Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

środa, 7 lutego 2018

NERDOZJA#8: Nerdgazm za nerdgazmem. "Ready Player One" Ernesta Cline'a


Z dziką chęcią wskoczyłam do tylnego wagonika rozpędzającego się coraz bardziej hype’u związanego z Ready Player One. Książką uwielbianą za łechtanie ego wszystkich typowych nerdów dostających orgazmu na wspomnienie lat osiemdziesiątych. Książką przedstawiającą w roli głównej geekowskiego everymana, który przechodzi wszystkie levele, wchodzi do zamku i zdobywa księżniczkę, spełniając wszystkie mokre sny stereotypowych zakompleksionych, aspołecznych, zamkniętych w swoim pokoju graczy.

Wskoczyłam do wagonika, zobaczyłam wszystkie wady i niedociągnięcia, ale mimo to dałam się porwać przygodzie do tego stopnia, że na ostatnich, zawrotnych pętlach rollercoastera piszczałam z przejęcia jak mała dziewczynka. MUSIAŁAM DOCZYTAĆ, TERAZ, ZARAZ.

Bo mechy biją się z Mechagodzillą!!!


Kchem. Tak. Ready Player One mnie niesamowicie wciągnęło. Słuchałam audiobooka czytanego przez Wila Wheatona, postać znaną i lubianą w kręgach wielbicieli nerdowej popkultury; audiobooka czytanego zresztą bezbłędnie, z werwą, dobraną intonacją, przekonaniem. Sama historia, choć prosta i niepotrzebnie tak rozciągnięta watą słowną, mogłaby być zdecydowanie okrojona, jednak coś w tej opowieści od zera do bohatera wciąga na tyle, że trudno wyczekać oczywistego, ale jakże satysfakcjonującego finału.



Świat przedstawiony ciekawi już od pierwszych zarysów. Opowiada go nam Wade Watts, młody chłopak, który od dziecka zanurzony jest w wirtualną rzeczywistość. W realu mieszka w dzielnicy biedoty, otoczony krajobrazem trzymających się na słowo honoru stosów przyczep kempingowych, ułożonych na kształt wieżowców dochodząc nawet do piętnastu pięter. Cywilizacja ludzka chyli się ku upadkowi, od lat szaleje kryzys energetyczny, skończyły się paliwa kopalniane. Chłopak codziennie zaszywa się w swoim schronieniu i odpala OAZĘ. W OAZIE wygląda lepiej, potrafi zagadać i się odgryźć, porusza się bezbłędnie w gąszczu zasad życia wirtualnego. Staje się Parzivalem i ma przed sobą jasny cel. Chce znaleźć ukrytego gdzieś w OAZIE easter egga.

Easter egga zostawił James Halliday, zmarły twórca najwspanialszej iluzji, w którą ucieka gnębiona bezwzględnymi korporacjami, biedą, brakiem pracy i stale pogarszającymi się warunkami życia ludzkość. Halliday, figura na miarę Jobbsa czy Zuckerberga, aspołeczny geniusz, postanowił porozstawiać w swojej grze ostatecznej – i tak stworzonej na kanwie wszystkich fikcyjnych światów wymyślonych przez człowieka – nawiązania do popkultury lat osiemdziesiątych, czasów swojego dzieciństwa. Odnajdując kolejne klucze i przechodząc arcytrudne zadania, najwytrwalszy z gunterów (szukających easter egga) możne wygrać fortunę i OAZĘ na własność. Rzecz jasna koeljne zadania wymagają bezbłędnej wiedzy o wszystkim, co lubił Halliday, od scenariusze rpgów, przez muzykę, po filmy i seriale, a także mistrzowskich umiejętności za sterami vintage gier arcade’owych.

Nic dziwnego, że dużą część książki zajmuje z czasem nudzące wymienianie przez głównego bohatera wirtualnych czynności, franczyz, filmów i seriali, które obejrzał setki razy, gier, które opanował, informacji, które już zdobył. Do tego dochodzą nerdzkie przechwałki z innymi gunterami, streszczona biografia Hallidaya i kolejne strony opowiadania o OAZIE – niestety w większości bez pokazywania jej możliwości. Kolejne listy piosenek i produkcji z lat osiemdziesiątych zamiast fabuły potrafią ostudzić zapał czytelnika.



Na szczęście w chwilach, gdy akcja rwie do przodu i odkrywane są kolejne karty szalonego wyzwania Hallidaya, trudno się nudzić. Parzival nie tylko okazuje się czarnym koniem tego konkursu, zdobywa popularność i poznaje dziewczynę marzeń, ale też trafia na celownik dążących do przejęcia OAZY dronów bezwzględnej korporacji. Pozostanie na szczycie listy graczy nie jest takie proste, jak by się mogło wydawać. Również wątki związane z przyjaźniami, jakie zaczynają łączyć czołówkę gunterów, a także kiełkująca miłość głównego bohatera to zdecydowane plusy książki – pomimo pewnej stereotypowości niektórych postaci, szczególnie japońskich.

Przede wszystkim zaś zachwyca nieskrępowana przestrzeń nawiązań, śmiałość w sięganiu po wszelkie odwołania, napomknienia i oczka puszczane czytelnikowi. Scysje wywołane przez sztandarowe dla amerykańskiego pokolenia wychowującego się w latach osiemdziesiątych filmy Johna Hughesa, dyskusje odnośnie Ewoków, dociekania związane z unikatowymi, niszowymi scenariuszami do Dungeons & Dragons, sentymenty do kultowych pozycji anime (Cowboy Bepop!) i starych filmów samurajskich, odwołania do Diuny, Autostopem przez galaktykę czy Świata Dysku, odtworzone lokacje z Władcy Pierścieni, emocjonujące przechodzenia bezbłędnej gry w Packmana, wspominki o Donkey Kongu, cytowanie całych fagmentów z Monty Pythona – to wszystko i jeszcze więcej wylewa się na każdej stronie książki. Długo by wymieniać, a na pewno nie mogę przyznać, że załapałam nawet większość nawiązań. Podziwiam każdego, kto potrafi ją „przejść” i wyłapać wszystko.

Zaraz... czy wtedy pojawi się easter egg Ernesta Cline’a? :D


Co w tej książce nie gra to jednak to, że to hollywoodzka wydmuszka napakowana akcją i fajerwerkami w postaci kolejnych wybuchających w twarz czytelnika nawiązań. Są fragmenty świetne – na przykład plan Wade’a na przejęcie tajnych danych od korporacji IOI zapiera dech w piersi. Ale są tez fragmenty żmudne, nic nie wnoszące i po prostu słabe. Do tego dochodzi garść rozwiązań w stylu deus ex machina, prosta jak drut konstrukcja fabularna, szczątkowy opis świata zewnętrznego, leniwa psychologię postaci i stereotypowość, a po obdarciu Ready Player One z podniecającej otoczki nie zostaje nic prócz stymulowanego nerdgazmu.

Niemniej jednak ja do tej symulacji z chęcią weszłam, a wyszłam podniecona i szczęśliwa, jak po niezłej jeździe na kolejce górskiej. Nie żałuję. I na dodatek chętnie obejrzę film!

To co? Gotowi?


Ready Player One

Ernest Cline

Random House UK , 2012
czyta Wil Wheaton
Czas trwania: 15 godzin 40 minut
Odczucia: ★★★★/★★★★★

0 komentarze:

Prześlij komentarz