Pamiętacie może mój wpis o Tajemnicy domu Helclów Szymiczkowej? Wybrałam się wtedy na spacer pod kamienicę Sub Pavone, gdzie ma miejsce większa część akcji książki, by wykorzystać okolicę do robienia zdjęć. Tamta recenzja dotyczyła pierwszego tomu autorstwa podszywających się pod poczciwą krakowską pisarkę Jacka Dehnela i Piotra Tarczyńskiego, opowiadającego o barwnym, dość skąpym i wykalkulowanym, ale mającym swój niepowtarzalny urok życiu profesorowej Szczupaczyńskiej. Nazwałam ją wtedy krakowską panną Marple i to jest chyba najlepsze określenie tej specyficznej osóbki. Myślałam też, że Dom Helclów to lektura absolutnie fantastyczna.
Cóż, myliłam się. Drugi tom, Rozdarta zasłona, po wielokroć przyćmiewa pierwszy! A tymczasem w kolejce już stoi Seans w domu egipskim, trzecia część, na którą będę polować już niedługo na Targach Książki. Co za życie, ci pisarze nic tylko produkują, a człowiekowi życia nie starczy na czytanie.
Ale do rzeczy.
Jak Dom Helclów ostrożnie badał teren, tak Rozdarta zasłona puszcza hamulce i rozlewa się cudowną, przezabawną, pełną historycznych nawiązań rzeką opowieści. Wszystko, co tak bardzo mnie zachwycało wcześniej, jest jeszcze bardziej soczyste, zadziorne i urokliwe. Profesorowa Szczupaczyńska tym razem natyka się na zbrodnię we własnym domostwie: jej służąca Karolcia, ta młodsza i ładniejsza, wymawia pracę u swojej chlebodawczyni przed zbliżającą się Wielkanocą! Tragedia jakich mało, szczególnie gdy zwłoki Karolci zostają wyrzucone na brzeg Wisły, a stróże prawa osobiście pojawiają się przesłuchiwać mieszkańców kamienicy Pod Pawiem w sprawie nieszczęsnej dziewczyny.
Szczupaczyńska nie przepuści takiego kryminalnego kąska, a zwłaszcza tak bezpośrednio dotyczącego jej domu. Drąży, tropi, odstawia szopkę, kłamie, a nawet wyprawia się do okrytych najgorszą sławą zakątków Krakowa, by dociec prawdy. Końcówka zaiste zaskakuje zarówno prawdą odnośnie morderstwa, jak i sposobu jego wyłuszczenia dyrektorostwu policji. Czysta, niczym nie zaburzona, kryminalna rozrywka pokroju powieści Agathy Christie połączona z wyśmienitym humorem naśmiewającym się z małostkowości żądnych wyższej pozycji społecznej elit krakowskiego mieszczaństwa.
Świetnym, ale dającym do myślenia elementem humorystycznym są różnorakie teorie dotyczące płci niewieściej, wygłaszane przez szacownych mężczyzn z powieści. Szczególnie jeśli chodzi o wywody udowadniające, że na płodność kobiety szkodzi... edukacja. Moim osobistym faworytem jest jednak doktor Stanisław Kurkiewicz, prawdziwa postać historyczna, oświecona i szerząca zaskakująco otwarte i trafne spojrzenie na seks, która autentycznie napisała całe sterty publikacji dotyczących seksualności człowieka, między innymi Słownik płciowy. Zbiór wyrażeń o płciowych: właściwościach, przypadłościach, i.t.p.: do użytku przy zeznawaniu przed lekarzem płciownikiem. Doktor był wielkim zwolennikiem uwolnienia słownictwa odnoszącego się do seksualności od wulgarności, a jednocześnie nie chciał zapożyczać z innych języków, przez co stosował szalenie rozrywkowe i pomysłowe zwroty: „zwisak”, „błogoszczene”, „trudnoszczytak”, „samienie się”... no doprawdy, to zbyt rozkoszne!
Dodatkową wisienką na torcie są dla mnie odniesienia krakowskie. Profesorowa Szczupaczyńska spotyka panią Bujwidową, od której czym prędzej ucieka, bo to taka straszna emancypantka, źle widziana na salonach... a tymczasem ulica Odona Bujwida, męża tejże niewiasty, to moje okolice. W ogóle ci Bujwidowie to wyjątkowo interesująca rodzina, wystarczy poczytać chwilę na Wikipedii, szczerze polecam. Do tego mamy Ignacego Daszyńskiego, paskudnego, ale jakże przystojnego socjalistę, który również dorobił się ulicy. No i burdel na Berka Joselewicza, gdzie kiedyś mieszkałam! Cud, miód i orzeszki.
Wiem, że podniecam się trochę za późno, bo Rozdarta zasłona wyszła dwa lata temu, ale co mi tam. To była prawdziwa przyjemność!
Rozdarta zasłona
Maryla Szymiczkowa (właśc. Jacek Dehnel, Piotr Tarczyński)
Znak, 2016
304 strony
304 strony
Odczucia: ★★★★★/★★★★★
0 komentarze:
Prześlij komentarz