszczonej kobiecej fizjonomii, która jest jednocześnie panoramą miasta? Może równie dobrze przedstawiałaby się w tym miejscu męska klata albo pośladki, ponieważ tak mocno wiążą się z fabułą?


W krótkim podsumowaniu, Jak zawsze jest nierówne, ale wywołuje i uśmiech na twarzy, i wzruszenia, i poruszenia, i niedosyt, i przesyt, i konfuzję. To przyjemne czytadło, które może wywołać wiele przemyśleń i rozkmin, ale nie mogę go uznać za świetną książkę. Po rozkminie oficjalnie zmieniam moją początkową, entuzjastyczną ocenę na Goodreads o jedną gwiazdkę.


Jak zawsze

Zygmunt Miłoszewski

GW Foksal - Audiobooki, 2017
Czas trwania: 17 godz. 11 min.
Odczucia: ★★★/★★★★★



0 komentarze:

Prześlij komentarz