Douglas Adams
Life, the Universe and Everything
Audio CD
Czyta: Martin Freeman
Wydawca: Unabridged Audiobook
Czy są na sali Brytofile? Oprócz mnie, rzecz jasna. O, już widzę kilka rąk w górze. A kto uwielbia Pierwszy Głos Wielkiej Brytanii, nieocenionego, fenomenalnego, überuroczego Stephena Fry'a? Tak, tego, który czytał audiobooka Harry'ego Pottera, tego, który występował w zamierzchłych czasach z Hugh Laurie w śmiechogennym show Bits of Fry and Laurie (polecam), tego, który świecił gołym tyłkiem jako Mycroft w drugim Sherlocku Holmesie według Guya Ritchiego, a potem się z tego śmiał prowadząc ceremonię rozdania nagród BAFTA (mniej więcej tak:)
Gdy szukałam tego gifa dowiedziałam się, że istnieje coś takiego jak #frycroft.
...i wiele innych?
Uwielbiam gościa.
Dlatego gdy dowiedziałam się od pewnego Rybka, że istnieje audiobook Autostopem przez Galaktykę Douglasa Adamsa i tym samym mogę doświadczać niebywałych uciech słuchowych, jednocześnie nadrabiając zaległości czytelnicze, skoczyłam jak lwica w poszukiwaniu.
Przesłuchałam, pokochałam, doznałam. Oto moja reakcja, opublikowana w kwietniu na facebooku:
I must unconditionally agree that this book was written for Stephen Fry's voice. Absolutely amazing and utterly hilarious. Priceless experience: witty, sharp, ingenious and most absurd. Pure pleasure of listening.
Sięgnęłam po następną część audiobooka. The Restaurant at the End of the Universe, po polsku wydane jako Restauracja na końcu wszechświata, słuchałam zamaszyście machając ścierą przy myciu okien. Dzięki temu nie musiałam słuchać zrzędzenia członków rodziny podczas wielkich porządków. Okazało się jednak, że czytanie przejął Martin Freeman. TEN MARTIN FREEMAN OMG *fangirl mode one* SHERLOCK!
Analogiczny komentarz brzmiał następująco:
Well, it's definitely not the fantastic Stephen Fry reading, but Martin's still good enough.
Martin trochę gardzi.
Po ponad pół roku udało mi się skończyć słuchanie trzeciej części pięcioksięgu Douglasa Adamsa: Life, the Universe and Everything (pl. Życie, wszechświat i cała reszta). Ten okres słuchania powinien mówić sam za siebie. Im dalej w galaktykę, tym mniej gwiazd tudzież perełek.
Pierwsza część była oryginalna, cudowna, zaskakująca; skrzyła się prawdziwie angielskim humorem, pełna była żartów i żarcików z Brytyjczyków i z ludzi w ogóle. Druga część kontynuowała urwany wątek, ale widać było lekkie zmęczenie materiału i trochę zbyt wymyślne pomysły, ale wciąż cieszyła. Trzecia jest męcząca, momentami gmatwa wszystko szalenie, siląc się na prostotę pierwotnych absurdów z Autostopem.
Oczywiście są momenty wybitne:
- na przykład wątek z kosmitą, który postawił sobie za cel obrazić każdą istotę w całym uniwersum, idąc w kolejności alfabetycznej według nazwisk :)
- albo fakt, że główny bohater Artur Dent uczy się latać. Okazuje się, że spadając, wystarczy nie wycelować w ziemię :D
Ogólnie mówiąc,
Life, the Universe and Everything jest słabawe. Chyba daruję sobie kolejne części. Nawet mimo cudnego głosu Martina Freemana.
I to nie są zarzuty wyssane z palca. Cała seria książek jest tylko adaptacją, o czym niektórzy nie wiedzą. Oryginalnie było to komediowe słuchowisko radiowe, które autor napisał dla BBC. I na początku miały być tylko trzy książki w serii. Tak powstała "trylogia" składająca się z pięciu części.
Absurdalnie as ever, eh?
Absurdalnie as ever, eh?
0 komentarze:
Prześlij komentarz